Marnujemy to i owo?

Na przykład żywność. Ja marnuję. 😡
Stale kupuję jak dla armii i gotuję jak dla armii i wyrzucam dużo.
Jakoś nie umiem sobie gotować pojedynczo - nie nauczyłam się .
Teraz jest wiele akcji o niemarnowaniu żywności.
Ściema czy ma to sens?
Patrząc szerzej-marnując napędzam gospodarkę .
Oszczędzając wygnam ludzi na bezrobocie.
Sama nie wiem już... 😵
kujka   new better life mode: on
20 października 2009 11:49
Tania, ja tez mam ten problem, tylko w 2 strone - dla siebie/2 osob - ugotuje. Ale w niedziele robilam obiad dla 7 osob. oczwiscie kupilam za duzo...
tak samo kartki marnuje, drukuje duzo, albo kupuje zeszyty, ktorych nie zapisuje do konca.
Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
20 października 2009 12:34
Ja również dużo marnuję 😡 I bardzo źle się z tym czuję, zwłaszcza wyrzucając jedzenie. Chleb oczywiście nie zjedzony ląduje na kaloryferze a potem w końskich pyszczkach, mięso w kocich. A reszta?
Z jednej strony bardzo zazdroszczę moim znajomym, którzy mieszkają kilkanaście km od miasta (wsią tego nazwać nie można) i bardzo mało marnują. Mają własne grządki z marchewkami, rzodkiewkami, pomidory, gruszki, jabłka i śliwki (a przynajmniej tak było w lecie 😉), psy, które kości z mięs zjadają, koty, konie, owce i kozy, w tym jedną która daje mleko. A oprócz tego jeszcze kompostownik, gdzie lądują wszelkie odpadki organiczne.
Pomijam, że śmieci mają mało, bo tylko szkło, plastik itp., a co za tym idzie mniej na śmieci wydają 😉 I ode mnie pełny 👍 dla nich.
Z jedzeniem mam problem odwrotny. Nie lubię wyrzucać, więc zdeydowaną część moich posiłków stanowią resztki tego czego nie zjedli inni. Oczywiście nie chodzi tu o dojadanie nadgryzionych kotletów, ale np. brat kupuje świeżą wędlinę, a zostało jeszcze 2 plasterki, więc dojadam. On nie zje, bo mówi, że woli świeżą, a mi szkoda wyrzucić skoro jeszcze dobra. To samo z chlebem i wieloma innymi produktami. Jest obiad, a ja dojadam resztki wczorajszego, bo się zmarnuje.

Na pewno marnuję papier. Jak robię notatki ucząc się do egzaminu, to jak się pomylę i muszę coś skreślić, to przepisuję wszystko od nowa  🤔wirek: To samo z drukowaniem. Wystarczy brak jednej kropki, literówka, jedna spacja za dużo. Musi być idealnie  🤔wirek:

Prąd pewnie też marnuję, bo kompa nie wyłączam, nawet jak wychodzę z domu.I często włączam psu telewizor albo radio jak zostaje na długo sama. Ładowarka praktycznie non stop podłączona, jak mi się przypomni to odłączam.

Wodę staram się oszczędnie przy zmywaniu, korzystam z prysznica, do czajnika leję tyle ile potrzebuję.

Staram się nie być za bardzo uciążliwa dla środowiska, ale też obesesynie się tym nie przejmuję.
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
20 października 2009 12:45
to ja pewno bede wyjatkiem, bo prawie nic nie marnuje. zakupy robię niewielkie, takie dla wlasnych potrzeb. gotuje male porcje. wiekszosc to mrozonki, wiec moga dluzej polezec. chleb jak juz nie jest swiezy to zostaje przerobiony na tosty. nigdy nie zostaly mi reszki z obiadu albo kolacji, zreszta 'wczorajszego' obiadu tak czy siak bym nie zjadla, bo odgrzewane gotowe danie wywoluje u mnie odruch wymiotny.

papieru tez nie marnuje, bo notatki z wykladow robie na laptopie. na cwiczenia tez zabieram komputer, na pytania odpowiadam czytajac z ekranu. ksiazek z biblioteki nie kseruje, a skanuje. ostatni raz zeszyt kupilam 3 lata temu [sic!]

gospodarką nie przejmuje się, bo tak czy siak napedzam ja swoim zakupocholizmem. tego czego nie wydam na jedzenie, to wydam na ubrania  😁
ja to głównie marnuje swój czas i to boli...  🙄
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
20 października 2009 14:13
Marnuję dużo, zwłaszcza jak chodzę głodna na zakupy.
Ja się staram nie marnować. Mój mąż niestety jest moim przeciwieństwem.
Staram się wyjadać wszystko do końca, co jest w lodówce (no chyba, że się rusza  😁 ). Wszystkie kartki zapisane z jednej strony tnę na małe karteczki, których używam potem jako listy na zakupy. Wyłączam ładowarki z kontaktu. Wyłączam tv ze stanu gotowości, jeżeli ma nas nie być ileś godzin. Biegam po domu i wyłączam niepotrzebne światło... No i tak mogłabym wymieniać.
Wymieniaj,wymieniaj  :kwiatek:
Jestem marnotrawcą - chętnie poczytam.
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
20 października 2009 14:22
ja to głównie marnuje swój czas i to boli...  🙄


Chciałam to samo napisac - marnowanie czasu to moja największa zmora. A jak dodam, że wiem o tym, że siedzę bezczynnie, zamiast iść się np. pouczyć i jakoś nie mogę wstać i iść do książek to wściekam się sama na siebie niemiłosiernie i.. dalej nic nie robię!  😵 👿 😡
ja też głównie marnuję czas 🙂

a co do innych rzeczy -

resztki jedzenia zamrażam albo zjadam sama - nie cierpię marnować jedzenia.
nie cierpię marnować papieru - nawet w pracy, drukuję jak najmniej, niepotrzebne kartki używam na notatki.
Zbieram makulaturę, nie tylko papier, także pudła kartonowe, po jedzeniu, jajkach....

jeśli chodzi o wodę to naczynia zmywam nalewając wodę do zlewu.

światło gaszę jeśli nikogo nie ma w pomieszczeniu, telewizor, gdy nikt nie jest wpatrzony w ekran. komputer włączony tylko gdy jest używany.
kaloryfery też nie grzeją ile fabryka dała - poza tym nie lubię gorąca w domu.



denerwuje mnie gdy idę do rodziców a tam marnuje się wszystko -  światło w każdym pomieszczeniu, telewizor włączony a pokój pusty, w drugim włączony a i tak nikt nie ogląda....

chcialabym miec w domu taka nagane albo pokemona, które dojadalyby to, czego ja juz nie tkne - i nie chodzi o to, ze jest to zepsute czy stare, po prostu jestem maniaczka swiezego jedzenia. Jak cos polezy dluzej w lodówce, nabieram do tego takiej niecheci, ze nie przejdzie mi przez gardlo.
A ze uwielbiam gotowac i jesc, to zakupy robie zazwyczaj konkretne i lodówka pelna...
Ostatnio bylam u rodziców mojego chlopaka - tam równiez maja problem z marnowaniem jedzenia, bo mama robi b. duzo róznego zarcia a potem nie ma komu jesc - i jak w poniedzialek wieczorem postawiono na stole salatke (a'la gyros), która powstala w piatek, to tylko grzecznie powiedzialam, ze dziekuje. Nie dalabym rady zjesc czterodniowej salatki, z miesem i majonezem. No w zyciu 🙁
I jeszcze: np dzisiaj zrobilam sobie do pracy kanapke. Chleb razowy, swiezy, ok. Szynka swiezo wyjeta z paczki, ok. Ser moze polezec jak sie dobrze zawinie, ok. Ale lisc salaty byl juz lekko przywiedly, ogórek zielony tez juz ze 3 dni w czelusciach lodówy lezy, sosu musztardowego zostaly jakies nedzne resztki... Niby wszystko dobre, zdatne do spozycia, ale oczywiscie kanapka mi nie smakowala...
A poza tym to uwazam, ze w pewien sposób marnuje mlodosc,  a moze nawet zycie - mieszkajac za granica, a nie wsrod swoich.
Trudna sprawa z tym jedzeniem. Dojadanie resztek odbiera mi radość życia.
Nad chlebem z grubsza panuję odkąd odkryłam chleb na wagę .Drogi jak licho no,ale mogę kupić mało.
Serka całego nie zjem.To zawijam i ...wyrzucam jak zaczyna chodzić po lodówce.
A jak gotować oszczędnie dla jednej osoby? Nijak. Szkoda palić gaz i garnki brudzić.
Jadam zwykle zimne byle co.
Teraz znów mam kurczaka w elementach i go jem- od niedzieli. Może się popsuje wreszcie?
Mleko-nawet to po 0,5 litra -to dla mnie za dużo. Wypiję ze 100 ml -reszta stoi i ląduje na śmietniku.
Ale z drugiej strony -wywalam z 30-40 % kupowanego jedzenia. Napędzam gospodarkę może?
Idzie dzień Wszystkich Świętych-jakby z 30-40% ludzi umyło zeszłoroczne znicze i przyniosło je w tym roku to branża zniczowa wyciągnęłaby kopyta. A przynajmniej jedno kopyto.
Z jedzeniem podwójnie głupio bo gdzieś tam ktoś głoduje....
Ale czy mam mozliwość temu głodujacemu mojego kurczaka wysłać?
Mam menela zapraszać na obiady czwartkowe? Latać do niego z kanapką?
Trudna sprawa.

No cóż. Należy kupować tyle, ile się zje. Zamiast pół kilo szynki w markecie to trzy plasterki w sklepie pod domem. Na kilogramie na pewno jest drożej, ale docelowo jest o wiele lepiej. Najgorzej jest wpaść do hipermarketu, bo wszystko jest wtedy niezbędne i potrzebne i najczęściej w superpromocyjnych wielkich porcjach. I człowiek jak ta krowa podążająca za stadem pakuje do tego wózka, bo tamci wzięli. Ja na szczęście się wyleczyłam i kupuję faktycznie to, co trzeba (no prawie - bo zawsze muszę kupić książkę i film).
Ja również dużo marnuję 😡 I bardzo źle się z tym czuję, zwłaszcza wyrzucając jedzenie. Chleb oczywiście nie zjedzony ląduje na kaloryferze a potem w końskich pyszczkach, mięso w kocich. A reszta?
Z jednej strony bardzo zazdroszczę moim znajomym, którzy mieszkają kilkanaście km od miasta (wsią tego nazwać nie można) i bardzo mało marnują. Mają własne grządki z marchewkami, rzodkiewkami, pomidory, gruszki, jabłka i śliwki (a przynajmniej tak było w lecie 😉), psy, które kości z mięs zjadają, koty, konie, owce i kozy, w tym jedną która daje mleko. A oprócz tego jeszcze kompostownik, gdzie lądują wszelkie odpadki organiczne.
Pomijam, że śmieci mają mało, bo tylko szkło, plastik itp., a co za tym idzie mniej na śmieci wydają 😉 I ode mnie pełny 👍 dla nich.


No to chyba tylko ci co zyją mega jakoś naturalnie, bo ja mieszkam na wsi i u mnie np. jest dużo śmieci.
Fakt, że nie wyrzuca się chleba, bo albo babcia karmi nim psa :/ co mnie czasami wkurza, albo po prostu suszę dla koni, a jak sie już trafi spleśniały, to ląduje np. w piecu spalony.
Na wsi już nie uwidzi sie krówek świnek itp. U mnie nie ma ani jednej krowy, a sąsiad czasami ma świnki tylko. Takze mleko, serki, soki, itp. się kupuje. A co się nie zje to do śmietnika niestety. Bo jak już biega po lodówce to nawet temu psu szkoda dawać.
Do tego mnóstwo plastikowych opakowań z wszystkiego, folii itp. To też się wywala. Całe szczeście że na wsiach już pojemniki na zbieranie szkła, plastiku i papieru.
A warzywa? Wiekszość z ogródka często ląduje na oborniku, bo marchew robaczywa i mała, bo coś zgniło zanim dojrzało.... a pomidory i ziemniaki najzwyczajniej w swiecie laduja w śmietniku. My większośc warzyw i owoców kupujemy jednak.

Natomiast ja strasznie nie lubię marnowania jedzenia, niemal alergicznie reaguję na wywalanie do śmietnika, no ale czasami się czegoś nie zje i się zepsuje no to trzeba. Ale staram się kupować tyle ile się zje, a do sklepu zawsze można podjechać jak zabraknie.

A jeszcze taka mała dygresja co do wywalania śmieci: to ci biedni nieuświadomieni ludzie na wsi mają kosze na śmieci na podwórku, mało kto już pali wszystkie śmieci, bo niewolno, a plastkiki itp. ladują od wszystkich w odpowiednich pojemnikach. A kto wyrzuca śmieci po rowach???? Wykształcone i uświadomione mieszczuchy co to się na wieś sprowadziły :/ obserwacja na własne oczy i tylko żałowałam, że mając akurat konia na lonży nie mogłam za tym człowiekiem popędzić i pogonić  😀iabeł:
busch   Mad god's blessing.
20 października 2009 17:57
Już pisałam w którymś wątku żywieniowym o swoich zakupach. Gdy sama zajmowałam się całym procesem produkcyjnym, od kupowania zaczynając, to nie wywalałam dosłownie niczego - poza pustymi opakowaniami  😀 .
Zanim cokolwiek kupiłam, robiłam rozpiskę planowanych posiłków. Tak dobierałam komponenty i potrawy, by nic się nie marnowało.

Najwięcej prądu zużywam na komputer, mam brzydki nawyk zostawiania go nawet na kilka godzin  😡 (w ekstremalnych sytuacjach)  po prostu włączonego. Mam starego grata, włącza się i wyłącza w jakimś absurdalnie powolnym tempie i szlag by mnie trafiał, gdybym musiała na niego tyle czekać. Zwłaszcza, że pracę z kompem muszę sobie rozkładać na raty, by zdążyć z całą resztą.
Za to nadrabiam całą resztą: nie zostawiam nigdy włączonego światła (chyba, że dotyczy to żarówek energoszczędnych), nie oglądam telewizji i odłączam ją od kontaktu, nie zostawiam ładowarek w kontakcie itd.

Czasu nie umiem marnować, jestem patologicznym pracoholikiem  😁
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
20 października 2009 19:10
Ja marnuje prądu dużo. Ładowarkę zawsze mam włączoną, bo przecież wysiłek straszny wyjąć ją po użyciu z kontaktu 😡 komputer mam włączony cały dzień, w ciemności siedzieć nie lubię.... szkoda
Moi rodzice mają natomiast manię marnowania jedzenia co doprowadza mnie do szału.
Nie będę tu mówiła o dwóch ziemniakach ugotowanych i nie skonsumowanych, o garstce ugotowanego makaronu. Najgorzej jest z chlebem. Potrafią kupić na 3 osoby, z czego ja praktycznie pieczywa nie jadam, dwa bochenki chleba dziennie+parę bułek. Jasne trochę ususzy się dla koni, tata ma manię robienia bułki tartej, ale co z resztą? Niestety często jest palony.
Do tego dochodzi kolejna mania taty... wszelkie wędliny, kiełbasy. Tego też się trochę marnuje, bo kupuje dużo, a je sam.
Później ląduje to w koszu:/
A ja się złoszczę bo tylu głodujących.
Chyba tyle... 🙂
ovca   Per aspera donikąd
20 października 2009 19:33
Ja jestem właśnie z tych "oszczędzających".

Kupuje tyle, ile zjem- i nie gromadzę w lodówce rzeczy, które zepsują się w ciągu trzech-czterech dni, zawsze wyłączam ładowarki, suszarki i różne takie  z kontaktu (inna sprawa jest taka, że jak cokolwiek jest podłączone, to mam wrażenie, że jak wyjdę z domu, będzie spięcie i spali mi chałpę  :wysmiewa🙂 , telewizor z "trybu czuwania"...tylko papier marnuję. strasznie. do byle kartkówki muszę narobić notatek na pięć-sześć stron a4, a potem...potem je wyrzucam  😡
Hiacynta niby fajnie, że dojadam i jedzenia nie wyrzucam. Tylko to odbiera mi jakąś przyjemność. Niestety mój brat nie ma wyczucia w ilościach przygotowywanego jedzenia. Pies z wrażliwym żołądkiem na specjalnej diecie i resztkami jej nie nakarmię. I ja ciągle dojadam i dojadam... bo szkoda mi wyrzucać skoro nie zepsute.
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
20 października 2009 21:14
Jeszcze jedno co mnie drażni... marnowanie wody. U mnie w szkole na porządku dziennym. W toalecie nie jednej nie chce się zakręcić wody, niejedna twierdzi, że to nie jej wiec po co ma zakręcać. A ja tylko łażę i zakręcam.
Dużo się marnuje jednak
na punkcie oszczędzania wody i prądu mam bzika, wszystko musi być idealnie zakręcone, wyłączone (łącznie z diodami).Jedzenie raczej się nie marnuje 🙂
jedzenia staram się nie marnowac- są psy i zjadają resztki

marnuje: czas przy kompie zamiast wziać sie wreszcie do roboty 🤬
niestety marnuję pieniadze 🤔: kupując dzieciakom w naszym sklepie w zasadzie to co chcą 🤬 🤬 🤬 wiec są mega rozpuszczone- muszę z tym skonczyc 🤔wirek:
ja przedewszystkim marnuje swój czas [ np. teraz. siedze już 1,5 tyg. w domu, a nie zrobiłam jeszcze nic, zupełnie nic. inna sprawa, że z nogą w gipsie ciężko zrobić cokolwiek, ale mówie o szkole czy czymś takim ] pozatym ładowarka standardowo wiecznie włączona, komputer też. Światło też ciągle wszędzie zostawiam włączone, bo przecież ... wróce tam za 5 min. albo za 10 [ a to taaaakie ciężkie zgasić to światło ] oprócz tego marnuje jeszcze papier, robie dużo notatek, które potem lądują w koszu, albo zapisuje na kartce A5 jeden numer, a potem ją wyrzucam, bo przecież nie zrobie już na niej notatek, ani nic, bo przeszkadza mi ten jeden numer telefonu ... jedzenie raczej się nie marnuje, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Mówi się, że my wyrzucamy a gdzieś ludzie głodują ... no ale, jeli nie wyląduje to w naszym koszu, wyląduje w koszu kogoś innego, a raczej nie mamy możliwośći tym głodującym tego przekazać [ jak to już wczesniej Tania napisała ]
Jeśli chodzi o jedzenie to u mnie sie nic nie marnuje .
Wszystkie rzeczy np przeterminowane  , resztki i to co zostaje  zawsze zabieram i kładę wszystko  w plastikowym pojemniku  kawałek od stajni. Po wsi biega sporo psów bezdomnych  które z głodu nie pogardzą nawet jogurtami  😉
Zawsze jak  idę następnego dnia zabrać pojemniczek to leży czysty i ładnie wylizany . Nawet widziałam parę razy jeże które przyszły wypić mleko które tam zostawiłam  lub dojeść jakieś mięso  🙂
Mamy kury w stajni które tez są dobrym "śmietnikiem"

Jak nie jadę do stajni a mam jakieś pozostałości ryżu , makaronu , ziemniaków  z obiadu to wyrzucam gołębiom .

Staram sie nie marnować prądu i wody.
wczoraj w celu oszczędzania  światła na klatce schodowej nie zapaliłam go ( bo to tylko kilka schodków - na parterze mieszkam ) i mało nie wywaliłam się na te kilka schodków 😉

światła też nie zapalam jak np w nocy idę do kuchni czy łazienki
Ja bym się zabiła, nie widzę po ciemku  😵

W pokoju używam małej lampki jak coś robię, rzadko górnego światła. Przy telewizorze siedzę bez światła. Marnuję strasznie dużo prądu na bojler, ale to moje jedyne źródło ciepłej wody, podobnie grzejnik w łazience. Na szczęście niedługo to się zmieni. Mając gaz w domu nie gotuję wody na herbatę w czajniku elektrycznym. Jedzenie staram się kupować w jak najmniejszych opakowaniach, bo na ogół jem zupełnie co innego niż mąż. Jemu np. 30dkg sera starcza na maks 2 dni 😉
Ja muszę przyznać, że oszczędności uczę się odkąd mieszkam na stancji, gdzie wspólnie ze znajomymi mamy na głowie rachunki :P
I tak - staram się pamiętać o wyłączeniu światła w pomieszczeniach, w których nikogo nie ma (i paskudnie skrupulatnie pilnuję tego u innych :P ), staram się używać lamp mniej "prądożernych" - np zamiast rzędu halogenów (niby każdy to tylko 20-tka lub 25-tka, ale trzeba zapalić 4-5 na raz) używam żyrandola z jedną żarówką (bodajże 80-tka). Z obliczeń nam wyszło, że zżera ona mniej prądu, chociaż daje też słabsze światło. Ale wystarczające 😉
Jak wchodzę gdzieś tylko na chwilę, to nie zapalam światła o ile nie jest mi bezwzględnie potrzebne. W łazience nie zapalam światła nad lustrem - tam są 2 dość mocne żarówki. Chociaż ja uwielbiam dobrze oświetlone łazienki, no ale cóż... nie jest mi to potrzebne, bo się nie maluję :P
Staram się też oszczędzać wodę, ale niestety uwielbiam wylegiwanie się w wannie z książką. Staram się to ograniczać nie robiąc tego codziennie i lejąc mniej wody niż zwykle :P

Z jedzeniem to inna bajka, bo zwykle ląduję w spożywczym na głodno :[  A wtedy kupuję wszystko na co akurat mam ochotę + to na co zapewne będę miała ochotę później (czyli jakieś konkrety typu wędliny, sery + dodatki typu jogurty, coś słodkiego, coś owocowego itd). I zawsze na zapas, żeby za chwilę nie dylać jeszcze raz.
I tak oto dumam co zrobić z 3 jogurtami o smaku kiwi (każdy po 400ml), bo jeść mi się ich nie chce już :[
Ale uczę się chodzenia na zakupy z dobrze przemyślaną listą i to szybkim krokiem do konkretnych regałów. Czasem się udaje...
W domu, staram sie oszczędzać wszystko, lecz nie zawsze mi to wychodzi np. z jedzeniem.
Niestety- często gęsto produkty zalegajace w lodówce dłuższy czas- przeterminowane bądź niezdatne do spożycia lądują w koszu na śmieci. Kości 'mięsne' sie u nas nie marnują- dostają je w 'spadku' psy mojej ciotki, które uwielbiają ogryzać kostki.
Wszystkie urządzenia elektryczne , znajdujące się u mnie w pokoju, wyłączam- czy to z gniazdka, czy to z trybu czuwania.
Wodę też marnuję, ale tylko do kąpieli w wannie (kabiny nie posiadam).
Aha, no i wszystek plastik, makulatura itp. pozbierane podczas domowych porzadków, ląduja w kontenerach do segregacji, wiec można powiedzieć, że te surowce też oszczędzamy, bo idą na przetworzenie 😉
Poszłam za głosem re-volty i nic nie kupiłam do jedzenia . Po spożyciu jogurtu,serka i pomidorka z "planety  produktów spożywczych na granicy życia i śmierci" -czuję się ekologiczna i pomogłam afrykanom głodującym.
I kurom-bo jajko było pękniete i wyrzuciłam. I śwince - bo szynka wyszło wczoraj. Mam teraz w lodówce puszkę zielonego groszku i butelkę zielonego Chartreuse. Boli mnie żołądek . I oczy-  bo świecę sobie do czytania diodami zeszłorocznymi z choinki. 😵
Ktoś już wspominał o marnowaniu czasu.
Mój marnują PKSy!
A ponieważ na studiach kazali nam prowadzić bloga marnuję czas na jego pisanie i na narzekanie na PKSy!
Reklama: http://dwamiastadz.blog.pl/
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się