Rozwód

halo, sczilautowac sie owszem moge, ale nie wiem czy bys mi to radzila gdybys wiedziala co to za rysa. i nie mow z taka lekkoscia, ze gdyby to z powodu rys i to dalsze blablabla. bo nie jest to do konca tak. dla mnie moj spokoj wewnetrzny, moja sila wewnetrzna jest priorytetem dla zachowania rownowagi- bo rownowaga, tak na niej polegam 'dalej juz nie wybiegam, nie trzeba'.

na razie zaczynamy od separacji. moze przyjdzie taki dzien, kiedy spojrze na mojego meza inaczej. na razie on zaburza moj spokoj i generuje zla energie wokol mnie. dopoki sam sie nie odetnie od pewnych spraw, ktore go niszcza i ciagna w dol- to nie ma mozliwosci powrotu.
No tak, jeżeli coś niszczy - to poważna sprawa - taka dziura bez dna. Gdy przerwie się taki obieg energii  🙁
Dawać siebie niszczyć - to dla nikogo dobre nie jest.
Trzymaj się!  :przytul:
Zrozumiałam "rysę" jako niedoskonałość, zgrzyt. A Ty piszesz o potężnej wyrwie - takiej, że niby OK, a grunt pod nogami szlag trafia.
a czy ktoś się nie rozwodził jeszcze? Może ja o czymś nie wiem? może to jest trendy?
halo, pewnie sie niezbyt dobrze wyrazilam, bo chcialam sie 'wygadac', poczytac o ludziach, ktorzy sie rozwiedli i 'zyja' 😉 nie chodzilo mi o ryse w postaci ze maz zostawia otwarta klape od kibla, roznosi skarpety po domu czy zmienia biegi w aucie w sposob doprowadzjajacy mnie do frustracji. a z drugiej strony maz mnie nie zdradza, nie szlaja sie, nie pije, nie cpa, nie jest hazardzista. naprawde na pozor nasze malzenstwo to po prostu ideal- fajny facet, fajna babka i rownie fajne dziecko. wiele osob nam mowi, ze co wy chcecie, macie wszystko..
niestety pojawilo sie cos, co zawsze bylo w jego charakterze- ale teraz przybralo takie formy, ktorych juz nie moge zaakceptowac. no i ta energia.

ciezko mi bylo zwykly pozew nasmarowac, bo co napisac. ze energia? ze przeplywy?
Zapomniałaś wymienić, że nie bije  🤔

Pewnie można napisać, że tworzenie bardzo stresującej atmosfery, co na zdrowiu się zaczyna odbijać.

Eh, słów brakuje. No smutno.

A może warto dać sobioe czas i odpocząć od siebie? Czasem spędzanie zbyt wiele czasu z jedną osobą + problemy każdej ze stron + stres życia = złość na wszystko wokół, zły humor, który odbijamy na najbliższych. Wtedy denerwuje nas, że ktoś ma inne poglądy, że załatwia sprawy nie tak jak my byśmy sobie tego życzyli.
Natomiast przekreślanie wszystkiego, kiedy faktycznie nie ma między Wami osób trzecich może być złym pomysłem.
Spróbujcie zamieszkać osobno, każde niech zajmie się swoimi sprawami, przemyśli czy nie da się zawrzeć kompromisu. Może się okazać, że kilka miesięcy rozłąki scali Wasz związek i będzie lepiej niż dotąd 🙂.
ja też po rozwodzie, w 2006r. rozstaliśmy się po 8 latach małżeństwa
formalności trwały jakieś 10 minut, aż dziwnie się poczułam  🙄
ale my bez dzieci i bez orzekania o winie, więc bez komplikacji się obeszło

u mnie podobnie, jak u Zen, nic szczególnego się nie działo w związku, w znaczeniu
pijaństwa, awantur, kłótni, pozornie wszystko ok
ale jak się okazało w trakcie małżeństwa - brak wspólnych celów, a przede wszystkim
nieodcięta pępowina mojego męża sprawiły, że łączył nas już tylko adres
dwa lata po rozwodzie poznałam cudownego faceta, z którym staramy się mocno nie
popełnić błędów z poprzednich związków i jesteśmy na najlepszej drodze
w budowaniu niezwykłej więzi  😉
deborah   koń by się uśmiał...
28 maja 2009 08:27
Zen przykre co piszesz. Myslę że rozumiem co przeżywasz bo taka "rysa" potrafi dawać znać o sobie nawet wtedy kiedy wszystko wydaje sie być ok.

Mój rozwód w 2002 roku chyba dwie rozprawy, smutek i obiad wspólny jak wszystko się skończyło. Nie utrzymuję z byłym kontaktu. on ma swoją rodzinę i dzieci, ja swoją.
Zwykłe cześć kiedy się mijamy w mieście, choć ostatnio i to nieczęsto się zdarza.
było minęło. Każde z nas poukładało sobie życie
patrzę wstecz i bardzo sie cieszę ze podjęłam taką decyzję. Choc nie była łatwa, to zbyt wiele nas różniło. 13 lat wiekiem ja szalona i przebojowa on spokojny domator.

podcinał mi skrzydła.
Teraz mam kogoś dzięki komu jestem jaka jestem. Mam cudownego syna, wspaniałe konie, Jarpol też dzięki niemu. pomógł podjąć decyzję poparł kiedy chciałam zaryzykować.

gdybym wtedy nie odeszła od męża byłabym dziś dziumdzią. kurą domową z niczym. Bes pasji i niczego w życiu bym nie osiągnęła. Bo bez wsparcia drugiej strony cieżko płynąc pod prąd.
dziekuje wam baby kochane :kwiatek:
juz myslalam, ze moze mi sie w glowie przewraca, ze bez mega powodu ja robie sceny bo mi ogolnie cos tam nie gra..ale to 'cos tam' przybiera juz formy takie, ze ja dluzej zniesc tego nie moge. mysle, ze sporo kobiet by zacisnelo zeby i trwalo, ale jak juz mowilam komus, chyba ze mnie jeszcze gowniarstwo wylazi i na pewne rzeczy godzic sie nie bede. gowniarstwo a moze wlasnie dojrzalosc do podjecia radyklanych decyzji..?
Myślę, że teraz kobiety są inne niż ileś lat temu. Kiedyś częściej zaciskały zęby, rezygnował z siebie, tkwiły w związkach, które je tłamsiły i niszczyły. Teraz częściej potrafią walczyć o swoje szczęście. Myślę, że mimo wszystko to dobrze. Do szczęścia każdy ma prawo, nawet jeśli przedtem musi podjąć trudną decyzję. Zen mam nadzieję, że zdecydujesz właściwie i nie będziesz żałować. Chociaż nie wiem co jest w sumie gorsze: żałować tego, co się zrobiło, czy tego, czego się nie zrobiło.
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
28 maja 2009 10:39
Jako rozwiedziona moge doradzic jedno - nie sluchac kolezanek,stanac z boku i z dystansu popatrzec na wszystko.Zastanowic sie jak to bedzie bez tej osoby i czy ona naprawde jest taka zla, a jej przewinienia nie do wybaczenia? To co zabija nas dzisiaj za jakis czas bedzie glupota 🙂 .Dla mnie rozwody sa konieczne jesli jest zdrada,klamstwa i rekoczyny to sa rzeczy o ktorych nigdy sie nie zapomni i ktore nigdy sie nie zmienia!!!
niekoniecznie trzeba kogos bic, zdradzac zeby go krzywdzic.
deborah   koń by się uśmiał...
28 maja 2009 11:19
niekoniecznie trzeba kogos bic, zdradzac zeby go krzywdzic.

dokładnie
żeby być z ex musiałabym zrezygnowac z bycia sobą. popełniłam błąd wychodząc za mąż. byłam młodziutka i wydawało mi się że to ten.
teraz wiem, że to nie był ten.. teraz dużo mądrzejsza wiem jakie mam oczekiwania i potrzeby. wiem też jakich wad nie potrafie zaakceptować.

jak pisze Lena te decyzje nigdy nie są łatwe, moment rozstania zawsze boli mniej lub bardziej.

po latach dopiero możemy zrobić podsumowanie które decyzje trafne, które nie.

przy ostatnim rozstaniu już po miesiącu wiedziałam że to trafna decyzja..
i każdy dzień udowadnia mi, ze się nie myliłam.
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
28 maja 2009 11:23
oczywiscie ze nie,ja napisalam takie najciezsze przewinienia 🙂 rzeczy ktore nigdy sie nie zmienia i w moim przypadku rozwiodlam sie tez przez klamstwa!!!
I ja po rozwodzie dawno, dawno temu.
Sama sprawa była szybka i krótka. Rozstalismy się obiadem w restauracji.
A własciwie sprawy były dwie.
Jedna tzw ugodowa.
Druga (bo syn był na świecie) z zeznaniami mojej mamy - podalismy ją oboje na świadka.
A czasy były na rozwody niemodne.
Przeciw była cała rodzina - przecież nie pije, nie bije, na baby nie chodzi.
Powód był prozaiczny - on uwielbiał łgać, bajdurzyć i kłamac nawet wtedy kiedy nie musiał.
I to przeniesienie własnych klamstewek na innych - ja kłamię to inni z pewnością też.
Jak żyć z człowiekiem, który moje każde słowo traktuje jak omijanie prawdy.
Tak się nie dało.

Oprócz tego masa najrózniejszych szczelin, pęknięć i rys.
Jedna z nich także dla mnie nie do zniesienia to....wyciąganie spraw bolesnych dla mniei i walenie nimi między oczy w sprzeczkach.
To niszczyło jakąkolwiek szczerość i otwartość we mnie.

I najważniejsze - z perspektywy lat nie żałuję ani ślubu ani późniejszego rozwodu.
Jak Deborah - miające lata i możliwość obserwowania mojego ex utwierdzały mnie w tym przekonaniu.
Ten rozwód mnie uratował  😉
Ale też prawdą jest, że dzięki temu małżeństwu wiele  się nauczyłam.
Co prawda nadal nie wiedziałam czego w zyciu chcę ale........już wiedziałam czego z pewnością nie chcę.

Efekt ? no cóż 🙂 18 lat z następnym partnerem przeżyliśmy na kocią łapę.
No bo
  A gdy się zejdą, raz i drugi,
  kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością,
  bardzo się męczą, męczą przez czas długi,
  co zrobić, co zrobić z tą miłością?

A po 18 latach .......5 lat temu wzięliśmy ślub a świadkiem był mój syn z pierwszego małżeństwa 🙂
Ot taki happy end.

Zen - trzymam kciuki za mądre i dojrzałe decyzje.
Bo droga przez życie wygląda czasem jak wędrowanie przez obcy las.
Masa dróg, dróżek i duktów i nigdy nie wiesz w jakie bagno się wpakujesz i na jaką piękną polanę trafisz.
Rozpatrywanie: co by sie stało, gdybym poszła inną drogą nie ma większego sensu ...... i tak nie wiesz co na Ciebie tam czekało.
Jedyne co można, to uczyć się na własnych błędach i doświadczeniach.

Nie słuchaj nikogo. Słuchaj własnego serca, własnych przeczuć.
Hi!Hi!
Mamy niezły klub rozwodników.
Dołączam jako Lider-mam dwa. 😂
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
28 maja 2009 12:56
Tania no to nie ma co gadac jestes na prowadzeniu haha 🙂
Zaletą rozwodu jest opcja pisania w wątku ślub ponownie. 🏇
Przepraszam,że tak troszkę żartuję-ale zen ma i tak dość już smutków .
efka   CEL - zadanie, które wyznaczamy naszym marzeniom
28 maja 2009 13:02
halo, pewnie sie niezbyt dobrze wyrazilam, bo chcialam sie 'wygadac', poczytac o ludziach, ktorzy sie rozwiedli i 'zyja' 😉 nie chodzilo mi o ryse w postaci ze maz zostawia otwarta klape od kibla, roznosi skarpety po domu czy zmienia biegi w aucie w sposob doprowadzjajacy mnie do frustracji. a z drugiej strony maz mnie nie zdradza, nie szlaja sie, nie pije, nie cpa, nie jest hazardzista. naprawde na pozor nasze malzenstwo to po prostu ideal- fajny facet, fajna babka i rownie fajne dziecko. wiele osob nam mowi, ze co wy chcecie, macie wszystko..
niestety pojawilo sie cos, co zawsze bylo w jego charakterze- ale teraz przybralo takie formy, ktorych juz nie moge zaakceptowac. no i ta energia.

ciezko mi bylo zwykly pozew nasmarowac, bo co napisac. ze energia? ze przeplywy?


Zen... w zeszłym roku miałam dokładnie taką samą sytuację jak Ty, no może oprócz dziecka.. Rozstałam się z mężem na pół roku,  pozew złożony, wydawało się że nic nigdy już nie sprawi że będziemy razem, serio!.. jak dostaliśmy wezwanie na rozprawę to nagle coś pękło... teraz znów razem i mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że sporo się zmieniło - po prostu - jest dobrze.. zaczynam wierzyć że nie ma rzeczy niemożliwych.. i boję się zapeszyć..
To straszne co piszecie, straszne dlatego że człowiek żyje w pewnym wieku i wierzy że ten z kim jest teraz to ten jedyny a potem okazuje się inaczej. Chyba tego się teraz najbardziej boję, bo nie ma recepty na to że wie się na 100% że będzie się z tym kimś już zawsze.
nie straszne, to życie .. 😉

przeczytane..: "o jakości związku decyduje jakość ustanowionych w nim reguł"

w wątku o problemach sercowych pisałam już o książce "Ja kocham, Ty kochasz" Barbary De Angelis
do czytanie w pojedynkę i w parach
fantastyczna zabawa i wielce pouczające doświadczenie...
ciezko mi strasznie. bylismy dzisiaj razem u koni, ale to niewiele zmienia. dlugo rozmawialismy, ale dopoki nie zobacze czynow, to slowa mnie juz nie zadowalaja. tutaj faktycznie czas musi zrobic swoje- ale to i tak nie zmienia faktu, ze musze prawnie sie 'pozbyc' meza.
powaznie, ja juz nie mam sil powoli do tego. staram sie trzymac, ale czasem jest juz naprawde trudno- a to wlasciwie dopiero poczatek. no, to sie wyzalilam.
Na pewno ten wątek nie stanie się bezmyślną pochwałą łatwego wyjścia=rozwodu.
Każdy,kto przeszedł wie-jakie to trudne.Nie sam proces-tylko dochodzenie do tego.
Życzę osobom w związkach-wieków razem.
A tym,które podjęly decyzję- szybkiego zdrowienia.
zen- musisz uwierzyć na słowo-przyjdzie taki dzień-pewnie na jesień-kiedy poczujesz lekkość ,wolność i siebie prawdziwą.
Teraz będzie bolało. Przeczekuj .
O proszę, ile nas jest!  🙂
Ja też się rozwiodłam zupełnie bezstresowo i kulturalnie. Po prostu nasze drogi się rozeszły, nie mieliśmy dzieci, sprawa ugodowa, jedno spotkanie w sądzie i po krzyku.
Mamy też rozwód kościelny (unieważnienie), to już było trochę bardziej skomplikowane, ale do zrobienia.
(szczegóły ewentualnie na priv)

Dodam jeszcze, że wcale nie pochwalam rozwodzenia się.
Tak samo jak zawierania małżeństw  😎

Dobrze wiem, że żaden deszcz nie zmyje tego, co w sercu noszę.
Mogę biec, szybko biec, lecz jest od siebie uciec nie sposób...


A ja odpowiem z trochę innego punktu widzenia.

Moi rodzice się rozwodzą. Moja mama chciała podjąć tą decyzję kilka(naście) lat temu, ale zrobiła błąd. Zapytała mnie o zdanie. A ja jako mała dziewczynka oczywiście powiedziałam "nie". Przez te wszystkie lata mieszkałyśmy z toksycznym egoistą, które wszystkie swoje problemy i frustracje przelewał na mnie, a z mojej mamy zrobił kuchtę nie wyłaniającą nosa poza dom. To właśnie jego obwiniam za swoje czasami rozhisteryzowane zachowanie oraz "niechęć" do mężczyzn z nieszczęśliwymi związkami włącznie.

Znalazł sobie inną. Chciał wydać kilka tysięcy zł z mojego konta na studia na jej zachcianki. Jej dziecko (oraz każde inne) traktowal dużo lepiej, niż mnie, wstaje o 4 rano, zeby odprowadzić je do szkoły. Porzucił mnie.
Potem zdarzyło sie jeszcze kilka nieszczęśliwych sytuacji, ale nie będę sie rozpisywać.

Teraz czuje sie wolna. Jeżeli ktoś pozostaje w związku tylko po to, aby dzieciom było lepiej to wg mnie bzdura. Pozbyłam sie balastu, który hamował mój rozwój i sprawial, ze byłam nieszczęśliwa.
busch   Mad god's blessing.
29 maja 2009 20:38
Właśnie, ja tą samą kwestię chciałabym poruszyć, co ikarina.
Gdy rozpada się związek rodziców, dziecko lub dzieci zawsze ucierpią- szukanie rozwiązania jest szukaniem mniejszego zła. Tylko nie rozumiem, dlaczego te wszystkie dręczone psychicznie i fizycznie mamy tak bardzo się upierają, że właśnie toksyczny ojciec tak bardzo jest potrzebny do szczęścia im dzieciom.
I przypuszczam, że nawet jeśli szanowny tatuś nie bije i nie pije, a "tylko" wprowadza stan wiecznej ciszy przed burzą w rodzinie- to niekoniecznie jest niezbędnym komponentem do prawidłowo przebiegającego rozwoju młodego człowieka.
Czasem jeden rodzic wystarcza. Naprawdę.


Ps. opcjonalnie można zamienić wyraz "ojciec" na wyraz "matka"; chodzi tutaj bardziej o samą zasadę rozumowania, a nie o tych wiecznie-złych-tatusiów.
Po części zgodzę się z busch, czasami jeden rodzić wystarcza. Ja jestem wychowywana przez mamę. Jest dobrze, normalnie, jednak są takie momenty kiedy odczuwam pewien, dziwny, brak ojca. Ale to tak tylko nawiasem.
o ile całkowicie zgadzam się z Ikariną i Bush, że częstokroć lepiej dla dziecka gdy rodzice się rozejdą niż mało by się wychowywać na emocjonalnym polu minowym pozostawiającym ślady w psychice na dłuuugie lata o ile nie na całe życie, to jednak z drugiej strony rozumiem kobiety które trwają w karkołomnych związkach  tłumacząc to dobrem dzieci - przecież jeszcze nie tak dawno - 10- 15 -20 lat temu "łatka" dziecka z rozbitego domu ciążyła nad takim dzieckiem do wieku gdy samo zabierało się do zakładania swojej rodziny, niejednokrotnie było to wywlekane jako argument przeciwko niemu i nie miało znaczenia jakim jest człowiekiem, fakt, że z rozbitego domu - wystarczał.. A sama kobieta po przejściach..  🙄 Kto doświadczył bojkotów ze strony szczęśliwych mężatek, odsunięcia się sporej grupy znajomych, szklanej sciany wokół, poczucia , że nagle stało się obywatelem 2 kategorii, ten wie. I tak się działo i pewnie jeszcze dzieje  - w dużych miastach, w cywilizowanym świecie.. Nie wyobrażam sobie , jak zaszczuta może czuć się rozwódka w małej dziurze, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą a presja środowiska jest ogromna.. Tak więc, częstokroć, trzeba mieć sporo odwagi aby podjąć ten krok.. a gdy jest dziecko, tej odwagi, determinacji, musi być już naprawdę dużo..
Zgadzam się, i najlepsze jest to, że to kobieta jest zaszczuwana. Mój ojciec znalazł sobie kochankę, ale to niby moja mama ma byc wszystkiemu winna. Dziecko też jest traktowane jako coś gorszego.

Ale już wolę byc traktowana jak coś gorszego przez ludzi, których już dawno olałam, niż miec przez kilka lat wrzoda na d...
Ponia   Szefowa forever.
29 maja 2009 21:37
- przecież jeszcze nie tak dawno - 10- 15 -20 lat temu "łatka" dziecka z rozbitego domu ciążyła nad takim dzieckiem do wieku gdy samo zabierało się do zakładania swojej rodziny, niejednokrotnie było to wywlekane jako argument przeciwko niemu i nie miało znaczenia jakim jest człowiekiem, fakt, że z rozbitego domu - wystarczał..
Dokładnie.Tak się składa,że moi rodzice są po rozwodzie dobre 12 lat. Wkurza mnie niemiłosiernie, teraz już  może mniej ale jak byłam młodsza.. - takie spojrzenie z politowaniem.. ojej współczuję..blablabla, no i wielkie zdziwienie gdy słyszą,że mieszkam z tatą.
Z obojgiem rodziców jestem w dobrych stosunkach..
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się