Boję się koni ale jeżdżę

Nie boję się, nie bałam się - uważam, że nie da się jeździć, jeżeli człowiek boi się koni w ogóle.

Lęk przed wypadkiem? Ok, ale nie paraliżujący, bo taki tylko zwiększa szansę, że coś się przytrafi i przeszkadza koniom.
Świadomość możliwych zagrożeń? Konieczna razem z idącą za nią ostrożnością.

Często za to boję się o konia, dlatego mało skaczę, nie jeżdżę na Hubertusy...  🤔wirek:
Ja nie tyle boję się samych koni, co imaginuję sobie pewne sytuacje z siodła. To po części wypływa z dbania o kopytnego ale w większej mierze jest skutkiem strachu nabytego we współpracy z folblucicą z kiepskim wzrokiem i szybkim przyspieszeniem (potrafiła skosić jakieś krzewy w galopie jak się wystraszyła, usiłowała wpaść na ogrodzenie). Nie pomógł mi fakt, że na drugiej jeździe na "moim" koniu od razu zaliczyłam ucieczkę przed krowami prosto na drzewo z efektowną glebą i ogromnym bólem głowy. Powoli mi to mija, ale trzeba było pół roku jazd na Klusku, żebym mogła sama wyjechać w teren.
Niestety znam osobę która się boi koni a mimo to nie dość, że jeździ ( nie pytajcie jak 😉) to na dodatek ma swojego konia, możecie sobie wyobrazić jak ten koń jest wychowany  🤔
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
19 maja 2010 15:47
możecie sobie wyobrazić jak ten koń jest wychowany 

mniemam że natóralnie?

Nie boję się, nie bałam się - uważam, że nie da się jeździć, jeżeli człowiek boi się koni w ogóle.

właśnie, tez tak uważam
Jako dzieciak - bałam się  i z ziemi i z siodła - każda nowość objawiała się paraliżem i kompletną głuchotą.
Teraz - z siodła się nie boję, bardzo ufam mojej instruktorce (wydaje mi się, że kiedy nie ma się swojego konia, w rekreacji, takie zaufanie jest ważne - ja nawet jak ustawi mi wyższą przeszkodę, każe jechać bez strzemion dłuższe odcinki to to robię, nawet jeśli mam jakiś lęk - wierzę, że nie narazi mojego zdrowia, zna i moje i konia możliwości).
Z ziemi - boję się odsadzających się koni - tej paniki i kompletnego zamroczenia. I boję się ściągać konia z padoku/pastwiska, kiedy blisko stoi inny koń - kiedyś szłam po grzejącą się klacz i "pilnujący" ją wałach próbował mnie skopać 🤔

Do tych wakacji bałam się terenów, ale wyleczył mnie z tego pobyt nad morzem - 6 koni dziennie, minimum dwa tereny - sporo galopów, przejścia przez rzeczki - żyć nie umierać - nawet na brykaczu 😍
PonPon ale coś jednak musiało być silniejsze od tego strachu, skoro w ogóle się za to zabrałaś, nie zrezygnowałaś i jeździsz nadal, czyż nie 😉
Nie umiałabym jeździć bojąc się koni. Nawet jak na młodzika jakiegoś wsiadam, czy nieznanego konia- nie boję się. Nie szpanuje czy coś, nie wsiadam na brawure, ale nie umiałabym jeździć z nastawieniem że się konia, na którym siedzę BOJĘ. Jeżdżę na zasadzie: "najwyżej spadne" 😉 Także tym, którzy sie boja: koń też to czuje.

[quote="ElaPe"]mniemam że natóralnie?[/quote]
🤔wirek: ?
natóralnie przez ó to taki dżouk, ajronia  🙄 czy nie umiesz pisać?

[quote="ElaPe"]mniemam że natóralnie?

🤔wirek: ?
natóralnie przez ó to taki dżouk, ajronia  🙄 czy nie umiesz pisać?
[/quote]
hehehe natóralnie chyba tak, bo zupełnie nienaturalnie czyli nie wiem jak 😉 histerycznie  chyba 😉
Patrząc po innych postach EliPe stawiałabym na to drugie  😎 Ale basta, bo zaraz się zrobią z tego dwa OffTopy i dyskusja, która już miała miejsce w innych wątkach 😉
Jaka dziewczynka nie chce jeździć? ^^ Zresztą początkowe 5 lat mojej jazdy to były obozy raz w roku - konie chodzące na pamięć, największym stresem było czy mi się nie zatrzyma w kłusie - lęki zaczęły się trzy lata temu, kiedy trafiłam tam, gdzie jeżdżę do dzisiaj - trzeba było się rozłuźnić, lepiej ujeżdżone konie reagowały na to co robię, nie tłukły się apatycznie w kółko - wtedy okazało się, że w sytuacjach stresowych cała się kulę, podciągam kolano - koń się stresował, przyspieszał - denerwowałam się i cykl się zamykał - no i frustracja - przecież na obozach przecież galopowałam, skakałam - a tu robię 2 koła galopu na jazdę i to nie zawsze ujadę, bo ten "głupi" koń mnie wozi! Teraz nie jeżdżę wybitnie, ale krzywdy zwierzakom nie robię. Bardzo pomogło mi stopniowanie wymagań i spokojnie prowadzone jazdy - bez krzyku, wytłumaczone co trzeba, ale nie za dużo na raz. W pewnym momencie na każdej jeździe słyszałam "jakbyś nie była w stanie, to bym ci nie kazała - jedziesz!" - to mnie przełamało.
helcia   Wiedźma z czarnym kotem
19 maja 2010 19:09
Nie boje się i jeżdżę  😉.
Jednak mam jakieś tam swoje strachy, głęboko ukryte i gdy się nie odezwą, nie wiem, że są  😉. Byłam w wielu sytuacjach dość nieprzyjemnych. Zajmowałam się niezbyt grzecznym koniem (głownie na lonży dęby, taranowanie), ale mimo to np. bardzo miło wspominam tego konia, wiem, że wiele mnie nauczył i w tym roku też zamierzam się zajmować właśnie nim. Wiem, że zrobiłam wiele głupich rzeczy, które mogły skończyć się nieprzyjemnie. Mimo to zawsze staram się patrzyć na bezpieczeństwo konia (bo na swoje często zwracam mniejsza wagę)
Favoritta   siwo, rudo i blond.xDD
19 maja 2010 19:52
Ja mam dość ciekawą historię jeśli chodzi o strach przed końmi.. Pierwszy rok nauki jazdy konnej ogólnie bałam się jeździć.. A panicznie bałam się galopu.. A wszytko przez to, że z pierwszego galopu w życiu spadłam. Do dziś pamiętam ten paniczny lęk.. I podziw dla tych, którzy umieli galopować (choćby w najgorszym stylu). Dzisiaj z perspektywy czasu (w końcu to już 4 lata😉) wiem, że ciężko było mi też ze względu na konie: źle ujeżdżone, wysokie (ponad 170cm), z wybijającym galopem.. 'Instruktor', który nie miał żadnych kwalifikacji, a jego jazda pozostawiała mnóstwo do życzenia, styl jaki prezentował można spokojnie określić jako żałosny też nie pozostawał bez winy. Ale uczył innych. I to wszystko spowodowało, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej... I, że pierwszy rok nauki jazdy konnej wspominam bardzo 'niefajnie'.. Nie tylko bałam się jazdy, ale również z lękiem podchodziłam do konia. Brakowało mi jakiejkolwiek stanowczości.. Ogłowia nie założyłam, bo koń uciekał z głową.. Osiodłać konia nawet nie umiałam.. A wszystko przez ten strach... Jeśli chodzi o galop po roku jazdy przełamałam się i zaczęłam galopować (jakimś cudem)..
Potem zmieniłam stajnię, na tylko troszkę bardziej "profesjonalną". Ale tam była zasada: albo wsiadasz na tego konia, albo nie jeździsz (jeździłam tam za pracę). I tak zaczęłam wsiadać na wszystkie konie ze stajni. Nikt mi konia nie zamierzał siodłać, więc musiałam zacząć robić to sama. I to bardzo pomogło! Powoli znikł cały strach przed samymi końmi, jak i przed jazdą na nich.. Właśnie przez taką 'dyscyplinę'. W ten stajni jeździłam jeszcze 2 lata.
Teraz mam dwa własne konie.  Odczuwam tylko respekt przed końmi, których nie znam. Jestem nieufna dopóki się do danego konia nie przekonam. Pamiętam, jak kupiłam swojego pierwszego konika, klaczkę.. Na początku bałam się nawet ją wyczyścić. Ale krok po kroku i przekonałyśmy się do siebie. Ja do niej, a ona do mnie. Chociaż to nie jest łatwy koń, a sama musiałam ją 'dojeździć' (ale to juz inna historia). Mój drugi konik, wałaszek kupiony został niedawno (miesiąc temu). Pierwsze czyszczenie, siodłanie, jazda - lekki respekt.. Ale zdecydowanie łatwiej mi było niż z moim pierwszym koniem. Teraz już całkiem się przyzwyczailiśmy do siebie.😉
Ogólnie strach przed jazdą z zniknął prawie całkowicie..  Tereny w zastępie, samotne tereny na mojej klaczce, skoki... no problem. Czasami tylko się boje, że dostanę kopniaka. Ale to głownie dlatego, że moja siwa ma dość poważny problem z dawaniem tylnich nóg i do tej pory ich nie daję. Kupiłam ją jako
7-latkę, a wcześniej nikt ją tego nie uczył. Kowal najpierw robił jej na lince tylnie kopytka, a teraz "powoli" zaczyna mu je dawać.. Idzie ku lepszemu.. Choć, jak miała pierwszy raz robione to jej kopyta "latały" pod sufitem stajni. Przy pierwszych czyścieniach nie dawała się w ogóle czyścić po pęcinach tylnich nóg.. Dopiero, jak mi zaufała się to zminiło.😉 Teraz praktycznie nigdy nie boję się, że spadnę.. Jak się spotykam z nieposłuszeństwem konia to zawsze staram się w końcu "być górą". Jak się spotykam ze strachem konia to staram się zawsze go uspokoić i pokazać mu, że to, co go wystraszyło wcale nie jest takie straszne..(Konie też się boją.. 😀) Bo strach ma wielkie oczy. 👀 😀
Ale się rozpisałam! Ogólnie fajnie, że ten wątek jest, bo strach to coś ludzkiego, a wiele osób, woli ukrywać, że czegoś się boi. Jakby to było coś złego...
Myślę, że strach jest ludzką rzeczą i nie ma się czego wstydzić 😉 A wręcz przeciwnie, powinno się o tym mówić i rozmawiać z innymi, to pomaga 🙂 Osobiście też nie raz odczuwam lęk przed jazdą. Taka mała trauma pojawiła mi się jakiś rok temu, nie wiem skąd, nie wiem dlaczego. Myślę, że miała na to wpływ niejako nauka skoków w ośrodku, w którym się podszkalam. Uwielbiam tam jednego wałaszka arabskiego i to właśnie na nim często tam śmigam. Któreś z kolei już skoki trafiły mi się właśnie na nim. Najeżdżając na przeszkodę w ostatniej chwili potrafił mi tak strasznie chamsko wyłamać, że nie raz już myślałam o wąchaniu ziemi. Mimo wszystko, jest to w dalszym ciągu mój ulubiony koń i to właśnie na nim najszczęsciej tam jeżdżę 🙂 Może właśnie po to, by w jakiś sposób przełamywać swe lęki?  Na co dzień, u siebie, zdarza mi się, że czuję w środku napięcie  morwienie w brzuchu i ogólnie bywam zestresowana, szczególnie przed galopem. Bardzo boję się wypadków na koniu, boję się,  że spadnę (a jest niestety z czego... kobyła 168cm to już nie przelewki 😉 ). Ogólnie sama w tereny nie jeżdżę - właśnie dlatego, że się boję. Marzę o tym, aby wybrać się samotnie do lasu, przegalopować po zielonej łące i spacerować między zielonymi alejkami... ale poprostu wewnętznie nie dam rady. Raz chciałam spróbować i nie skończyło się to najlepiej; kobyła poniosła mnie z powrotem do stajni (nie była wystana, ale ogólnie jest bardzo związana ze stadem, a że ono właśnie akurat wychodziło na wybieg... 🤔wirek: ). Nic nikomu się na szczęście nie stało, ale na chwilę obecną wiem, że szbko nie powtórzę takiej "wycieczki". Staram się dbać o bezpieczeństwo swoje jak i kopytnego 😉 W terenie lubię czuć się bezpiecznie i staram się ograniczać jakieś niebezpieczne sytuacje, chociaż jak wiadomo - nigdy nie wyeliminujemy ich całkowicie, co jednak nie oznacza, że nie lubię sobie przysłowiowo "pocisnąć" i pościgać się  np. z koleżanką 🙂
Jak zaczynałam jeździć to się nie bałam kompletnie niczego. Przy pierwszym planowanym galopie mi i mojej siostrze konie zaczęły się ścigać wzdłóż płotu a ja cieszyłam ryja. Zaczęłam się bać wraz z kolejnymi zmianami szkółek. Przez liczne drobne wypadki, wpadki, dziwne podejścia instruktorów itp doszło do tego, wsiadałam na konie cała spięta i z jazdy nie miałam żadnej przyjemności. Po roku regularnej jazdy z jedną, dobrą instruktorką strach się zmniejszył, jednak gdy sytuacja wymyka mi się spod kontroli to potrafi mi się włączyć lekka panika i zapominam o wszystkim czego się nauczyłam. Jednak wsiadam na konia oczekując dobrych wrażeń a nie "śmierci" jak przez długi, długi czas  🤣
Jeśli chodzi o obsługę z ziemi, to jest z nią lepiej niż z jazdą.
Niektórzy chyba mylą pojęcia... Przezorność, zdawanie sobie sprawy z niebezpieczeństwa, kretyńską panikę, wybujałą wyobraźnię. To wszystko co innego.

"Tylko głupi się nie boją", bo to znaczy, że nie potrafią przewidzieć pewnych sytuacji, nie rozumieją konsekwencji określonych zachowań. Ale nad tym trzeba panować, trzeźwo myśleć, analizować i być czujnym.

Z drugiej strony jest jeszcze rutyna, przez nią doprowadzamy do niebezpiecznych sytuacji, a później są "urazy psychiczne" na całe życie.
Z całą pewnością nie boję się moich koni. Obawiam się jednak, co mogą zrobić kiedy je coś wystraszy. Dam przykład: wczoraj wieczorem jadę sama przez las na wałachu mojego syna, typ ciekawski, niestraszalski, grzeczny olbrzym. Galopik, nagle COŚ (nie wiem co) strasznego i wielki odskok w bok. A tam dół wielki, w nim gałęzie nawrzucane przez leśników z pobliskiej poręby. Mało brakowało a zwalilibyśmy się w niego razem, nogami do góry.
Pytanie w ankiecie jest źle postawione: strach paraliżuje, świadomość ryzyka jest natomiast zawsze konieczna tam gdzie to ryzyko istnieje. Czy, jeśli jestem świadoma ryzyka, to znaczy, że się boję ? Czy doznane przygody odstręczają mnie od jazdy ? Nie. A mam "na koncie": wypadek konny mojego syna (matki wiedzą, że to gorzej niż własny), wypadek konny mojej mamy (74-latki !!!) i własnych guzów i sińców nie do zliczenia przez kilkadziesiąt 😅 lat jazdy.
Kiedy zaczynałam jeździć, bałam się właściwie wszystkiego - tego, że koń się poruszył, tego, że zabrał nogę przy czyszczeniu kopyt, że idzie za szybko, nie tam, gdzie chcę... Z czasem oczywiście minęło, bo i ja nabrałam więcej doświadczenia. Natomiast nadal boję się, powiedzmy, "trudnych koni". Jeśli ktoś powie mi przed jazdą, że mam być ostrożna i uważać, to koniec, jestem z góry spalona, bo się zestresuję. Natomiast jeśli wsiadam na nowego konia i nikt mnie wcześniej nie nastraszy, to jestem w stanie doskonale dać sobie radę.

Muszę jednak zaznaczyć, że do wszystkich rekreantów, na których obecnie jeżdżę, mam bezgraniczne zaufanie, cokolwiek by się nie działo i uważam to za niezbędne, żeby czegokolwiek się nauczyć 😉
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
20 maja 2010 08:30
Pytanie w ankiecie jest źle postawione

ale co jest źle postawione.

Jasno  i wyraźnie chyba pytam się - co tam jest nie do zrozumienia.

Okazuje się, choć widocznie trudno innym tego zrozumieć, że są osoby które boją się koni - taki strach przed samym koniem jako zwierzęciem, bo duży, bo ma zęby, bo nie wiadomo co zrobi - a jednak mimo tego strachu jeżdżą.

O taką sytuację mi bardziej chodziło, a nie o to że jeżdżę ostrożnie bo cos może się stać.
To trzeba było na wstępie sprecyzować.
Znam osoby,które boją się koni -jako takich i jeżdżą .
I nie wiem po co to robią. Żadna przyjemność.
Przy losowaniu genów u Pana.B nie dostali tego od koni.
I trzeba się z tym pogodzić.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
20 maja 2010 08:36
ale co sprecyzować - "boję się koni" jest niedoprezyzowane?

Znam osoby,które boją się koni -jako takich i jeżdżą .
I nie wiem po co to robią. Żadna przyjemność.


więc właśnie mnie to też fascynuje takie coś - jak można czerapać przyjemność z obcowania ze zwierzakami które napawają lękiem
No nie czerpią przyjemności. Tylko im się tak wydaje.
To są ludzie, o jakich piszecie w innych wątkach.
Lubią siebie na koniu a nie samego konia.
"Lansują się" w światku koniarskim.
A jak koń uchem ruszy odskakują jak spłoszony kot.
Nigdy nie udaje im się nawiązać tej magicznej relacji z koniem , jaka jest udziałem koniarzy obdarzonych owym "genem".
No i dorabiają teorie do własnych działań. Kosmiczne.
Jeszcze dodam:
Moje pytanie, czemu nie ma opcji: nie boję się i nie jeżdżę wiązało się z pewną obserwacją.
Otóż u nas w RR są organizowane wesele, komunie etc. W restauracji. Słowem „lud prosty” bywa w dużej liczbie. I czasem wylega zwiedzać ośrodek. I niedawno miałam takie spotkanie:
-Pan, bardzo stary.Ze wsi.
Od razu widać było, że ciągnie go do stajni jak magnesem. Grzecznie spytał czy może zobaczyć konie.
A jak ktoś grzecznie pyta to ja się zawsze zgadzam. Wszedł do stajni z naszymi klaczami. Oczy mu się tak zapaliły. Nie bał się. Głaskał. A klacze wszystkie się wychyliły i wąchały, wdychały, przytulały się do Pana.
Powiedział, że konie lubi.A teraz ma traktor. I tak dawno nie miał okazji z końmi pobyć. I łzy miał w oczach.
I te kilka minut tego Pana w stajni to dla niego przeżycie, jakiego nielubiący/bojący się / koni „wypasiony jeździec” nigdy nie doświadczy.
Tania, dokładnie. Sama znam instruktorkę, która wmawia wszystkim, że jej koń odstawia niewiadomo jakie akcje i tylko ona sobie z nim radzi, a tak naprawdę kobyła idzie jak osioł... Niestety, tacy też są.-,-
[quote author=Northern_Star link=topic=24038.msg592524#msg592524 date=1274342792]
Tania, dokładnie. Sama znam instruktorkę, która wmawia wszystkim, że jej koń odstawia niewiadomo jakie akcje i tylko ona sobie z nim radzi, a tak naprawdę kobyła idzie jak osioł... Niestety, tacy też są.-,-
[/quote]
A to już inny temat. Też znam ludzi,którzy tak gadają.
Dodają sobie znaczenia.
Tak, a niektórzy mają jeszcze taką zdolność przekonywania innych do siebie... I ktoś, kto nie ma nic wspólnego z jeździectwem/chce zacząć jeździć, będzie traktował taką osobę jak jedyne źródło wiedzy. I baardzo dużo się nauczy. 🙄
ushia   It's a kind o'magic
20 maja 2010 09:28


Okazuje się, choć widocznie trudno innym tego zrozumieć, że są osoby które boją się koni - taki strach przed samym koniem jako zwierzęciem, bo duży, bo ma zęby, bo nie wiadomo co zrobi - a jednak mimo tego strachu jeżdżą.



Nie znam osoby która w taki sposób boi się koni i faktycznie "jeździ" - owszem, wsiadają na konie, nawet w miare nad nimi panuja (oczywiscie dopóki koń nie machnie mocniej ogonem albo uszu nie podniesie), ale nie jeżdzą konno. Przemieszczają sie na koniu.
Bo to ładne jest.
I to nie jest przyjemność z obcowania z koniem
Mam znajomego, który jest bardzo odważny. Tak brawurowo. Jeździ sportowym autem, motorem z takimi prędkościami, o jakich mnie się nawet nie śni. Nurkuje, wspina się, uprawia sporty walki.
A koni się boi. Tak troszkę śmiesznie. Histerycznie. Odwiedził mnie, poszedł na wybiegi popatrzeć. Nawet usiłował dotknąć końskiego nosa, ale odskoczył, to i koń odskoczył. No to ja zaraz koniowi tłumaczyłam do ucha, żeby się nie bał. Koń się przytulił –tak policzkiem do policzka / mrrrrr…. uwielbiam to/.Znajomy miał włosy dęba postawione. Odchodząc pocałowałam konia w chrapy
/ mrrrr…../.
Znajomy:
-Nie boisz się? Bez żartów! Mógł cię ugryźć! Nie brzydzisz się? Czemu ty go całujesz? Może jakiś chory jest? Umyj się szybko! I wyjdź w bezpieczne miejsce!
No, mówię Wam- wielki facet bał się panicznie. Ochłonął dopiero jak zobaczył na parkingu auta Państwa R i poleciał podziwiać.
I wracając do obserwacji „ludu prostego” oraz adeptów jeździectwa – widuję ludzi, którzy się BOJĄ przez duże B. To widać w ich ruchach, słychać w głosie. Jednak pokusa pokazania się w stajni jest silniejsza. I spirala się nakręca.
Konie czytają w nas jak w książce. I wyciągają wnioski.
KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
20 maja 2010 11:24
Ja tez mialam przygode z moim koniem ale pisalam o tym juz tyle razy tu ze nie chce mi sie kolejny 🙂
Mam roczna coreczke i jak byla malutka kupilam sobie andaluza z ktorego zaliczylam przyslowiowa glebe zaliczajac utrate prztyomnosci i drgawki,przestraszylam sie panicznie i pare miesiecy nie bylo mowy o wsiadaniu,ale poswiecilam ten czas na prace z ziemi.
Poznalismy sie lepiej i zaufalismy sobie,a ja zamiast robic z Helio demona zaczelam wmawiac sobie ze to najspokojniejsze zwierze jakie moze byc i podzialalo 🙂 .
Podswiadomosc to ogromna sila i jesli czekamy na strachy to mamy pewne ze kon tez sie spina i zaczyna je widziec,wiadomo kazdy normalny czlowiek powinien miec swiadomosc niebezpieczenstwa ale nie czekac na zle 🙂
Za wszystkich bojacych trzymam kciuki  :kwiatek:
Ja juz sie nie boje  😅
Ja nie bałam się koni ani jazdy na nich (oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bo jednak respekt przed 500 kg zwierzem trzeba mieć  😉 Z mojego konia spadałam kilka razy, czasami nic mi nie było, a zdarzały się też kontuzje wykluczające z jazdy na kilka tygodni. Jednak zawsze jak tylko zdrowie pozwalało od razu wsiadałam. Jednak tej zimy coś mi się stało i nie wiem dlaczego. Nie mieliśmy żadnego przykrego wypadku ani nawet stresującej sytuacji. Przyszłam pewnego dnia do stajni, osiodłałam mojego Miśka, wsiadłam i zaczęły się problemy. Koń podrzucił głową a ja byłam już sparaliżowana, wyciągnął kłus a ja byłam gotowa krzyczeć że nie mogę się zatrzymać  🤔wirek: A koń spokojny, grzeczny, co prawda uwielbia biegać ale nigdy nie zrobił żadnego numeru. I tak całą zimę albo lonżowałam konia albo chodziłam z nim na spacery w ręku, albo wsiadała na niego moja koleżanka (oczywiście dziwiła się bardzo o co mi chodzi z tym strachem skoro koń zachowuje się jak aniołek). Oczywiście wsiadałam tylko w obecności instruktora, który cały czas próbował mnie uspakajać, udowadniać że nie mam się czego obawiać, nic nie pomagało. Cały czas miałam wizje, że albo mnie poniesie, albo zacznie brykać (chociaż wcześniej tego nie robił, a nawet jeśli to wiem że nie jedno mogę wysiedzieć).
Męczyłam się tak aż do kwietnia, kiedy zawitała w naszej stajni pewna dziewczyna i podjęła się zażegnania mojego problemu. I nie wiem co się stało ale czuję się przy niej bezpieczna (chociaż do dotychczasowego trenera nie miałam nigdy żadnych zastrzeżeń). Po kilku wspólnych jazdach jestem już rozluźniona i koń też, co owocuje dużymi postępami w naszej nauce. Na razie czuję się uleczona z fobii, mam tylko nadzieje że nie będzie nawrotów  😅
Jest gro osób ( o takiej wcześniej pisałam) którzy uważają lub myślą, że się nie boją ale ich zachowanie pokazuje zupełnie coś odwrotnego, konie doskonale to odczytują. Takie osoby są krzykliwe, ruszają się nerwowo i niestety postępują bezmyślnie prowokując zwierzęta do nieprzewidywalnych zachowań. Strasznie mnie tacy ludzie denerwują bo są nieprzewidywalni nigdy nie wiadomo co zrobią. ( Nie dziwię się koniom, że zachowują się nerwowo w towarzystwie takich ludzi ) Niestety zrozumieć swoje zachowanie i próbować je analizować pod kątem punktu widzenia zwierzaka jest bardzo trudne  jednym to przychodzi naturalne 😉 inni muszą się tego nauczyć.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
20 maja 2010 15:48
a czy banie sie konia może też objawiać się tym że osoba taka jeździ i od konia nic nie wymaga, koń robi co chce, przejmuje wręcz inicjatywę?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się