leo- cały czas mam w głowie Waszą wyprawę.
Szacun i respekt.
My musieliśmy wrócić. Parchy nie chcą jechać do Rumunii.
- najpierw w Kawie odkręciła się linka prędkościomierza. (pikuś)
- potem Kawa straciła prąd ( mąż znalazł awarię-spalił się bezpiecznik, zdziwił się, ale wymienił i ok)
- potem Kawa znów straciła prąd i ponownie spaliła bezpiecznik ( to znaczy, że COŚ się dzieje, awaria)- nocleg, rozbebeszanie motocykla i szukanie awarii. Mąż wymieniał różne nazwy typu alternator, regulator prądów, ja się nie znam, ale brzmiało źle i strasznie. Po zdjęciu owiewek, znalazł problem- kabel się wysunął leciutko z obudowy i dotykał masy i powodował spięcie i spalanie bezpiecznika. Nie było łatwo to znaleźć. Ale ok. Jedziemy dalej.
- Dominator zeżarł cały bak w za krótkim czasie i stracił na mocy ( założyliśmy, że wlaliśmy trefne paliwo, bo Kawa też lekko straciła na mocy)
- Dominatorowi padł kierunek ( mąż chciał odkręcić klosz myśląc, że żarówka i wygładził gwint od śruby ( tak gdzie się wtyka śrubokręt) , nie udało się odkręcić. Dumaliśmy już nad rozwaleniem klosza na amen, ale pogrzebał gdzie indziej i znalazł przyczynę-kostka nie łączyła. Ok- jedziemy dalej
- Dominator zaczął "klepać" w silniku- czego ja ni cholery nie słyszałam. Mąż słyszał i strasznie się wkurzał, martwił i w ogóle. Nocleg i szukanie przyczyny. Rozkręcił aż do zaworów. Był pewien, że znajdzie luzy na zaworze wydechowym- cokolwiek to znaczy. Problem przy rozkręcaniu- pękł kawałek dekielka od zawora. Dobrze, że pękł nieszkodliwie, ale nie powinno się to zdarzyć. Brak klucza do ustawiania koła przy ustawianiu zaworów i trzeba było szukać znaków pchając motocyklem. Ciężkie, upierdliwe i łatwo przeoczyć znaki. Ale udało nam się od Słowaka pożyczyć odpowiedni klucz i ustawić odpowiednio zawory- cokolwiek to znaczy!
-Dominator zjadł za dużo oleju. Po prostu olej poprzedniego dnia był, a następnego w magiczny sposób znikł? Nie wiadomo jak.
- W Dominatorze pada odprężnik- cokolwiek to jest. Przy niskich obrotach, na zimnym silniku, słychać dziwne pykanie- odprężnik chce się załączać. Telefon do przyjaciela- ten mówi- olać- jak padnie, to najwyżej będziemy odpalać na pych, nic się złego nie stanie. Ok.
- Dominator po tej naprawie niestety nadal nie miał mocy. Mało tego- zaczął się gotować! Temperatura oleju rosła do 120 stopni, kiedy normalnie była przy takiej jeździe 80-90. Mąż oglądał termometr i okazało się, że termometr padł. Jakimś cudem wyciekła z niego cała parafina. Więc może przekłamuje? Nie ma jak i czym zmierzyć, jak naprawdę się grzeje.
-Dominator klepie w silniku coraz bardziej.
Czyli- Dominator- nie ma mocy, klepie w silniku, grzeje się. Podejrzenia różne. Od tego, że rozrząd przeskoczył na ząbku- cokolwiek to znaczy, bo ja się nie znam. Po wyrabianie się wału jakiegoś tam. I inne różne straszne diagnozy, na których się nie znam. Żeby zobaczyć naciąg czegoś tam, ( łańcucha jakiegoś) w Dominatorze trzeba wyjmować cały silnik.
Decyzja- wracamy.
Zrobiliśmy ok 2 tyś kilometrów, byliśmy już na Węgrzech. Fakt, że przy okazji odwiedziliśmy Pokemona, zwiedziliśmy nasze Bieszczady, Solinę, zwiedziliśmy połoniny Słowackie.
Mimo wszystko.... tylko 4 dni.
Nie wiemy co teraz. Chyba spróbujemy wziąć duże wozy. Moja Suzi powinna być bezawaryjna. Ale Waradero niekoniecznie. Muszę szybko kupić do Suzi oponę. Do Waradery trzeba dorobić stelaże na kufry. Małe parchy, jak coś padnie, to jadą dalej. Duże mają te komputery w sobie i inne takie. I jak padnie pierdółka- motocykl stoi. Więc stanie cham w górach, na polu i cześć. STRACH.
A rezygnować z wyjazdu nie chcę.
W Dominatorze trzeba by rozkręcać silnik, nie mając gwarancji, że szybko się naprawi, to co jest do naprawienia. A urlop leci.
A zaznaczyć chcę, że oba motocykle zostały dokładnie przygotowane do wyprawy. Z tym, że są to stare motocykle i wszystkich części nie da się wymienić przed wyjazdem. Bo wówczas nie byłyby to już stare motocykle, tylko nowe. Mąż zrobił przed wyjazdem wszystko najlepiej jak mógł, bo robił to dla nas i dla naszej wyprawy. Po tych przygotowaniach pojechaliśmy na Suwalszczyznę, żeby zobaczyć jak działają. Zrobiliśmy ponad pół tysiąca i działały IDEALNIE.
Dlatego prawdziwy szacun dla Was jeszcze raz.
Ja powtarzam po raz kolejny- nie pojechałabym tak daleko, bez kogoś kto "rozkłada i składa silnik". Te wszystkie elementy, które trzeba sprawdzić, żeby dojść gdzie jest awaria, to dla mnie totalna czarna magia. Żeby wiedzieć czego i gdzie szukać, trzeba po prostu znać cały mechanizm, wiedzieć jak to działa. Inaczej szukanie, to szukanie igły w stogu siana.
Ja jestem totalnie zielona. Wymiana linki, opony, akumulatora, sprawdzenie żarówki- to wszystko co mogę zrobić sama przy motocyklu. A to jak widać, zdecydowanie za mało.
😕 😕 😕 😕 😕
Rozbebeszona Kawa na trasie.
Nad Soliną.
Przelot przez Bieszczady.
Bieszczady po stronie Słowackiej i ich połoniny.
Nocleg na Słowacji ( zawsze na noclegu, każdym, przypałętywał się do nas jakiś kot)
Rozbebeszony Dominator.
Węgry. Tu dojechaliśmy. To wtedy zapadła decyzja o powrocie do kraju.
Prawie jak Rumunia, ale to kurwa NIE BYŁA Rumunia. 😕 Tylko nędzna Słowacja. 🤔
Nocleg w Bieszczdach. Standardowo musiało lać non stop. Nie lubię Bieszczad. 🙁 W ogóle nic nie lubię. Jestem zła.