Dobry trener - po czym go poznać?

Moim zdaniem cieżko jest trafić na jakiegoś dobrego-NORMALNEGO . Patrząc niekiedy na rozprężalni widać że są różne typy trenerów . Dla jednych jest ważne aby ich podopieczny wygrał , nie ważne w jakim np stylu , inni chcą aby jeździec JAKOŚ przepchał konia , inny aby to JAKOŚ wyglądało .

I co w tym wszystkim jest najważniejsze ?

[quote author=SamSam link=topic=8070.msg307072#msg307072 date=1248849061]
- czy ma jakiekolwiek doświadczenie startowe za sobą - czyli czy umie wczuć się w emocje zawodnika,bo sam kiedyś startował lub nadal startuje czy też jest biernym teoretykiem.



Bywaja doskonali trenerzy, którzy byli zawodnikami zupelnie przecietnymi, albo nigdy nie startowali; albo tacy, którzy nie siedzieli na koniu od trzydziestu lat, a takze tacy, którzy w ogóle nie jezdza. Mamy taki przyklad na wlasnym podwórku. Spod reki trenera, który "nie siedzial nigdy na koniu" wyszla dwójka medalistów MP oraz uczestników ME (jun/mj).
[/quote]
i to wcale nie na super wybitnych koniach, ktore same z siebie juz potrafia skakac, ale na hmm...  👍

tutaj tez mi przychodzi do glowy pewna mysl z ocena trenera po zawodnikach: nieraz widzi sie w konkursach srednie konie pod bardzo dobrze przygotowanymi zawodnikami, ktorzy przegrywaja ze slabymi osobami ale na super koniach, z super papierem, idealnie przygotowanych przez inne osoby... to nie wiem czy wtedy mozna oceniac trenera jesli sie nie zna DOKLADNIE i koni, i ludzi...
kpik   kpik bo kpi?
29 lipca 2009 09:24
jeśli to trener idealnie przygotował tego super konia z super paiperem to chyba można go po tym ocenić? jeździec zazwyczaj (podkreślam: zazwyczaj) w takim przypadku podążą krok za umiejętnościami takiego konia
opolanka   psychologiem przez przeszkody
29 lipca 2009 09:34
[quote author=Zapnij się link=topic=8070.msg307104#msg307104 date=1248854187]
I co w tym wszystkim jest najważniejsze ?
[/quote]

Dobro konia?

Dobro konia?

Niestety w sporcie czesto schodzi to na dalszy plan. Najwazniejszy jest wynik.  🤔
dla mnie są trzy kryteria główne:
- jak dany trener pracuje zarówno z człowiekiem,jak i z koniem w domu
- jakie są efekty tej pracy na zawodach - zawodnika i konia
- czy ma jakiekolwiek doświadczenie startowe za sobą - czyli czy umie wczuć się w emocje zawodnika,bo sam kiedyś startował lub nadal startuje czy też jest biernym teoretykiem.

A co w takim przypadku?
Ad 1 - trenuje nie używając jakichkolwiek pomocy, nawet bata, używając jedynie głowy i doświadczenia, gumki miałam założone jeden raz na galop tylko i wyłącznie dla pokazania mi czegoś; zawsze wsiada, gdy mam problem, zawsze wsiada, gdy w ogóle nie mogę jeździć; kobyła brykająca, stająca dęba, jest w tym momencie wypasionym jezdnym na maksa koniem
Ad 2 - niestety nie startuję, bo na razie nie potrafię jeździć, nie mam gdzie i nie mam czasu (to przede wszystkim), w zasadzie jeżdżę tylko dla swojej dzikiej satysfakcji
Ad 3 - dłuuuuuuuuuugie lata startów z Olimpiadą włącznie.

To to jest trener, czy nie? To wg Was nie jest, bo ja nie startuję.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
29 lipca 2009 10:00
Pokemon - a to nie jest trochę tak,że sama powinnaś czuć jak jest?czujesz,że jest lepiej?że ruszyłaś z miejsca i idziesz w dobrym kierunku?jezeli tak,to w moim odczuciu jest dobry trener.

nie uważam,że powinno się porównywać wyników danego trenera w "bezprośrednim pojedynku" jego uczniów z innymi uczniami innego trenera w tym samym konkursie,tego samego dnia - dobrym - IMO jest porównanie postepów,progresu jaki dany człowiek robi pracując z danym trenerem i już.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
29 lipca 2009 10:03
[quote author=opolanka link=topic=8070.msg307142#msg307142 date=1248856443]
Dobro konia?

Niestety w sporcie czesto schodzi to na dalszy plan. Najwazniejszy jest wynik.  🤔
[/quote]

stąd znak zapytania.

Ale w temacie. Dla mnie dobry trener to taki, który potrafi pracować z łatwym i trudnym koniem, a także z różnymi jeźdźcami. potrafi dobrać metody szkoleniowe, plan treningowy i zawody do potrzeba każdej pary indywidualnie.

Jest to osoba, która używa więcej marchewki niż kija. Jego uczniowie odnoszą sukcesy - i dla mnie są to różne sukcesy: wygrana, zdobycie klasy sportowej czy też ładny i równy przejazd. Jest to osoba, która ma pewne założenia, plany na zawodnika, ralizuje je i są tego wymierne wyniki.

Dla mnie nie zawsze są to wyniki sportowe, dlatego że np. wielu ludzi nie startuje bo nie ma czasu, pieniędzy, ochoty. Ale patrząc na nich widać zmianę pod wpływem szkoleniowca.

Ważne dla mnie jest też to (choć moze nie jest to warunek podstawowy), zeby trener/instruktor był osobą jeżdżącą (aktualnie lub w przeszłości), który na treningi przychodzi w stroju jeździeckim i potrafi pokazać, o co mu chodzi, a nie tylko mówić o tym. Moze to drobiazg, ale dla mnie ważny.

edit: I zgodze sie z ktoś - że dobry trener jest wtedy, gdy właśnie to czujesz.
[quote author=SamSam link=topic=8070.msg307072#msg307072 date=1248849061]
- czy ma jakiekolwiek doświadczenie startowe za sobą - czyli czy umie wczuć się w emocje zawodnika,bo sam kiedyś startował lub nadal startuje czy też jest biernym teoretykiem.



Bywaja doskonali trenerzy, którzy byli zawodnikami zupelnie przecietnymi, albo nigdy nie startowali; albo tacy, którzy nie siedzieli na koniu od trzydziestu lat, a takze tacy, którzy w ogóle nie jezdza. Mamy taki przyklad na wlasnym podwórku. Spod reki trenera, który "nie siedzial nigdy na koniu" wyszla dwójka medalistów MP oraz uczestników ME (jun/mj).
[/quote]

Nie neguję osiągnięć takich trenerów! absolutnie! po prostu każdy szuka kogoś innego,ja szukam kogoś,kto mojej córce zapewni solidny warsztat,a z drugiej strony będzie rozumiał emocje które pojawiają się "w celownikach początkowych"...emocje,które pojawiają się przy wjeździe na czworobok...emocje,które są gdy od sędzia startuje na trasę krosu i emocje, które pojawiają się po dzwonku na parkurze...
interesuje mnie jego praca w domu - bo nie sztuką jest pracować,gdy wszystko idzie dobrze,zgodnie z planem...sztuką jest rozwiązanie,choćby banalnego problemu który nagle pojawia się "w domu" lub na zawodach...sztuką jest odpowiednie prowadzenie i konia i zawodnika...
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
29 lipca 2009 10:31
dobry trener to taki który potrafi z ziemi pokierować tak uczniem, że ten koń chodzi tak (prawie) jak chodziłby pod tymże trenerem

w sensie że żadna w tym filozofia kazać uczniowi zsiąść jak coś nie wychodzi, i samemu przejeździć pół lekcji by cos pokazać czy coś zrobić z koniem - a uczeń jak nie wiedział tak i nie będzie wiedział o co sie rozchodzi no bo niby jak sie ma dowiedzieć jak za niego trener jeźdz okraszając swoje popisy jeszcze dogadywaniem "o tak powinien iść - widzisz???" a biedny uczeń potakuje tylko robiąc dobrą minę i myśląc że to tak właśnie ma wyglądać ta lekcja z której nic a nic nie wyniósł oprócz tego że zostało  mu udowodnione jak mało umie.
a ja się nie do końca zgodzę. Czasami jest tak, że jak koń jest wymagający i uczeń sobie nie radzi, to trener powinien wsiąść. Nie ma sensu, żeby uczeń się szarpał, skoro to nie jest jego poziom.
Najlepiej prowadzić tak jazdę, żeby problem się nie pojawił, ale nie zawsze tak się da.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
29 lipca 2009 10:50
[quote author=_kate link=topic=8070.msg307198#msg307198 date=1248860821]

Najlepiej prowadzić tak jazdę, żeby problem się nie pojawił, ale nie zawsze tak się da.
[/quote]
powiedz mi,że źle Cię zrozumiałam  😲 uwazasz,że problemy trzeba ukryć pod dywan i uważać,żeby na nie nie nadepnąć?

trener może pokazać jak rozwiązać dany problem - albo słownie,albo sam może wsiąść i pokazać - ale nie mozna udawać,że problemu nie m.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
29 lipca 2009 10:53
dlatego mówię o tym, że dobry trener jednak potrafi z ziemi tak  pokierować lekcją by problem "wymagający" jego wsiądnięcia się nie pojawił. Wykluczam jakieś wyjątkowo ekstremalne sytuacje pojawiające się naprawdę rzadko. jesli jednak to wsiadanie trenera jest bardziej reguła niż wyjątkiem to wtedy należałoby się zastanowić nad pewnymi rzeczami.

bo chyba w naszym szkoleniu nie chodzi o popisy trenera "patrz co ja potrafię".
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
29 lipca 2009 10:58


bo chyba w naszym szkoleniu nie chodzi o popisy trenera "patrz co ja potrafię".
taki trener,to marny trener dla mnie...
Ktoś no niestety źle  😉
nie chodzi mi o udawanie, że problemu nie ma, ale prowadzenie cyklu szkoleniowego tak, żeby nie postawić przed uczniem większych wymagań niż na chwilę obecną on może spełnić. Jak również o powolne dochodzenie do rozwiązania problemu.
Jakoś nie potrafię się wyrazić. Dla mnie cykl szkoleniowy powinien być podobny do wchodzenia po schodach. problem pojawia się jak próbujemy przeskoczyć parę stopni. Nie powinno go być jeśli idziemy zgodnie z rozwojem ucznia i konia. Jeśli idziemy powoli, a mimo to pojawia się nierozwiązywalny dla ucznia problem to znaczy, że czas na trenera, bo nie ma sensu żeby uczeń się szarpał z koniem skoro trener pokona problem siłą spokoju.


Uważam też, że w wielu przypadkach wsiadanie trenera jest niezbędne. Nie tylko w ekstremalnych przypadkach, ale również aby coś pokazać.
Na przykład mój koń odkąd go mam jest wparty w prawą wodzę, a pusty na lewej. Nie zajmowaliśmy się tym dłuugo, bo ja i mój dosiad i pomoce nie byliśmy na to gotowi. Wcale tego nie czułam zresztą  🤔 któregoś dnia w trakcie jazdy został mi zabrany koń, pojeżdzony przez trenerkę, potem kazała mi wsiąść i powiedzieć, czy serio ale tak serio nie ma różnicy?
była.
to był pierwszy krok do rozwiązania tego problemu.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
29 lipca 2009 11:07
Dobry trener? Taki, który nie boi się powiedzieć, że nie jest w stanie dalej prowadzić pary, bo to już za wysoki dla niego poziom/ nie umie sobie poradzić z daną parą, a nie ciągnie kasę latami, wsadzając coraz to nowe wynalazki do pyska, skracając czarną, tłumacząc, że koń jest debilem i trzeba kupić nowego.

Lov   all my life is changin' every day.
29 lipca 2009 11:32
Ja się wtrące tylko na chwilę- skoro nie startuję na moim koniu, bo NIE MOGĘ ze względów zdrowotnych, to co, nie osiągnę jakiś wyników? I gdy trener, a właściwie trenerka, nie ma papierów, ale ma świetne doświadczenie? Gdy skupia się nie tylko na tym, aby koń szedł dobrze, ale też na mojej sylwetce, zachowaniu? I potrafiąca uspokoić moje nerwy, kiedy coś nie wychodzi, oraz potrafi godzinami wysłuchiwać mojego jęczenia na konia, na siebie?

To jest dla mnie dobry trener. Nie patrzę na papier, patrzę na to, co czuję, kiedy jeżdżę. I nie biorę pod uwagę tylko tych dobrych dni- biorę zwłaszcza te, gdy koń chodzi gorzej, a z dołu słyszę uwagi, które działają i na mnie, i na niego. Ważne jest dla mnie to, że możemy każdy problem przeanalizować, rozmawiać o nim godzinami i WSPÓLNIE szukać rozwiązania. Może jestem dziwna, bo dla mnie na tym polega nauka 😉 żeby także samemu potrafić ocenić, co się dzieje, dlaczego, i jak temu zaradzić.

Już mnie nie ma 😁
Trener potrafi wyznaczyć jakiś cel na najbliższe tygodnie/miesiące/lata i prowadzić konsekwentnie do tego punktu. Potrafi o tym zawodnikowi powiedzieć. Nie zawsze musi to być cel w rodzaju: przejechać parkur klasy P na czysto i w dobrym stylu, mogą to być cele mniej zauważalne z zewnątrz - poprawa pewnych elementów jazdy. Nie wyobrażam sobie stałej współpracy z kimś metodą " z jazdy na jazdę". Natomiast jeśli trafia mi się możliwość kilku jazd z innym trenerem, doceniam spojrzenie świeżym okiem, umiejętność indywidualnego potraktowania pary itp. Ale codzienna praca powinna przebiegać w jakiś zorganizowany sposób.

Ważne jest to o czym wspomniała Strzyga - jeśli trener nie ma wizji na daną parę, powinien o tym powiedzieć zawodnikowi, a nie za plecami koleżankom ze stajni i najlepiej w ogóle się nie podejmować pracy z parą, jeśli miałby to robić bez przekonania, planu i na odwal. Nie rozumiem takiego podejścia, ale byłam świadkiem kilku takich sytuacji. Niefajne generalnie.

Chciałam jeszcze nawiązać do rozwiązywania problemów. Wielokrotnie w swojej "karierze" jeździłam na surowych koniach, sama nie posiadając ani umiejętności, ani doświadczenia potrzebnych do prawidłowej pracy z takimi zwierzakami. W takiej sytuacji trener nie mógł rozwiązać wszystkich problemów od razu, po prostu nie było takiej możliwości. Pewne sprawy na pewien czas pomijał, nie dlatego, żeby zamieść pod dywan, a dlatego, że nie dało rady jednocześnie pracować nad ogarnięciem się jeźdźca i nauką konia. Byli tacy, którzy patrząc na to z boku uważali, że trener źle robi, że nie poprawia wszystkiego. Ja ufałam, że trener ma rację. Myślę, że miał. Nie dało się przeskoczyć kilku schodków na raz, trzeba się było samemu ogarnąć, żeby cokolwiek wymagać od konia. Droga była jasna i logiczna, wiedziałam jakie kolejny schody mam pokonać i dobrze mi się w ten sposób pracowało.

Poza tym dobry trener musi byc nieschematyczny. Szuka rozwiazan i ma pomysly (tu kłania sie wiedza teoretyczna), zamiast od razu odwylywac sie do patentow i bata.
deborah   koń by się uśmiał...
29 lipca 2009 11:52
SamSam

teraz już jest odpowiedni wątek 🙂 chętnie poczytam co sądzisz o wymienionych trenerach 🙂
zawsze wsiada, gdy mam problem,

Zacytuję sama siebie, bo ElaPe chyba pije do tego.
Ja nie jestem "miszczem świata", więc jeżeli kobyła ma ewidentnie zły dzień, a ja szamoczę się, to chyba lepiej, jak wsiądzie ktoś, kto przepchnie przez problem szybciej? Nie po to, żeby mi pokazywać, że jest lepszy, tylko pokazać kobyle, że stwarza problemy zupełnie niepotrzebnie. Kiedyś na jeździe mi powiedział - "przecież ty nie kazałaś się jej złościć, jedź dalej i rób swoje".

Ktoś ja czuję ( i widzę) ogromną różnicę. Mam konia, którego się w końcu w 100% przestałam bać. Jazda sprawia mi niesamowitą przyjemność.
A tak w ogóle to uwielbiam patrzeć, jak trener jeździ. On jest tak mega spokojny i opanowany, kobyła pod nim zamienia się w taką fajną okrągłą kuleczkę  🙂
Mój trener przez 1,5 roku współpracy wsiadł na mojego konia 1 raz. Napotykam różne problemy, mamy z Glutem lepsze i gorsze dni, ale zamysł jest taki, że trener uczy mnie z ziemi samemu rozwiązywać problemy. Miszczem też nie jestem i nie o to tu chodzi. Raczej o to, że na rozprężalni/parkurze/czworoboku/krosie jestem sama z koniem i nikt mi nie wsiądzie i nie pokaże. Muszę się nauczyć sama radzić sobie z problemami, bo często nawet trenera na ziemi nie ma. Nauka samodzielnego myślenia też jest ważna.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
29 lipca 2009 12:54
Nie startuję, zwykły dupotłuk jestem, ale dobrego trenera po długich poszukiwaniach w końcu znalazłam. Tylko czemu tak późno?

Dobry trener zaczął od uzupełniania podstaw - zajął się i mną, i koniem, jako parą. Pokazał jak pracować, usystematyzował tą pracę, kiedy trzeba stosownie hamował moje zapędy lub popychał do przodu. Wzajemna komunikacja jeździec-koń zrobiła się nagle znacznie prostsza i przejrzysta. Widziałam i czułam różnicę, a trener pokazywał mi jak ten stan utrzymać.
Dobry trener przekonał mnie, że skoki mogą nie być walką o przeżycie. Mogą być nawet przyjemnością, czego po współpracy z jego poprzednikami odczuć nie mogłam. Pokazał mi błędy, nauczył jak je poprawić, pilnował ich. I te podskoki zaczęły naprawdę sprawiać mi przyjemność, a jazdy z drągami zostały ulubioną rozrywką intelektualną mojego konia.

To całe czary mary nie zrobiło się samo z siebie, nie zaczęło wychodzić jako efekt wyjeżdzonych dupogodzin i wysługę lat.
Facet odwalił kawał świetnej roboty i w kwestii samej pracy z nami, i w kwestii zmiany nastawienia (mojego i konia) do tej pracy. Przyszła świadomość. Im więcej czasu mija, tym wyraźniej to widzę.
Dzięki wrotku  :kwiatek: 
Lov   all my life is changin' every day.
29 lipca 2009 12:56
Lena, podpisuję się pod tym obiema rączkami 😉
Jezus co wy się tak czepiacie tego, że trener wsiada. Dla mnie to jest oczywiste, że wsiada. Bo potrafi więcej ode mnie i uczy konia i mnie, a nie tylko mnie. Zdarza się to raz na miesiąc. A nie codziennie...
Dla mnie to jest  takie typowe voltowe uczepienie - my jesteśmy lepsi, Ty jesteś gupia, bo ci trener wsiada  😵

Zuziasta   Zakupoholik na odwyku...
29 lipca 2009 13:00
pokemon, a potem co?
treneranie będzie i sobie nie poradzisz...
Lov   all my life is changin' every day.
29 lipca 2009 13:05
pokemon, nikt się nie czepia. jak Gruby miał jesienią kryzys, to na początku też poprzedni trener wsiadał- ale mówił mi, co robi, kiedy, jak i dlaczego. właśnie po to, żebym mogła sobie sama poradzić, gdyby znowu pojawiał się problem 😉
Też nie rozumiem focha Pokemona. Nikt się niczego nie czepiał.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
29 lipca 2009 13:10
Ja wręcz nalegam, żeby inni wsiadali, gdy mam kłopot.
Z dołu masę rzeczy przecież widać (a kamerki się nie dorobilam 😉 ).
caroline   siwek złotogrzywek :)
29 lipca 2009 13:17
Zdarza się to raz na miesiąc. A nie codziennie...

moja wsiada na mojego konia co najmniej dwa razy w tygodniu i jestem tym zachwycona. i bardzo chetnie dałabym jej go do jezdzenia 6 dni w tygodniu, tylko po to żeby wsiąść siódmego dnia i cieszyć tym jak cudownie mi się jezdzi 😎
żałuję tylko, ze wczesniej nie wpadłam na to żeby ją o jeżdżenie Gada poprosić :P
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się