stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

Nevermind   Tertium non datur
02 stycznia 2023 11:16
kotbury, Chyba że tak, skrótowy opis systemu w Indiach mnie zmylił. Zwracam honor.
A nie chodziło przypadkiem o pętanie by złamać konia? Swoją drogą nie dalej jak miesiąc temu spotkałam się z koniem zajeżdżonym w ten sposób, więc nie, ta technika nie zaginęła niestety
Nevermind, ja się nie obrażam. Uważam, że w tym wątku jest super dyskusja na poziomie jednak, nawet jak inaczej widzimy wiele spraw.

O pętach nie pomyślałam tak jak ty- nawet nie wiedziałam, że można konia wiązać do zajeżdżania... co pokazuje jak różne mamy tu wyobrażenia- bo różne doświadczenia. Ciężko być precyzyjnym bez pisania elaboratów.

Epk, pamiętaj, że mamy też horrendalną ilość wiedzy z dupy w tym Internecie. Według mnie przekraczającą ilość wiedzy rzetelnej. O wiele łatwiej trafić na jakieś debilizmy niż naprawdę sensowne informacje i nie jest to problem tylko jeździectwa. (...)
Niestety Internet ryje mózg. Na szczęście dzieciaki, z tego co zauważyłam, w o wiele mniej wierzą. Ale to też może oznaczać, że będą kwestionować wszystko, nie tylko kłamstwa, a co poniektórzy tutaj będą twierdzić, że to chamstwo i nie będą takich dzieci uczyć. 😅

Sivrite, O, to, to, to!
Ale też wydaje mi się, że ten "wysyp informacji z dupy" nastąpił od kilku lat dopiero. Przed powstaniem i spopularyzowaniem się youtuba, a długo potem tiktoka, jednak trzeba było trochę się naszukać po bibliotekach i w internetach, żeby znaleźć jakąś konkretniejszą wiedzę, a teraz jest 20-minutowe omówienie sprawy na yt albo krótki i bardzo łatwo dostępny reels na tiktoku i post na insta...
Ale też z drugiej strony - ja się cieszę, że każdą informację można zweryfikować, bo to może kiedyś ukróci dyrdymały różnych miejsc...

Ale też z drugiej strony - ja się cieszę, że każdą informację można zweryfikować, bo to może kiedyś ukróci dyrdymały różnych miejsc...


Sankaritarina, tyle że właśnie coraz częściej... nie można zweryfikować. Komuś musisz zaufać, jak masz słowo przeciwko słowu. Ok, możesz zaufać temu, kto ma większe osiągnięcia sportowe, ale często to wcale nie oznacza, że ma rację. 😜 Możesz zaufać komuś z polecenia, ale też nie wiesz, czy osoba polecająca to wie przypadkiem, co mówi. Kiedyś jak już znalazłaś informacje, w książce czy u trenera, to one w większości były chociaż poprawne, teraz jest ruletka. I w którymś momencie musisz po prostu losowo wybrać, komu zaufać, na ten znienawidzony "chłopski rozum" lub na czuja, co Ci brzmi sensowniej. 😂
Rozbraja mnie na przykład to, ile ostatnio widzę takiej ciężkiej do znalezienia, "objawionej" wiedzy, tylko dla wybranych, niby odkrywczej, a właściwie to ktoś po prostu chce być "inny" i wymyśla rzeczy z dupy, udając, że wymyślił koło na nowo. xD I niby masz to poczucie, że to jest wiedza ekskluzywna i w ogóle, a to są jakieś wymysły kompletne, stworzone, żeby tylko cokolwiek wymyślić.
Dzieciaki to jednak mają przerąbane w XXI wieku w szukaniu autorytetów. 😂 Nigdy nie wiesz, czy to rzeczywiście sensowna wiedza, czy nie tylko celebrycki fejm.
I nie chodzi mi tylko o jeździectwo. Widzę to też w innych sportach i ogólnie w życiu. Marketing zaczął być ważniejszy od wiedzy, ale jest sprzedawany jako wiedza.
Sivrite, Taaak, to też racja, chociaż miałam na myśli takie sytuacje, gdzie widzisz ewidentną patologię i ją akurat możesz łatwo zweryfikować. Tak mi się wydaje pod kątem rekreacyjnym -> jest mniej mega patologicznych szkółek jeździeckich, bo większość (chyba...) się nauczyła, że klient widzi, gugluje i sprawdza. 🙂
Natomiast to prawda, że ciężko zweryfikować takie hmmm..... subtelności, gdzie każdy zaczyna mieć swoją własną teorię (z mniejszej lub większej dupy -.-')
Ale celebryckie fejmy to mnie strasznie wnerwiają. Chociaż też mi się jakoś wydaje, że zaczyna się robić jak w showbiznesie. Zaświeci przez chwilę - szybko zgaśnie...



Rozbraja mnie na przykład to, ile ostatnio widzę takiej ciężkiej do znalezienia, "objawionej" wiedzy, tylko dla wybranych, niby odkrywczej, a właściwie to ktoś po prostu chce być "inny" i wymyśla rzeczy z dupy, udając, że wymyślił koło na nowo. xD I niby masz to poczucie, że to jest wiedza ekskluzywna i w ogóle, a to są jakieś wymysły kompletne, stworzone, żeby tylko cokolwiek wymyślić.
Dzieciaki to jednak mają przerąbane w XXI wieku w szukaniu autorytetów. 😂 Nigdy nie wiesz, czy to rzeczywiście sensowna wiedza, czy nie tylko celebrycki fejm.
I nie chodzi mi tylko o jeździectwo. Widzę to też w innych sportach i ogólnie w życiu. Marketing zaczął być ważniejszy od wiedzy, ale jest sprzedawany jako wiedza.

Sivrite, ...dokładnie!!!

To jest to z czym osobiście mam ochotę walczyć, choć to jak z wiatrakami. Z tym "przepisywaniem" i "lukrowaniem" i bezrefleksyjnym, wyrywkowym memlaniem tego co dawno jest, jest stosowane i jest kompletne... i przeciwstawianiem tych swoich "wymyślonych form", temu co od pokoleń wielu jest sprawdzone.
Nie ma nic złego w nowych odkryciach itd. wręcz przeciwnie- tylko, że influencerskie pierdololo to nie są nowe odkrycia. To w większości totalne niezrozumienie tego, na co się niektóre z tych panien (dziwne,że w 99,9% laski) powołują.
Ale. Syn zapisał się na boks. Trener pyta: Skąd się nauczyłeś tak boksować? Z internetu! Kolega w ramach rozgrzewki robi eleganckie salta. Gdzie się nauczyłeś? Z internetu! Starszy syn miał staż na okulistyce. Skąd pan to umie? Z internetu! Internet - pojęcie szerokie. Są bezcenne kursy i tutoriale. Można zyskać wiedzę większą, niż na niejednych studiach.

Tylko że konie są specyficzne. Bo w innych dziedzinach odbiorca "zawartości edukacyjnej" od razu widzi, czy x działa, przynosi pożądany efekt, faktycznie uczy, czy wręcz przeciwnie: bzdury i czary z mleka. A my tego nie widzimy. Szkolenie, czy konia czy jeźdźca (a jeszcze pary) jest długotrwałym procesem, a konie nie mówią jednoznacznie: yes, yes, yes ani o no! Są systemy jeździeckie, mniej lub bardziej kompletne, są różnorakie teorie heurystyczne (zwiększające prawdopodobieństwo wystąpienia pożądanego efektu) ale i tak u nas musi przeważać metoda prób i błędów. Przy czym za każdy błąd drogo się płaci.

Autorytet to ten, który potrafi trafnie przewidzieć przyszłość, taka skuteczna wróżka. Nie z kart - ze swojej wiedzy, doświadczenia, ze skutecznych nauk mentorów (autorytetu). Powiedzmy, doświadczony kierowca mówi ci: Jak wpadniesz w poślizg, zrób tak a tak. Ty tak robisz, i udaje ci się sprawnie opanować maszynę. Łał! Przy koniach tak nie ma, tj. bywa, ale w kontakcie 1:1. W wielu wypadkach sytuacja musi się przejściowo pogorszyć, aby coś wyprostować. Bywa i tak, że początkowy zachwyt przeradza się w "ale się dałem wpuścić w kanał!". A bywa i tak, że wiedzy o błędach i czarach z mleka dowiadujemy się x lat i koni później 🙁.

Czegoś jednak nie rozumiem. Gdy chcemy coś sobie kupić (patrz: czapraki 🙂😉 prawdopodobieństwo, że, po opłaceniu, otrzymamy zamówiony produkt - jest olbrzymie. I tak na wszystkie strony sprawdzamy, czy To Będzie Tym. Sprawdzamy wcześniej, nadal popełniając błędy w ocenie. Przy koniach jest znikome, a jednak jest: Oj tam, spróbuję, co mi szkodzi?! Ano - szkodzi, szkodzi bardzo

Pęd do testowania rozwiązań niesprawdzonych jest potężny. Ostatnio się wzmógł, bo nastąpił, w mojej ocenie, wyraźny, nieprzekraczalny, podział na pro i amatorów. A do bycia pro potrzebne się dzikie pieniądze - konie za miliony. Więc masa ludzi bez takich możliwości szuka magii - kruczka, który niezadawalający stan a zmieni w ten wymarzony stan b. Mocno obawiam się, że takie możliwości się skończyły. Zatem - w pewnym sensie bez różnicy - czy słucha się Kajetana czy świetnego trenera. W pewnym sensie bez różnicy: czy łazisz z koniem po padoku, czy solidnie trenujesz - na ojrosporcie i tak cię nie pokażą. A kogo pokażą - ten od Kajetana się nie uczy 🙂
[quote]Ale. Syn zapisał się na boks. Trener pyta: Skąd się nauczyłeś tak boksować? Z internetu! Kolega w ramach rozgrzewki robi eleganckie salta. Gdzie się nauczyłeś? Z internetu! Starszy syn miał staż na okulistyce. Skąd pan to umie? Z internetu! Internet - pojęcie szerokie. Są bezcenne kursy i tutoriale. Można zyskać wiedzę większą, niż na niejednych studiach.

Halo, wybacz, ale dla mnie to jest takie gadanie kogoś, kto nigdy się nie przejechał na wiedzy z Internetu.
Ta, możesz się nauczyć boksować z filmików i kursów. Możesz się nauczyć robić salta. Ale możesz też sobie skręcić kark, bo nie masz trenera, który Ci powie, że źle lądujesz, jak Ci się wydaje, że dobrze. Możesz się nauczyć czegoś z medycyny, ale możesz też zrobić komuś jebitną krzywdę na resztę życia.
Wiedza z Internetu to jest ruletka i nie powie inaczej nikt, kto nie próbował w życiu zdać chociaż jednego egzaminu na studiach z wiedzy z Internetu, bo mu się nie chciało na zajęcia chodzić... Jasne, możesz trafić na dobrego nauczyciela. Sama mam kilka punktów w CV, które tam dopisałam dzięki Internetowi. I jasne, możesz zawęzić szansę wpadnięcia na debilizmy na milion różnych sposobów i mimo to NADAL możesz wpaść w debilizmy i być przekonana, że to poprawna wiedza. To są uroki Internetu.
Kuźwa, jak często widać ludzi, którzy są specjalistami w swoich dziedzinach, gadających głupoty w necie, bo z katedry im nikt nie pozwala? xD Kuźwa, Zięba jest lekarzem. Znam ludzi ze swojej dziedziny, pierdzielących takie głupoty prywatnie, że to się w pale nie mieści, ale na Uniwerku dziwnym trafem tego nie mówią, bo "to wiedza tajemna", "nie pozwalają mu". No nie pozwalają, bo pierdzieli głupoty. xD
I to jest właśnie ten syndrom "niedostępnej wiedzy", o której pisałam, która wydaje się taka zajebista. Tylko często ta wiedza jest niedostępna, bo nikt zaznajomiony z tematem nie chce tego dopuścić do druku. 😂
Ja wiem, że można się czegoś pożytecznego nauczyć z Internetu. Ale można sobie też zrobić cholerną krzywdę, fizyczną i psychiczną. Albo komuś. Ilu jest np. domorosłych psychologów, którzy niszczą ludziom pojęcia związku. Ilu szarlatanów medycznych. A jak już wpadniesz w tę ciemnicę i nie znasz światła, to ciężko Ci iść w jego kierunku, jak nie wiesz, jak ono wygląda i uważasz, że jesteś słońcem oświecona.
Sivrite, każda wiedza nawet przekazana tradycyjnie na wykładach ma to do siebie, że musi ją uzupełnić i zweryfikować doświadczenie - im większe, tym lepiej. Większość amatorów nie ma tego doświadczenia i nigdy nie będzie mieć, bo co to jest pojeździć 3 konie dziennie, skoro profesjonaliści mają po 8-10 i to nie ciągle tych samych a jest wymiana - więc nowe sposoby i doświadczenia są co miesiąc-dwa, a nie co 5+ lat jak amator dokupuje/zmienia konia, albo nawet co roku jak wchodzą 3 latki (tak jak u nas).

To o czym piszesz akurat strzelając w Internet to jest problem z SELEKCJONOWANIEM informacji, skąd by nie pochodziły. Że nie uczono tego pokoleń wychowanych w PRL mnie nie dziwi, ale to powinno być pierwsze zadanie szkoły po transformacji ustrojowej, a nie było. Jak mi pierwszy raz kazali na studiach doktoranckich ocenić krytycznie publikacje, to było mi ciepło - bo po polskiej szkole myślisz "ale jak? A to nie jest chamskie?"
Off top. Od razu prostuję, Zięba nie jest żadnym lekarzem!
Naturalsi, nie jest? Kajam się. Czy może był, ale zabrali mu uprawnienia? xD

Karolina, tak, do mnie też to dotarło dopiero na studiach, jak bardzo nie umiem segregować informacji. Jak bardzo ani ja ani moi rówieśnicy nie umieliśmy ocenić, co jest wartościowe. Niektórzy z mojego kierunku to nawet wyszli, nadal nie umiejąc...
Tak, powinna tego uczyć szkoła, a kompletnie nie uczy. Masz tu podręcznik i objawione słowo nauczyciela. Ale to nie jest problem tylko w Polsce przecież.

Kurde, dopiero teraz zauważyłam, jaki to jest wątek. 😅
Sivrite, lekarzem był Czerniak (nomen omen), Zięba nigdy. Ale to już duuuzy offtop
Naturalsi, nie jest? Kajam się. Czy może był, ale zabrali mu uprawnienia? xD


😅

offtop
Sivrite, nie jest. Jest inżynierem. Polecam przeczytać jego książki, gdzie z inżynieryjną precyzją analizuje dostępne opublikowane, zaakceptowane badania. I ocenić sobie krytycznie (evaluate critically) wg. własnego IQ to co napisał.
A co do zabierania uprawnień lekarskich....jest sobie wybierane przez kolegów "po fachu" grono, które nazywa się Izbą i bez procesu jawnego, bez opierania się o dostępne najnowsze badania, tylko w oparciu o własne "cherry picking"badania, bez zakazu posiadania konfliktu interesów, może lekarzowi odebrać prawo wykonywania zawodu.
Moje IQ mi podpowiada, że aby się leczyć aby się wyleczyć należało by w pierwszej kolejności ustawić się w kolejce do tychże pozbawionych prawa.

... BTW - prawa wykonywania zawodu nie pozbawia się np. ginekologów, profesorów, którzy mieli w szufladzie zawsze przygotowane dwie opinie na temat pracy doktoranckiej i wkładali w kopertę takową, która była odpowiednia do wpłaconego im pod stołem honorarium🙂. Wtedy jedzie nagana i zawieszenie na uczelni na pewien okres🙂. Sprawa się rypła bo sekretarka z przepracowania wsadziła do koperty obie opinie🙂. Mój pan psor...🙂 lovely.

Koniec oftopu.

Zgadzam się z tym co napisała Halo. Jest multum rzeczy,których można się z netu nauczyć. Ja uczę się szyć. I fajnie mi idzie. Uczę się w większości z uwaga "tureckich instagramów", bo świetnie ponagrywane są techniki jak co, z czym, w jakiej kolejności złączyć. A konstruowania ubioru uczę się z Ruskich insta. Bo Rosjanki są fenomenalne w myślenie logiczne!
Ale... nadal nie uszyłam tego swojego wymarzonego garnituru🙂 (jeszcze) i jeśli się za to zabiorę to jak spieprzę to będzie dość szybko widać. I strata to koszt materiału.

Z końmi tak nie ma. Z końmi jak się spieprzy to często wychodzi po dłuższym czasie i naprawdę trzeba "kumać w konie", żeby zrozumieć, że kontuzja nie do końca była (lub nie jedynie była) dziełem padokowego przypadku.

Hejt na "złą jazdę" rozpętywany przez pewne środowiska często jest takim pełnym odzwierciedleniem niezrozumienia procesu szkolenia.
Np. czepianie się bezwzględnie "potylicy jako najwyższego punktu"... To oczywiście jest kierunek, do którego się dąży i osiąga w zebraniu... Ale po drodze jest wiele etapów. Konia czasem trzeba przejechać przez rękę, kosztem ustawienia idealnego, bo potrzeba np. popracować nad "idealną" ustępliwością (elastycznością, przepuszczalnością), trzeba go wygiąć aby uzyskać klarowną odpowiedź na łydkę i wodzę bo "odpowiedź idealna" jest ważniejsza niż forma- rama, bo będzie elementem dochodzenia do "formy- ramy' na późniejszych etapach. Niestety "netowe ekspertki" nie uznają stref szarości... tak jakby same nigdy nie uczyły się chodzić, pisać, czytać, i nie rozumiały, że do "perfekcji" prowadzi częsta nieperfekcja.



Jasne że, aby z korzyścią czerpać z internetu trzeba umieć weryfikować i selekcjonować treści. Choćby odróżniać informację od opinii czy komentarza. I o tym pisałam dalej - że nie umiemy lub/i nie zadajemy sobie trudu w tak trudno weryfikowalnej dziedzinie jak jeździectwo (w wielu innych też nie).

Stanowczo protestuję, jakoby w PRLu nie uczono korzystania z informacji ani krytycznego myślenia. Uczono tego właśnie, i robili to mentorzy z etosem jeszcze przedwojennym, i ich uczniowie. Np. mój Profesor studiował był na Politechnice Lwowskiej (przed 1939, jasne).Potem zaprzestano nauki samodzielnego analizowania i wyciągania wniosków. Przy czym nas uczono także... zdobywać informacje, co łatwe nie było. To gruby OT, ale może warto coś o tamtych czasach wiedzieć. Gdy moja przyjaciółka projektowała komputerową klawiaturę brajlowską musiała się zwrócić (przez tzw, intranet, uczelniany) do Kanady, o materiały z konferencji o potrzebach niewidomych. I do biblioteki Politechniki przysłano pocztą, z Kanady... mikrofisze (można sobie sprawdzić co to było). Wy już nie macie pojęcia jak pouczające było samodzielne wyszukiwanie tego co potrzebne w zasobach bibliotek, zazwyczaj w kilku językach (a tłumacza google nie było).

Dziś usłyszałam opowieść, jak... Jacek Kuroń uczył historii starożytnej w Liceum Plastycznym w Podchorążówce w Łazienkach. Uczniowie mieli zapomnieć o podręcznikach, za to przeczytać Plutarcha, Tacyta itd. - czyli dostępne Źródła. Na ich podstawie mieli wnioskować/przypuszczać jak wtedy mogło być, co mogło najtrafniej odpowiadać ówczesnej rzeczywistości.

Jeszcze jedna anegdota. Otóż - egzaminuję na odznaki. W przerwie, razem z drugą sędzią, idziemy pośród dzieciaki i konie (organizator poprosił), głównie dodajemy otuchy; i to bardzo miłe, gdy zestresowane buźki się rozjaśniają uśmiechem. Ale widzę, że pewna nastolatka zakłada koniowi ochraniacze odwrotnie - ok, stres, pomyłka - więc mówię jej o tym, że źle zakłada. A ona na mnie z mordą - że jak ja śmiem, i że ona na pewno dobrze. Nic nie powiedziałam, oczy miałam jak spodki. Potem już mnie nic nie dziwiło, a jeszcze potem zrezygnowałam z tego rozkosznego zajęcia.

Sory za OT, ale mnie ruszyło.
Ogrom łatwo dostępnej wiedzy ma swoje zalety, ale też i duże wady.
Problem też w tym, że ciężko obrać wartościowy autorytet. Zdarza się że osoby mogące przemawiać z takiej pozycji i uczyć innych ze względu na doświadczenie czy wykształcenie, po prostu nie aktualizują swojej wiedzy. Przykład - zalecenia żywienia małych zwierząt dawane przez lekarzy weterynarii. Często są one przestarzałe lub wręcz szkodliwe (jak karmienie kotów suchą karmą). Często polecają produkty marki RC jako zdrowe czy nawet lecznicze, konieczne przy danych schorzeniach, podczas gdy obiektywnie są to karmy słabej jakości, zbożowe. Opiekunowie zwierząt ufają im i ciężko się dziwić, choć przecież istnieją od tego osobni specjaliści - zoodietetycy, a lekarze weci mają stosunkowo mało zajęć z tej tematyki na studiach, w tym część (a także szkolenia, seminaria, wyposażenie gabinetów etc.) sponsorowaną przez RC... ale jednak dla większości opiekunów nie dokształcających się we własnym zakresie, wciąż to lekarz pozostaje autorytetem w dziedzinie opieki nad zwierzęciem.
Dlatego dobrze czasem poszukać na własną rękę, zapoznać się z badaniami czy opinią dedykowanego specjalisty. Choć bez wątpienia - trzeba uważać na pułapki.

Przy koniach to jeszcze trudniejsze. Książkę może dziś napisać i wydać każdy idiota. Szkolenie/warsztaty może poprowadzić każdy, kto znajdzie grupkę osób która przyjdzie i go wysłucha. Nie wspominając już o tonach bzdur krążących po mediach społecznościowych. To nie są żadne oznaki kompetencji.
Więc co jest? Moim zdaniem same konie. Tylko żeby dostrzec i ocenić ich poziom wyszkolenia, jakość elementów, chód, czy nawet wygląd, to już trzeba mieć pewne pojęcie, a także umieć spojrzeć w dalszej perspektywie. Bo dziś, ale co jutro, co za miesiąc, rok przy takich metodach? Co po 5-10 latach?
Stare materiały są nadal bardzo wartościowe. Z drugiej strony mamy dziś badania, które część informacji w nich zawartych zwyczajnie dezaktualizują, co nie sprawia że całość traci wartość!

I nie zgodzę się, że kiedyś ludzie intuicyjnie rozumieli potrzeby zwierząt i była sielanka. Ile mamy szkodliwych mitów o opiece nad nimi właśnie z tamtych czasów "chłopskiego rozumu"? Że pies o czarnym podniebieniu jest agresywny, że nie można im dawać surowego mięsa, że suka/kotka musi mieć młode choć raz w życiu, że koniowi zamiast drugiego konia wystarczy koza, a kastracja to okaleczenie i zmienia charakter? Karmienie psów chlebem moczonym w mleku a kotów niczym, bo same mają łapać. Karmienie koni wiadrami owsa bez względu na ich aktywność. Niektórzy dalej tak wspaniale się opiekują, że w ciągu roku "wymieniają" kota kilka razy... bo co im będziesz gadać jak oni wiedzą swoje, od lat tak robią i jest dobrze...
Kastracja to, obiektywnie, jest okaleczenie Chirurgicznie usuwamy coś przyrodzonego z organizmu), i zmienia charakter (temperamentu nie). Co nie znaczy, że nie należy wałaszyć koni.

Nie o tym chciałam. Chciałam dopisać, że w dobie liberalizmu każdy może pisać/głosić co uważa i nie sposób mieć o to pretensje. To my ponosimy odpowiedzialność czy potrafimy wybrać wartościowe treści. Ponosimy - bo to my poniesiemy konsekwencje naszych wyborów. A plecenie trzy po trzy nie jest, póki co, i na szczęście - karalne. Myślozbrodnie też nie.
Nevermind   Tertium non datur
11 stycznia 2023 16:39
Wróciłam właśnie z kursu (pominę już jaki, masa kasy w błoto) i powiem szczerze, że jestem przerażona. Ludzie bez pojęcia chłoną wszystko jak leci, nawet kiedy na ich oczach okazuje się to nieprawdą.

Tyle lat już się obracam w tym światku jeździeckim, tyle widziałam imbecyli i osób najmądrzejszych, a ten kurs mnie jakoś szczególnie uderzył. Chyba dlatego, że widzę jak ci wszyscy ludzie chłoną te farmazony, siedzę tuż obok, razem z nimi na sali i mimo to nijak nie mogę tego powstrzymać.

Nie mój nurt, ale dałam szansę, w miejscach z którymi się nie zgadzam dopytywałam, wchodziłam w dyskusję z prowadzącym i tak dalej. I od koleżanki, która absolutnie się na temacie nie zna i o koniach mało co wie, dowiedziałam się, że powinnam mieć bardziej otwartą głowę... Siedzę w tym już parę ładnych lat, większość argumentów które padły słyszałam już tryliard razy, a te nowe też nie brzmiały zbyt przekonująco. Koleżanka oczywiście wszystko łykała ja pelikan, a ja mam zamkniętą głowę, bo w te prawdy objawione nie wierzę.
Nie uważam, że bym była zamknięta, w kwestiach z którymi się nie zgadzałam często wychodziło na moje. Przykład, fajnie umięśniony koń, ale szyja zdradza, że jeżdżony za pionem. Sama do przeganaszowania nic nie mam, jednak szkolenie było w duchu, że pyska się nie tyka, więc zwróciłam na to uwagę. Niee, gdzie tam, ładnie umięśniony no to jak. Znalazłam potem filmy konia pod siodłem, fajnie pracuje, sporo w przeganaszowaniu oczywiście. Kurtyna.
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
11 stycznia 2023 17:23
Nevermind, to chyba fajnie jakbyś powiedziała co to za kurs? 😀
Nevermind   Tertium non datur
11 stycznia 2023 17:39
Pati2012, Mogę się założyć, że nikt stąd na niego nie pójdzie 😉 Napiszę im opinię żeby przestrzec innych, a jak komuś zależy to mogę podać prywatnie
To ja tylko zapytam, bez złośliwości, czy to był kurs naturalny? Ewentualnie zbliżony?
Nevermind   Tertium non datur
11 stycznia 2023 18:15
maluda, o pracy z ziemi ogólnie rzecz biorąc
Nevermind, ludzie łykaja jak pelikany bo.... taki teraz mamy trend "wiedzowy" w cywilizowanych społeczęństwach, taki paradygmat:
1.Od wiedzy są eksperci nie rozum
2. Tytuł naukowy/ ustanowiony czyni eksperta z tarczą ochronną = nie wolno krytykować jak się nie ma tytułu
3. Pomylenie pojęć = Pojedyncze, pasujące przykłady są promowane jako studia przypadku bezwzględnie potwierdzające teorię.
4. Brak wiedzy, myślenia, analizy, i brak chęci pracy = ciężkiej pracy i nabywania doświadczenia = szukanie "life hacków" na wszystko
5. Kondensacja wszystkiego do formy fast - upakowywanie wiedzy w schematy, diagramy, tabele, aplikacje
6. Brak umiejętności czytania badań. Mylenie znaczeń - stawianie znaku równości pomiędzy wynikami badań populacyjnych, a wnioskami przyczynowo skutkowymi.
7. Bambinizm - zwierzęta są bezbronne i z natury zawsze "dobre" i "bezinteresowne", są "przykładem do naśladowania" + jakaś (chyba wynikająca z wewnętrznych braków w relacjach, miłości itd.) usilna potrzeba ustanawiania z nimi przyjaźni, która ma te braki wypełnić.

I przepis na durnia, co się ze wszystkim bezrefleksyjnie zgadza i podąża gotowy.

Ja powoli coraz przychylniej patrzę na te wszelkie kursy, programy itd. Bo tam zazwyczaj ludzie zostają na etapie kręcenia się na ziemi i kłusa roboczego z szyją i głową jak równoważnia wyciągniętą w przód. I może dobrze.Krzywdy nie zrobią.
Może i lepiej, że jak ktoś głupi to dalej nie idzie w konie.
Nevermind   Tertium non datur
12 stycznia 2023 14:01
Na kursie większość z tych rzeczy nie miała miejsca. Przyszła pani bez tytułu, powiedziała jakim nurtem idzie i podała podstawy biomechaniki. I to wystarczyło, by wszyscy wierzyli w to co mówi.

Ja też się kiedyś cieszyłam, jak ludzie mówili że patenty są be - przynajmniej jak ktoś nie umie, to nie będzie używał. Tylko że to przerodziło się w hejt na patenty. Nie wiem czy z ogłupiania ludzi kiedyś cokolwiek dobrego wyjdzie
Ja miałam ucznia, w no dojrzałym wieku, rozsądny człowiek, jeździł, robił postępy, miał fun.
Pojechał na jakieś oświecone naturalsowe szkolenie, gdzie kazali mu wsiadać na konia stojąc tyłem do zadu (zeby obserować głowę konia), rzucac wodze przez szyję przed konia itp. Jak mu spokojnie wyjaśniłam czemu to złe, to się załamał i.. przestał jeździć (bo uznał, że nie stworzy magicznej więzi z koniem jeżdżąc 2 razy w tygodniu).
Na kursie większość z tych rzeczy nie miała miejsca. Przyszła pani bez tytułu, powiedziała jakim nurtem idzie i podała podstawy biomechaniki. I to wystarczyło, by wszyscy wierzyli w to co mówi.


Nevermind, no to jest to o czym ja mówię dokładnie. Autorytet z nadania (ona stoi i mówi reszta słucha, a jak kwestionuje to ma "zamkniętą głowę"😉, podaje wyrwane z kontekstu przykłady (podstawy biomechaniki), które pasują do wygłaszanej teorii.

Ostatnio 16let syn znajomych podsumowując swój rok, z czego jest dumny powiedział, że jest dumny z tego,że potrafił zwrócić nauczycielce uwagę, że nie ma racji. ... I mnie zatkało. Bo to powinno być coś normalnego móc uczestniczyć w szkole w konstrukcie edukacyjnym, a nie bohaterstwo na miarę tego,że go teraz klasa za wykon podziwia.

Tak samo jest teraz z "scientific based". Dziunie na tiktoku robią odwołania do badań nie umiejąc w postawy statystyki.
I potem wychodzą koszmarki typu - podam abstrakcyjny przykład żeby wyjaśnić o co mi chodzi.

Powiedzmy, że ktoś robi badania w populacji A, gdzie 70% osób ma duże stopy (cecha populacyjna) a 60% osób choruje na raka.
Badanie jest statystycznym badaniem populacyjnym kto choruje na raka.
Ponieważ cecha populacyjna jest cechą populacyjną to z tych 60% z rakiem, 70% będzie miało wielkie stopy.
Panny na Tiktoku objawią rewelację:
"Jeżeli masz duże stopy, twoje prawdopodobieństwo zachorowania na raka jest dużo większe". "Duże stopy prowadzą do nowotworów"....
I nie ma co z takimi dyskutować, bo przecież zawsze "odeślą cie do badań".🙂


...wsiadać na konia stojąc tyłem do zadu (zeby obserować głowę konia)...

olq,

Pomijając wszystko inne, powiedz mi, co w tym widzisz złego? Wsiadam tak od lat i nie sądzę, że robię cokolwiek nie tak.
To, że jak stoisz przodem do głowy konia, a koń ruszy/spłoszy się/pojdzie w przód w momencie wsiadania, to Cie nie zabierze ze sobą tylko zgubi pod tylne nogi...o opcji oberwania nogą, bo koń np odgania muchę z brzucha nie wspominając 😉
No dobra, ja już chyba inaczej nie umiem. Szczególnie jak koń wyższy. A ja totalny kurdupel jestem. Aktualnie wsiadam tylko na moje baby a one niskie i stoją jak rowery.
Wydaje mi się, że każda metoda ma swoje plusy i minusy. I trzeba opracować sobie system wygodny i bezpieczny i dla konia, i dla jeźdźca. No i reagować adekwatnie do sytuacji, tu i teraz.
olq, Też tak twierdziłam, już tak nie twierdzę. Jak stoisz tyłem do głowy konia i ten koń ruszy/spłoszy się, a nie zdążysz się podciągnąć, to wpadniesz mu pod przednie nogi. Że już o ewentualnym upadku nie wspomnę, jeśli nie zdążysz "przełożyć" nogi w strzemię tak, żeby leżała prawidłowo.
Westernowcy wsiadają "głową przodem do głowy konia" i nie wydaje mi się, żeby wsiadali źle.
Wychodzi na to, że są po prostu dwie metody.... i każda jest dobra pod warunkiem, że koń umie stać spokojnie przy wsiadaniu - więc najważniejsze w temacie, to nauczenie konia spokojnego stania.

(...)
Ostatnio 16let syn znajomych podsumowując swój rok, z czego jest dumny powiedział, że jest dumny z tego,że potrafił zwrócić nauczycielce uwagę, że nie ma racji. ... I mnie zatkało. Bo to powinno być coś normalnego móc uczestniczyć w szkole w konstrukcie edukacyjnym, a nie bohaterstwo na miarę tego,że go teraz klasa za wykon podziwia.(...)


kotbury, Co w tym złego? O ile nie jest to psychiczne znęcanie się nad kobietą, tylko merytoryczne zwrócenie uwagi...
Brak możliwości dyskusji na lekcji i nauczycielki pierdzielące farmazony to nie jest taka znowu rzadkość... Ja bym chciała, żeby w wielu szkołach możliwość przeprowadzenia merytorycznej dyskusji na lekcji po prostu była, ale, no, rzeczywistość wygląda inaczej. Tylko, że ciężko to zmienić. Bo jest program do zrealizowania...
A może mi ktoś zobrazować te różnice we wsiadaniu? Bo nie mogę sobie wyobrazić aż tak dwóch skrajnie różnych metod wsiadania, bo ja sama stoję przodem do siodła. 😅
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się