Co bulwersuje weterynarzy u klientów.

zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
04 lutego 2012 15:34
Z racji tego że powstał taki oto wątek : http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,84138.0.html  to  chciałabym poznać drugą stronę medalu.
Jak wiemy zarówno z jednej jak i z drugiej strony znajda się  niezłe kwiatki.
Jest kilku weterynarzy na re-volcie. Prosze o wypowiedź... być może pozwoli nam klientom usprawnić, ułatwić Wam  pracę a co za tym idzie zmniejszyć cierpienie zwierzakom.
Ja nie jestem weterynarzem, ale moja ciocia była.
Pamiętam, jak ciągle mówiła, że ma tyle pracy, bo musi jechać i tu i tam, i niektórzy nie mogą zrozumieć, że odrobaczenie konia może zaczekać, bo ma teraz do wyleczenia konia z kolką, lub coś w tym stylu. A jak już przyjeżdża do tego konia do odrobaczenia, to zaraz właścicielka się piekli, że co tak długo, kon w ciągu tych 30 minut może paść itp.

I to jest prawdziwa historia  🙄

edit: Jeszcze podobno jak była u kogoś pierwszy raz (w sensie że właściciel konia pierwszy raz ,,przyjmował" weta) to wielka tragedia bo drogo  🙄 A ceny...takie jak u większości weterynarzy
Ja również lekarzem  nie jestem, ale mogę powiedzieć co sądzi mój wet o ludziach. Oczywiście nie zacytuję tego słowo w słowo, ale istotę przekaże.

Co go bulwersuje? Może nie tyle bulwersuje co smuci to stosunek ludzi do lekarzy wet. Zaczynając praktykę (wyjazdową: krowy, konie oraz w gabiniecie: małe zwierzęta) mówił, że ludzie inaczej spostrzegali weterynarzy. Widać było tę radość, gdy się pojawił w gospodarstwie. Widać było szacunek, gdy był mróz to i na herbatkę zaproszono, to poczęstowano jakimś ciachem. Wet był dla tych ludzi ważny bo leczył ich zwierzęta. Podobnie było w gabinecie (no wiadomo z herbatą nie przychodzili 😉), widać było tę wdzięczność. Teraz mówi, że boi się czasem powiedzieć ile kosztuje wizyta za psa, bo reakcje ludzi są straszne. Jakieś głupie docinki, grymasy, a nawet mówienie wprost "co tak drogo?!". Niestety prawda jest taka, że leki kosztują, a jak mi mówił nowy sprzęt nie leży na ulicy musi uzbierać żeby kupić nowe usg, czy rentgen a to kosztuje majątek. Tak więc nie wszystko idzie w kieszeń do weta, który zaciera ręce i kasuje klientów. Ja to rozumiem, wiele osob to rozumie, ale niestety nie wszyscy.
Mówił, że nie jednokrotniedaje hodowcom kur preperaty na biegunke i inne za kilka tysiecy złotych na tzw. kreskę, a czasem tych pieniędzy nie widzi przez bardzo długi okres. Ba, nie jednokrotnie leczył, ludzie nie mieli pieniędzy, zapożyczyli się u niego, po czym znikneli bez śladu (np. po całonocnej cesarce). Czy jakieś sympozja, zjazdy, kursy, książki- dokształcanie się kosztuje, a przecież dobry lekarz kształci się całe życie bo nauka idzie wciąż do przodu.

Tak więc lekarze weterynarii nie mają kolorowego życia tak jak niektórym się wydaje. To wbrew pozorom ciężki zawód i stworzony dla ludzi z pasją.

P.S. Ja szanuję lekarzy tylko tych co mają pasję, ten błysk w oku bo tylko tacy idą do przodu z nauką i są dobrzy w tym co robią.
Wątek fajny, warto poznać i wrażenia o nas, laikach w tej kewstii, klientach. POza tym nigdy nic nie jest czarne albo białe.
może nie koniecznie na temat ale.... 😉 smarowanie kopyt prze wizytą weterynarza (wezwanego do kulawego konia) nie ułatwia sprawy podczas badania 😉
za to miło gdy koń jest wyczyszczony
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
04 lutego 2012 18:44
Ja sama byłam świadkiem takiej sytuacji
wet do typa:
- Panie tak sie koni nie karmi, to się aż prosi o kolkę..
- Co pan pie... mój dziad tak karmił, mój ojciec tak karmił to ja też tak bedę.
😵
Myślę że lekarz mógł się lekko wkurzyć...
Denerwuje mnie podejście: "jak Kali ukraść to świetnie, ale jak Kalemu to już niefajnie". A dokładnie chodzi o spóźnianie się do klientów. Mam umówionych 8 pacjentów na styk, ładnie ułożona trasa, żeby za dojazd nie zedrzeć. I bum, dzwoni ktoś z nagłym wypadkiem, zupełnie w drugą stronę. OBDZWANIAM klientów, że się spóźnię albo przekładam u tych u których się da. Połowa łapie focha. Jadę do tego nagłego przypadku, sam dojazd zajmuje mi tyle, że zdążyłabym zwizytować 2 poprzednich pacjentów. Kolka, OK, leki, oprowadzanie, uff, poszło szybko, można jechać dalej. 4 pacjentów w tym czasie bym załatwiła lekko. Dojeżdżam do pierwszego klienta, obrażony, że na inną godzinę się umówiłam. Niemiły, prawie wrzeszczy, że jak się umawiam, to MAM BYĆ...Zagryzam zęby i myślę, w sumie racja, po cholerę mi ten ciężki przypadek, lekarze w tamtej okolicy istnieją, zawalam swój teren. Załatwiłam jeszcze tych 7, jadę do domu. Po czym na drugi dzień jadę do innych umówionych pacjentów, cholera, znowu czas wyliczony co do minuty. Dzwoni ten baaaardzo nafochany pan, że... kolka. Wk......, podaję mu nr tel do kolegi i jadę robić umówione rzeczy. O jaka ja jestem niedobra, że nie chcę do kolki przyjechać, kilka telefonów z pretensjami i wyzwiskami, że nieczuła jestem, że jak nie mam powołania to niech zawód zmienię, i jaka za mnie głupia pinda ogólnie. A dzień wcześniej, to niedobra byłam że się do niego spóźniłam. Ale teraz mam się spóźnić do innych??? I co, mam zawalać kolejnych 11 pacjentów, nic pilnego, bo wszystko poumawiane wcześniej, jak wiem, że kolega akurat jest w tamtej okolicy i może pojechać do kolki? No ludzie. Na tym forum pełno takich tekstów: nic nagłego nie robił, powiedział że 4 pacjentów ma, a mój koń miał kolkę, to chyba ważniejsze!!! Po czym ta sama osoba pisze, że najbardziej denerwuje ją jak wet się spóźnia albo przyjeżdża na drugi dzień...

Denerwuje mnie jeszcze dużo:
-jak jestem 3 albo 4 wetem, który leczy, a właściciel nawet słowa nie piśnie, że zwierzę w ciągu 3 dni nafaszerowany lekami przez innych...
-jak przyjeżdżam i dopiero wtedy zaczynają się podchody, żeby złapać zwierzaka,
-jak mam telefon, że mam przyjechać NATYCHMIAST,że uczulony zwierzak, bo się tak strasznie drapie, że w godzinę wydrapał się do gołego i krwi, a jak pytam o zwalczanie pasożytów zewn. to jestem nieczuła sadystka, bo jemu to się stało TERAZ. I on pcheł NIE MA. Zajeżdżam, ropa z psa/kota się leje, czyli rana nie taka od godziny  🙄  I są: pchły, wszy lub wszoły. A potem pańcia wpada w panikę, bo pies śpi z nią ew. dzieckiem. I co nie widzi, że rany się zrobiły? Nie mówiąc o tym, że przy wszach/ wszołach jest tak drapana skóra, że aż się sierść klei od wysięku i pies po prostu śmierdzi???
-jak przyjeżdża pies, bo sąsiad go otruł, a tu klasyczna babesioza, taaaak sąsiad specjalnie pewnie zbiera kleszcze i przez płot podrzuca  🤔wirek:
- "shi-tzu" kąpane CODZIENNIE od wieku 5tygodni, bo się w piasku i po trawie tarza, a śpi w łóżku z dziećmi... Drapie się bez przerwy, i te preparaty p/pchłom są badziewne, bo nie działają... Nie wiedziałam, że mają działać na przesuszoną skórę  😀iabeł:  I myte ciepłą wodą, po spacerach po śniegu, żeby się lód w sierści SZYBCIEJ rozpuścił. I jak ma problemy z łapami i kręgosłupem i mięśniami, to przecież NIE OD TEGO. Psiak ma 5 miesięcy teraz.  🤔
-wszelkie rzeczy, które zrobiły się dużo wcześniej, ale właściciel w święto lub wolny od pracy dzień dzwoni, że to nagłe, stało się dopiero co. Irytuje mnie myślenie, że wet to taki głąb, że nie zorientuje się. A, i jeszcze czemu tak drogo wizyta wyszła...
-"strasznie kocham' mnie przeraża, bo to oznacza przedobrzenie albo czekanie aż samo przejdzie. Ja swoje zwierzaki kocham normalnie  😍
-pani uśpi, bo jak nie to szpadlem w łeb dostanie
-pani uśpi, bo: szczeka za mało/za dużo, za dużo żre, żre kury/gołębie, ma grzyba(czyli pchły i wydrapany do łysego),
-odradzam każdemu husky/malamuty, bo na wieś się nie nadają, ale one są takie śliczne przecież, i po 5 miesiącach pytanie: pani doktor nie wie pani kto by wziął husky??? Bo: ucieka, zagryza kury, WYJE  🤬
Ogólni ludzka głupota mnie przeraża.

Co do leków zostawianych u ludzi. Bo oni sami "zaszczepić" potrafią, to po co mam jeździć codziennie(=po co mają płacić). Po czym telefon, że się NIE POPRAWIA. Jadę, a strzykawki jak położyłam, tak leżą i leki nie podane. Taaaak, przecież ja jestem cudotwórca, od leżących strzykawek fluidy i dobra energia płyną i leczą aż świst idzie  🙇

Idę na śniadanie. Pomyślę co mnie denerwuje u zwykłych rolników. Bo to powyżej to właściciele psów/kotów i koni niestety.




m.indira   508... kucyków
05 lutego 2012 07:26
wątek dla wetów, ale
dzwonię ok godz 18 bo kobyła kolka, do 20 nie złapałam ani jednego z 8 wetów jakich znam, odległość najdalszego to 50 km, tel był dostępny każdy, ale to sobota, lato, więc prawie połowa była wstawiona(proponowałam że przyjadę i odwiozę-wyśmiano mnie, jeden miał świniobicie), 3 powiedziało mi prosto że nie przyjedzie bo sie nie zna-boi, domowy-130 km dalej... w końcu ten domowy oddzwonił po 2 godzinach, podał 6 tel do innych, 5 odmówiło, jeden był poza zasięgiem, do tej pory kobyła zatkana mimo oprowadzania, do godz 22 nie złapałam nikogo, ok 1 dostałam tel, wet(od świniobicia) pytał czy dzwoniłam do niego z kolką, bo już nie wie czy mu się śniło czy to skutek imprezy, a jemu to spać nie dawało i dlatego dzwoni, pojechałam dostałam leki i wytyczne, o 6 rano sam się zjawił, ale kobył po lekach dał juz radę...
najbardziej mnie rozwalił tekst że się boi ...
i naprawdę, ja nie dzwonię z głupotami
Pokemon, Ciebie wtedy nie znałam, a sama domowego podesłałam, gdyś potrzebowała 😉 i się sprawdził
m.indira, to raczej post do tego drugiego wątku :kwiatek:

Mojego ulubionego weta irytuje kilka rzeczy:

* 'rzuci pan okiem?'

* jak jedna osoba 'sprowadza' weta do swojego konia, to zazwyczaj jest tak, że i inni chcą zasięgnąć porady, nic w tym złego, tylko dlaczego potem patrzą krzywym okiem, jak wet proponuje podział kosztu dojazdu? 😉 Dlaczego tylko ta jedna osoba 'sprowadzająca' ma ponosić koszt dojazdu, a reszta na krzywy ryj?
m.indira   508... kucyków
05 lutego 2012 07:51
wiem, ale tutaj pokazałam podejscie i że są też ludźmi...
ja ich nie oceniałam ocenili się sami, nie dzwoniłam bo pies ma katar ...

ocena mojego weta ludzi bywa różna, od skrajnych w jedną i drogą stronę po te normalne, i wszystko zależy od ludzi, zwierze bowiem jakby mogło samo by do weta poszło na początku choroby...
to jest niewdzięczny zawód, ale przez klientów, bowiem oni stwarzają najwięcej problemów
a zasyfione rany, choroby zaniedbane, i nagle człek ma być cudotwórcą... eeee nie tędy droga, z drugiej strony, nie zawsze wszystko własciciel wyłapie w porę



KarolaLiderowa   Lider moj dobry smok
05 lutego 2012 08:10
Moj wet zawsze sie smieje jak podaje moim koniom glupiego jasia ze ja im zazdroszcze bo maja teraz tak fajnie , a mowi ze ludzie normalnie to prawie placza jaki konik teraz biedny .
Wiem tez ,ze kazdy wet uwielbia to ze jak podchodzi z igla to wlasciciele mowia - on sie boi igiel i zamykaja oczy , a kon oczywiscie czujac zdenerwowanie faktycznie zaczyna swirowac


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się