Udało mi się wyrwać do lasu. Koń po raz pierwszy w lesie odkąd spadł śnieg. I jak łatwo się domyślać WSZYSTKO było straszne. A to czarna gałąź na ziemi. A to łacha piachu na białym śniegu. I tak całą drogę.
A potem było jeszcze straszniej. 🙂 Przed nami na drodze wyrósł zimniok ciągnący kłusem wóz z wielką, tłustą, kwiczącą świnią.I to nie świnia była straszna, tylko ten zimniok. Może mojemu koniowi się zdawało, że jakiś potwór ( wóz) doczepił się do biednego uciekającego zimnioka?
Tak czy inaczej Passat potem fukał, zwijał szyję w trąbkę, rollował się, caplował, uszy nastawiał tak, że prawie mu się ich końcówki łączyły jak tym indyjskim marwari ( czy jakoś tak)
A potem dobiłam go jeszcze bałwanem stojącym na wsi. Zwłaszcza, że jak się już odażył i puknął nosem w wiaderko to wiaderko się przekrzywiło. I to było takie straaaszne. Bieedny był dzisiaj. 😁