Prawa dla początkującego jeźdźca

faith trafiony, zatopiony. Co nie zmienia faktu, że i tak mnie to przeraża  😵
Mnie moze nie tyle przeraza co dziwi w niektorych wypadkach.
Ale rozumiem, ze jak ktos sie kreci za stodolka i po lesie - to nie musi miec parcia na szkolenie, o ile krzywdy koniowi nie robi.
Nasuwa mi się po tym wszystkim jeszcze jedno pytanie.
Jeżdżę 12 lat, mam trzeciego własnego konia, na koncie starty w konkursach CC ujeżdżenia... i nadal nie uważam się za wystarczająco "douczoną", by porzucić jazdy pod okiem trenera.
Skąd się biorą takie pomysły ludziom, którzy tak naprawdę dopiero zaczynają poznawać konie i jeździectwo?



Problem maja ci co chcą mieć instruktora.
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
05 grudnia 2013 23:01
ale że jak mają problem ... ?  🤔
z poczucia wlasnej zajebistosci🙂



Są jeszcze Ci, których na treningi nie stać. Jak kupowałam konia to miałam nadzieję, że na trenera też starczy kasy - neistety na nadziei się skończyło  🙁
Ale też nie rozumiem tych, którzy z założenia to rzucają - pamiętam tu swego czasu, że jakaś laska jeździła zawody, a o rady pytała na forum "bo na trenera ją nie stać" Kto wydaje kasę na zawody kosztem treningów  🤔
Ale to mały OT  🤦
[quote author=Alilalila link=topic=93112.msg1944178#msg1944178 date=1386276839]
[quote author=kajpo link=topic=93112.msg1943984#msg1943984 date=1386268900]
[quote author=Alilalila link=topic=93112.msg1943806#msg1943806 date=1386255952]
Kajpo pochwał sie proszę w jakiej stajni uczysz.. Zaoszczędzisz mi straty czasu.

W okolicy, istnieje duże prawdopodobieństwo, że na siebie wpadniemy  :kwiatek:
[/quote]

Mam nadzieje z będziesz mi wtedy proponowała frytki w macdomaldzie.. 🙂
[/quote]
Klienci i szefostwo są bardzo zadowoleni. Nie zmieni tego tak łatwo jedna roszczeniowa, złośliwa awanturniczka próbująca podważyć moje kompetencje na podstawie sama-nie-wiem-czego. Bez ciebie grafik też mam pełen. I mam nadzieję spotkać jak najmniej takich klientów na swojej drodze.
To, co sobą tu nam zaprezentowałaś sprawia, że kończę z tobą dyskusję i mimo wszystko życzę odnalezienie stajni i instruktora stających naprzeciw oczekiwaniom 😉
[/quote]

Oczekiwana są proste. Podstawowy szacunek dla jeźdźca i dbamie o to żeby osobę czegoś nauczyć . To jak widać rzeczywiście bardzo dużo .
Złośliwa awanturniczka .. Ciekawe, no nie zapomnijmy ze mi sie poprzewracało wiec i to ujdzie.

O twoich kompetencjach wiem tyle co mi sam napisałeś nie wyglada to najlepiej :/ .

Ale fakt rozmowa jest bezcelowa.. Wyszedł z tego kolejny flamewy wątek . A postów na temat zawarty w nagłówku jest bardzo mało..

Alilalila, z początku tytuł był inny - nie mniej ja tu widzę dużo postów na temat . Tyle ze większość ma nieco inną opinię niż Ty (i ja się pod nimi podpisuję)
Czego oczekujesz, dopisywania kolejnych pomysłów na prawa ?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
05 grudnia 2013 23:08
kajpo  tak z ciekawości gdzie uczysz?
pomysl na prawa jest mowiac oglednie niezbyt trafiony.
rynek stajni/instruktorow jest na tyle duzy ze mozna przebierac skolko ugodno.
a jak nie ma wystraczajacej wiedzy wlasnej zeby dobrze wybrac to mozna sie poradzic.
na forum, bardziej doswiadczonego kolegi/kolezanki, czy cokolwiek.
albo po prostu metoda prob i bledow.
Dostałam 3 letniego konika z którym wgalopowałam w ogrodzenie pod napięciem, moja siostra złamała rękę bo pojechała w teren  po rocznej przerwie nie jedząc najlepiej

i to ma się rozumieć jest wina instruktora?

koń to zwierzę. nie auto. nie da sie zawsze przewidzieć jego reakcji. z koni się spada. to jest chyba tak oczywiste, że każdy, kto ma odrobinę większe iq niż ziemniak to rozumie.

Często adepci przeceniają swoje umiejętności. pierwsza "jazda" odbywa się na podstawie wywiadu. Jeśli jezdziec twierdzi, że potrafi to czy tamto to dostaje adekwatnego konia. a że później wychodzi, że wcale nie potrafi? wina instruktora?

Twoja siostra, to przepraszam, ameba? instruktor ją wepchnął na konia i kazał jechać w teren? sama podjęła decyzję i zdarzył się wypadek. wsio.

Instruktor to nie wróżka. Instruktor nie ma szans zapobiec wypadkom bez współpracy jezdzca. jeśli jezdziec twierdzi, że jest gotów jechać w teren i wyraża taką chęć, to co powinien instruktor zrobić? zabronić? zakazać? wtedy będzie, że menda, bo "ja tyyyyle potrafię, a ten nie chce mnie w teren wziąć". nasz klient nasz pan przecież! skoro chce, to ma.



Tak to jest wina instruktora . Człowiekowi z ulicy nie daje sie trzy letniego dopiero co zajedzonego konia. Nie trzeba byc wróżka żeby wyobrazic sobie konsekwencje. Ale cóż jak kursant spadnie przecież to jego wina - po cos sie pchał na konia ?
z czystej ciekawosci - dlaczego kursant z ulicy nie powiedzial wprost ze nie czuje sie na silach na takiego konia?
z czystej ciekawosci - dlaczego kursant z ulicy nie powiedzial wprost ze nie czuje sie na silach na takiego konia?


Naiwny kursant zaufał instrutorowi i nie przeprowadził wywiadu względem konia.
no i to moze byc problem, owszem.
ale jest na to bardzo trafna porada - nie jechac nigdzie w ciemno.
poszukac opinii, poczytac, posprawdzac, pojechac najpierw na jazde obejrzec jak wyglada🙂
teraz i tak swiadomosc jezdziecka sie szerzy i coraz latwiej znalezc przyzwoita rekreacje.
w takich warunkach jak ja sie uczylam - swojego dziecka domniemanego w zyciu bym nie puscila na jazde.
jezdzilo sie do lasu zastepem po 12-14 koni i na niezbyt skocznych koniach trzaskalo klody z gorki 😉 o galopadach i ponoszeniach nie wspomne... i to byla NORMA. jak cos (w sensie kon) bylo za slabe na sport albo zbyt pieprzniete to trafialo pod rekreacje tzw grupe zaawansowana 😉 kamizelek nie bylo, toczki z gumka, no i jakos zyjemy😉
[quote author=Alilalila link=topic=93112.msg1943794#msg1943794 date=1386255373]
Od 8 lat tułał sie po stajniach jedząc w rekreacji od tego czasu przeszłam przez najróżniejsze historie np. Dostałam 3 letniego konika z którym wgalopowałam w ogrodzenie pod napięciem, moja siostra złamała rękę bo pojechała w teren  po rocznej przerwie nie jedząc najlepiej,  nasłuchałem rożnych komentarzy w moim kierunku i kierunku innych.. w rożnych stajniach.. I teraz finansowo jestem gotowa na własnego konia tylko ze.. Czuje sie niedouczona !!

Moim zdaniem cos jest nie tak z nauka rekreacji w Polsce .. Co sie odbija wogule na jezdziectwie. Ten wątek  miał sie na tym skupić nie na spozniniach kursantów pracach w stajni itp. Tylko na NAUCZANIU. ... Na podejściu do młodego jeźdza i do obrony jego praw.

To co piszesz jest bardzo smutne i tak być nie powinno. Wypadki się zdarzają, ale pewnie ogólnie miałaś pecha w trafianiu na złe stajnie i złych instruktorów.
Jakich komentarzy się nasłuchałaś? Jaki był ich powód?

Co ciekawsze już przetoczyłam , reszta zlała sie w jakaś negatywna masę. Nie jestem opornym uczniczniem tylko naparawde meczy mnie już ta tułaczka.

A jeśli czujesz się niedouczona, to nic straconego. Na tym forum na pewno znajdziesz informacje (lub pomożemy Ci znaleźć) o dobrych stajniach i dobrych instruktorach z Twoich okolic. Skąd jesteś?
Nie ma się co spieszyć z zakupem własnego konia.

Jestem z Warszawy interesują mnie wszystkie prawobrzeżnej stadniny do 40 minut jazdy autkiem.

<edit> Może zmień tytuł wątku...? Bo taki jest bez sensu.

Dlatego jak przychodzi do mnie ktoś nowy to niezależnie od tego co by nie mówił i tak zawsze sprawdzę co osobnik potrafi..
No dla mnie to też oczywista oczywistość. A zauważyłaś taką prawidłowość, że im mniej osobnik mówi tym więcej potrafi? 😉

[/quote]
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
06 grudnia 2013 00:29
Miałam sen! Początkujący jeździec przychodził do stajni, na kurs (!) pierwszego stopnia. W grupie była ich trójka na instruktora. Konie były wyszkolone pod początkujących i wciąż poprawiane, dojrzale, nieprzemęczone, w dobranym sprzęcie. Instruktor miał godziwie płacone a w stajni było ich kilku (bo grup jeźdźców było kilka). I poczätkujący jeździec uczony był na spokojnie pielęgnacji i siodłania konia, tryb szkolenia dostosowany był indywidualnie a jeździec słuchał instruktora i uczył się że jazda konna to wbrew pozorom nie tylko "dupogodzina". Miałam sen...
No to chyba snila ci sie moja sciezka nauczania przez 4 lata😉
Możliwe, że początkujący jeździec ma jakieś prawa. No takie, żeby powiedzieć: nie dam rady, boję się, jeszcze nie jestem gotów.
Dawniej było "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz". Po upadku było: "wsiadaj, wsiadaj, bo jak nie wsiadziesz, to już sie zawsze będziesz bać". Jak tylko jeździec był w całości z grubsza. I, w przypadku jazdy konnej to zdawało egzamin, bo lęk, nieprzełamany blokował nieraz już na zawsze. No, niestety. To trudny sport. Nie dla każdego. Koń to nie zabawka.
Teraz pewnie jest inaczej? Płaci się za bezpieczne bujanie się na miśku.
Czy takie bujanie jest przydatne dla kogoś, kto chce mieć własnego konia? Takiego, z którym i tak się zostanie sam na sam?
Znamy odpowiedź. 
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
06 grudnia 2013 07:49
tak czytam, czytam .. oczom za każdym razem nie wierzę ... ale w takim przypadku wyobrażam sobie albo stajnię z końmi "naćpanymi" lekami, albo takimi:
http://aziajko.veranet.pl/nowe/foto/konik_na_biegunach_jokomisiada_01.jpg, nawet takimi dla tych z ambicją skokową: ewentualnie takimi: . Nawet pojeździć się da. 100 % bezpieczeństwa.

Ja pamiętam jeszcze czasy, jak się chciało pomagać przy koniach ,mimo płatnych jazda i zaczynało się od ... przynoszenia batów jak ktoś zapomniał, dla młodszych dzieci, starsze pomagały przy siodłaniach, sprowadzania koni przed jazdą do stajni etc. I jak Tania mówi, wsiadało się po upadku.

W każdym razie życzę powodzenia w znalezieniu odpowiedniej stajni

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
06 grudnia 2013 07:52
Ale instruktor powinien jakoś dobrać konia do jeźdźca. Na pewno dawanie 3 l. ogiera osobie prosto z ulicy nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Choć będąc w stadninie w Kozienicach na jeździe zauważyłam że mają tam do jazd też ogierki, zdaje się jeden miał 4 lata, ale był megaspokojny to fakt.
Omnia - problem w tym że początkujący jeźdźcy nie chcą się uczyć czyścić koni, siodłać, dbać o sprzęt i konia, dla nich to często strata czasu, jazda na lonży również. Najlepszym przykładem tego jest wspomniana siostra Alilalila. Mi by do głowy nie przyszło aby po rocznej przerwie jechać w teren i to na nieznanym koniu i guzik by mnie w tym momencie obchodziło co trener mówi, to o mój kark chodzi. Co do młodych koni, jak jeszcze miałam okazję jeździć w klubie rekreacyjnym, lata tamu, to każdy chciał jeździć właśnie na młodym koniu, ponieważ te konie nie były jeszcze zszarpane, fajnie reagowały i szły do przodu.
No właśnie. Nauka west na aqh, jaką obserwuję, jest prowadzona w warunkach cieplarnianych. Ale nauka podstaw.
A potem i tak trzeba stanąć wobec ryzyka. Nie da się całe życie kołować na hali na miśku. Jeżdżę na dwu koniach.
Starych, znanych mi. Nauczonych. Mam osobistego Tresera. A i tak nigdy nie wiem na 100% co mnie czeka.
Ba! W dwukółce nie wiem. 99% spacerów spokojnych a ten jeden na sto .... Trzeba być czujnym i tyle. I liczyć się z najgorszym nawet.
Kiedyś słyszałam jak instruktor poradził uczniowi grę w szachy zamiast koni. Na tym cieplarnianym poziomie. Miał rację.
Uczeń zwyczajnie się nie nadawał na nic więcej. I dla jego dobra to było.
p.s
przypomniały mi się moje wakacje w SO w mlodości. Nie było to bezpieczne. No nie. Ale wiele mnie nauczyło na tamten czas.
podstawowym prawem dla każdego klienta jest SZACUNEK dla niego. krzyk jest dopuszczalny, ale nie oznacza braku szacunku. jeżeli jest sytuacja zagrożenia, ryzyka upadku, itp., a kursant nie robi nic, by temu zapobiec, to w emocjach (instruktor też może je przeżywać, w końcu jest odpowiedzialny za jeźdźca!) wydrze się na takową osobę, bo może szybciej zareaguje. Zdarzało mi się, że łagodny ton nic nie dawał to ryknęłam i wtedy nagle się okazywało, że można coś zrobić i nawet wychodzi to prawidłowo. Ale nigdy ten krzyk nie oznaczał, że straciłam szacunek do klienta. Koniec kropka.

Co do umiejętności jeźdźców. Gdy do mnie przychodzą czy też dzwonią osoby, żeby się zapisać na pierwszą jazdę to oczywiście, przeprowadzam wywiad umiejętności, ale na jazdę zapisuję do grupy o niższym stopniu zaawansowania, niż się deklaruje klient. I do jazdy dostaje bezpiecznego tuptusia rekreacyjnego. Jeżeli jest taki fenomenalny jak opowiada - to i z takim tuptusiem zrobi coś bomba i pojeździ fajnie, a jeżeli się okaże, że to ogromny przerost formy nad treścią, to przynajmniej na owym koniu się nie zabije.
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
06 grudnia 2013 08:16
No z tym ogierem 3letnim to przesada, ale po roku przerwy w teren bym nie pojechała. A czy siostra uprzedziła, że jest po rocznej przerwie ? Nie wiemy czy padło to pytanie od instruktora, ani informacja od siostry. Jeżeli był temat wybadany i nie uprzedziła o przerwie, no to padł taki koń, a nie inny. Co za problem było też przyjechać wcześniej na jazdę na godzinę na placu ? Jakby się okazało, że na placu coś jest nie tak, można było poprosić o zmianę konia i dopiero jechać w teren. Ja jak jadę w obce miejsce i koni nie znam, to też idę do stajni rekreacyjnej, która organizuje wyjazdy w teren. Wcześniej wykupuje godzinę na placu , a potem na następny dzień teren. A jeśli jadę od razu w teren - wsiadam na własne ryzyko na konia, którego nie znam. Aczkolwiek w terenie wszystko zdarzyć się może nawet z najgrzeczniejszym miśkiem. Chociaż dla mnie jest logiczne, że jadąc w takie miejsce informuję instruktora o moim poziomie jeździectwa i czy mam jakąś przerwę czy nie.
Ja dostawałam czasem konie, z którymi sobie nie radziłam, stękałam, ale wsiadałam. Pamiętam jak raz przez całą jazdę nie zagalopowałam, bo nie mogłam konia wypchać na ścianę i kręciłam się po małym kółku. Osiągnięciem było wyjechanie stępem na obwód i zakłusowanie po prostej ! A po mnie ktoś wsiadał i normalnie jeździł na tym koniu. Nie, nie wściekałam się, nie miałam pretensji, po prostu wsiadłam na tego samego konia, aż udało mi się zagalopować  😁
To jednak podnosi umiejętności.
Alilalila, czyli to wina instruktora, że Twoja siostra spadła w terenie?  co to za stajnia w której zmuszają siłą i szantażem do jazdy w teren, gdy jezdziec mowi, że nie chce?

jezdziec ma prawo wybrać stajnie. instruktor czy wlasciciel ma prawo w swoim ośrodku uczyć tak jak ma ochotę. jeśli nie odpowiada to klientowi, to może iść gdzie indziej. wolny rynek zweryfikuje. a jeśli taka stajnia ma klientów to chyba jednak nie jest tak, że tam instruktorska masakra.

to już nie są czasy, że w mieście były 2 stajnie i wyboru nie bylo. teraz stajni od groma i ciut  ciut. wybrać sobie można. zasada "klient nasz pan i płacę to wymagam" jak dla mnie w jazdach nie ma zastosowania. z jednej strony piszesz, że płacisz to wymagasz, a jak siostra dostaje to co chciała(teren) to jest afera, bo spadła i instruktor puścił. jakby nie puścił to byłoby oburzenie :"przecież płacę, to wymagam!".
I jeszcze coś. Czy uczeń ma prawo do usłyszenia uczciwej opinii: nie nadajesz się ?
Czy ma dreptać sto lat i słuchać pochwał ? Bo płaci.
Za co właściwie płaci uczeń?
Piszę o takim, co się na 100% nie nadaje. Boi się, brzydzi, konie go nie lubią i w ogóle.
tak naprawdę moim zdaniem trzeba rozgraniczyć dwa "rodzaje jezdzców"

jeden to ... mój Mariusz. On konie lubi. ma pod domem, to lubić musi. ale do poważnej jazdy czy do sportu go nie ciągnie. z resztą w wieku 30 lat nie ma co liczyć na nagłe objawienie się super talentu. Jego największą aspiracją jezdziecką jest przejechać się do sklepu konno. 700 metrów. czy pojechać w teren i wrócić. stępem. czy on powinien wyklepywać dupogodziny? moim zdaniem nie. on chce mieć z tego frajdę, fun. tylko. nie chce żmudnej pracy, nauki. chce mieć tylko jakieś podstawy podstaw.
tak samo jest z dziećmi, które nie aspirują do miana małoletniego sportowca. taka forma aktywnej rozrywki. nauka przez zabawę. przyjemność. nie każdemu żużlowanie codzienne przynosi rozkosz.

drugi typ to osoby z zacięciem, które chcą przyszłościowo mieć konie czy jezdzić sportowo. tu już wchodzi mniej zabawy a więcej ciężkiej pracy.

zafundowanie pierwszej grupie ciężkiej pracy zaowocuje zniechęceniem do rozrywki. druga grupa natomiast będzie szczęśliwa, jak zejdzie z konia mokra jak mysz.

także, każdy "nadaje się" inaczej. do tuptania nie trzeba mieć predyspozycji (jeśli się tylko chce). Do ambitnej jazdy-już trzeba. mam nadzieję, że córka moja będzie "ambitniej" podchodzić do tematu i będzie jezdzić raczej jak Wspaniała Para u Brzezinki niż jak dzieci bawiące się w koniki.
Isabelle- jest trzeci typ. Taki co lubi siebie na koniu. Bo ładnie, bo efektownie brzmi, bo znajomi będą podziwiali.
A nie ma w sobie ani sympatii do zwierząt, ani chęci do pracy. Patrzył z boku(może nawet w TV) i wymyślił, że jazda konna jest łatwa, prosta i przyjemna. A można umiejetność kupić. I zaraz na początku jego wizje rozbijają się w pył. Wtedy: zły jest koń, instruktor, wszystko.
Uczciwie jest pierwszą jazdę poprzedzic wstępem: nie będzie łatwo.
Rozumiem że wielu z Was prowadzi jazdy dlategoma taki czy inny punkt widzenia. Jednak coś w tym jest że jak się płaci to można czegoś wymgać. Oczywiście należy zachować kulture, nie popieram spózniania się, dyskutowania czy innych zachowań ale nie ma też nic fajnego w trenerze, który traktuje jeźdzca na zasadzie "coś ci się nie podoba, to nie muszę cię trenować'. Sama kiedyś usłyszałam taki tekst bo spytałam co ma na celu ćwiczenie i szczerze mówiąc, poszułam się okropnie. Nie zgadzam się też do końca z tym, że nie można się odzywać w czasie jazdy tylko wykonywć polecenia instruktora - może na etapie początków rekreacji owszem, ale sama czasami pytam po co coś robie albo co mam zrobić jak czuję coś, czego z dołu nie widać. Co w tym złego...? Instruktor chyba powinien mieć na tyle dużo cierpliwości jeżeli bierze się za naukę żeby móc odpowiedzieć na takie pytania. Chyba że sam nie wie...
Ramires- ja też potępiam wszelkie nieuprzejme zachowania. To oczywiste.
Tylko pokazuję, że medal ma dwie strony.
Ramires z tym, że należy rozgraniczyć pytanie o coś konretnego podczas treningu - np czegoś nie wiem, nie rozumiem, etc a gadanie w trakcie treningu czy olewanie poleceń instruktora...

Jakiś czas temu miałam na koniu (lonża) osobę niby jezdżącą od lat, która na polecenie "nogi ze strzemion i kłus ćwiczebny" (koń porusza sie "zdechłym kłusem" w dodatku nosi bajecznie) powiedizała: "taa i co jeszcze?" oczywiscie polecenia nie wykonując. Po kilku kolejnych analogicznych sytuacjach na tej samej jeździe podziękowałam za współpracę - skoro bowiem jeździec wie lepiej co ma robić, to po co mu trener?  😉 szukałam w niej rozluźnienia - nie reagowała na polecenia opuszczenia kolana - zakleszczona w siodle jak diabli... jesli taki jeździec nie wykonuje zadań, które mają pokazać, że m.in. można siedzieć na koniu dzięki grawitacji i nie trzymać sie go kurczowo - to jak mam z taką osobą pracować?

Ja jak biorę na konsultację trenera - zaczynam od tego z czym mam problem i w trakcie jazdy jak najbardziej się odzywam pytając np. o szczegóły - chociaż instrukcji mam na tyle dużo, że pytania pojawiają się bardzo żadko... ale przenigdy nie powiedziałabym że czegoś nie zrobię "bo nie i już". Mogę nie mieć siły (trenerka na prawdę ostra) poprosić o minutę przerwy i wrócić do ćwiczenia, ale nigdy nie powiem "nie chce mi się tego robić" ... bywa, że zgody na przerwę nie dostaję, bo coś trzeba przejechać (chociaż z reguły wiem to sama) i wtedy nie ma przebacz - za to uwielbiam swoją trenerkę  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się