O raju, jest tysiąc możliwości. Pierwsza sprawa, jaki to jest test, kto jest jego producentem, jak jest zwalidowany, czy są dane o jego czułości/dokładności. Informacje ostatnie o fałszywie dodatnich były o testach typu real-time PCR, ale mam wrażenie, że w prasie było też o fałszywie dodatnich ELISA, ale tu nie dam sobie uciąć ręki. W przypadku real-time PCR prawdopodobnie to, że były fałszywie dodatnie wyniki to nie wina "testów" (przyjmijmy, że komplet odczynników, plastików i sprzętu wejdzie w tę kategorię) tylko tego, że nie były dobrze przeprowadzone, błąd człowieka raczej, niewystarczająco "czysto" przygotowane, matryca pozytywna znalazła się w próbkach, źle ustawiony program, zły odczyt i jego interpretacja.
Testy qRT-PCR sprawdzają obecność wirusa (konkretnie fragmentu jego RNA, nie mówi więc czy wirus jego aktywny/zakaźny)
w pobranej próbce w danym momencie. Jest sens robić w oknie iluś tam dni od kontaktu z zakażonym (chyba 3, ale to by trzeba sprawdzić w literaturze) bo musi go być dużo i moment rozwoju zakażenia powinien być taki, żeby miał szansę być obecny w puli komórek, które badamy.
Testy ELISA, wykorzystują wiązanie przeciwciał do antygenu. Te, o których piszesz
Ascaia, prawdopodobnie mają - jako antygen w tym układzie - jedno z białek specyficznych dla sars-cov2 (nie wiemy jaki to test, ale zakładamy, że to białko jest tylko jego, a nie występuje u innych koronawirusów) i sprawdzają czy w krwi osoby badanej znajdują się przeciwciała, które wiążą te białka.
Czyli: jeśli pozytywny: osoba ma przeciwciała wiążące białka obecne w teście. A jak sprawdza IgG to kontakt z antygenem nie jest świeży.
Najprostsze i najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie jest, że osoba ta miała styczność z SARS-Cov2, i optymistycznie, skoro nie była hospitalizowana w ostatnich kilku miesiącach (powiedzmy, że od późnej jesieni ten koronawirus krążył w Europie) przeszła bezobjawowo. Oczywiście, biologia nie działa aż tak prostacko. Możliwe więc jest, ale to mniej prawdopodobne niż poprzednie, że występuje krzyżowe wiązanie się przeciwciał przeciwko innemu antygenowi (jak z alergią krzyżową) i ta osoba nigdy z tym koronawirusem się nie zetknęła. Jest prawdopodobieństwo, że jeśli w krwi obecne są przeciwciała przeciw SARS-Cov2 (nieważne czy wyindukowane wcześniejszym zetknięciem się z nim, czy jako wynik tego krzyżowego rozpoznania), to układ odpornościowy takiej osoby łatwiej sobie poradzi z potencjalnym zakażeniem tym wirusem. Ale wysokie prawdopodobieństwo (na podstawie doświadczeń z innymi chorobami zakaźnymi) nie znaczy, że to jest 100% pewności. A z tymi wszystkimi gdybaniami wracamy do jakości testu i tego jak był sprawdzany, czy sprawdzano go na bezobjawowych, objawowych hospitalizowanych z lekkim i ostrym przebiegiem i jakie były wyniki.
A przy okazji ELISA, to grupa Krzyśka Pyrcia pracuje nad takim testem w drugim kierunku: czyli wykorzystać w teście przeciwciała przeciw białkom wirusa do sprawdzania czy jest on obecny w badanej próbce. To by przyspieszyło i ułatwiło mocno, nie wymagając odczynników, sprzętu i wykwalifikowanego personelu. Ale to już historia na kompletnie inną opowieść.
EDIT:
Z badań prowadzonych przez Collegium medicum UJ wynikałoby, że nie było żadnych pozytywnych testów w próbkach z 2019 r. to by wskazywało, że używane przez nich testy są wysoce specyficzne (i w zasadzie nie występują te krzyżowo wiążące się przeciwciała). Jeśli Twoja koleżanka,
Ascaia, miała robiony ten konkretny test (tej firmy) to jest mocno prawdopodobne, że przeszła zakażenie. Tylko 2% w Krakowie, ehhh, wciąż słabo, jeśli liczymy na odporność stadną, 2% to jest nic. Choć Czesi mają jeszcze gorzej, bo jakieś promile u nich było pozytywnych. No nic, zobaczymy jak w dłuższym horyzoncie czasowym się potoczy.