Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
07 października 2012 14:09
In., No właśnie myślałam o pokoju jedynce. Jakbym miała z kimś wynajmować to prędzej bym zwariowała 😉 . Nie lubię jak ktoś mi zagląda w rzeczy i szczerze mówiąc zamek w drzwiach to pierwsze co pomyślałam, bo jeśli wypali wyjazd to zamierzam wziąć i aparat i laptopa. A ludzie mają często gęsto lepkie rączki.
In.   tęczowy kucyk <3
07 października 2012 14:16
Prawda taka, że nie ważne gdzie i z kim, wg mnie pokój jedynka z zamkiem to podstawa.
Mieszkanie w bursie to był horror dla mnie, dobrze, że tylko miesiąc...
Jak patrzę na ceny podane przez karolinę_ to naprawdę cieszę się, że na studia pojechałam do Cardiff. Mieszkałam wtedy z chłopakiem, za duży pokój płaciliśmy £250, z rachunkami wychodziło nas to około £350 miesięcznie. Do tego dwie łazienki, duży living room, jadalnia, weranda, garaż na rowery i ogród, do centrum 15, max 20 min. No ale co Londyn to Londyn, porównać się tego nie da.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
07 października 2012 14:52
Coraz bardziej podoba mi się opcja akademika. Ceny całkiem przystępne i warunki też wydają się spoko. Ale jak to jest z mieszkaniem tam? W prywatnych akademikach mogą wynajmować ludzie nie będący studentami tamtejszych uczelni? Bo trochę tego systemu akademikowego nie kumam.
Zależy od akademika. Jeśli jesteś studentką z zagranicy na work placement, to zwykle nie ma problemu. Studiujesz jeszcze, tak?
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
07 października 2012 19:02
Tak, studiuję. A a fakt, ze studiuję że na prywatnej uczelni może im przeszkadzać?
Jak patrzę na ceny podane przez karolinę_ to naprawdę cieszę się, że na studia pojechałam do Cardiff. Mieszkałam wtedy z chłopakiem, za duży pokój płaciliśmy £250, z rachunkami wychodziło nas to około £350 miesięcznie. Do tego dwie łazienki, duży living room, jadalnia, weranda, garaż na rowery i ogród, do centrum 15, max 20 min. No ale co Londyn to Londyn, porównać się tego nie da.


Teraz ceny poszly w góre, nawet w Walii...
Tak, studiuję. A a fakt, ze studiuję że na prywatnej uczelni może im przeszkadzać?


Nie powinien. Jak już będziesz w Londynie to się odezwij, dam Ci telefon na PW jak masz chęć się spotkać.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
08 października 2012 13:50
karolina_, Pewnie, że się odezwę. 🙂 Jak będzie wszystko wiadomo to też dam znać na pw czy w ogóle jadę. A chciałabym pojechać w połowie listopada/ na początku grudnia.
In.   tęczowy kucyk <3
08 października 2012 20:55
Właśnie przeglądam gazetkę z ALDI, nie popisali się z tym "equestrian week"...  😵
Aż tak źle? Mimo to, muszę obczaić gdzie jest Aldi w Londynie, bo zawsze jakieś pierdoły się mogą przydać.
In.   tęczowy kucyk <3
09 października 2012 00:40
W sumie są tylko ciuchy i to niewiele... Bielizna ocieplająca, skarpety, bryczesy (te chyba fajne będą) i cośtam jeszcze, kurtka chyba. Gdzieś na ich stronie internetowej powinna być ta gazetka.
Portki za 13 funciaków, nie jest źle 😉
eeee wolalabym cos dla konia  🍴
Post ikariny przeniesiony z końskiego wątku:
Wlasnie dobiega konca moj pobyt w Polsce. I mi sie ryczec chce. Nie chce wracac do Anglii. Niby mi sie tam wszystkie marzenia spelnily, mam konia, jezdze zawody, rozwijam sie zawodowo i jezdziecko, zarabiam kasiore, jakiej bym pewnie nigdy na ojczyznie nie zarobila, ale... mam dosyc. Tutaj jakos tak sie od razu lepiej poczulam - od pierwszej minuty, gdy wyladowal samolot. Ten taki ciezar w piersi ustapil, latwiej jest wziac gleboki oddech. Brakuje mi po prostu Polakow i rodziny. Anglicy nie maja w sobie takiej zyczliwosci, z nikim tam nie umiem poczuc takiej bliskosci, jak tu. Ale niestety nie moge zostac. Trzeba zarabiac pieniadze, trzeba zarabiac na rodzine. Nie wiem, jakbym sobie ze wszystkim poradzila w Polsce. Pochodzilam troche po sklepach i ceny mnie po prostu przerazily. Bardzo bym chciala tu zostac, ale przerasta mnie wszystko po prostu.
Wiec zostaje mi taka rozterka - albo zyc bezpiecznie, z praca, zarobkami zapleczem socjalnym, ale w samotnosci, z lekkim dolem, albo isc na zywiol, zyc w nieco ciezszych warunkach, ale wsrod swoich.
Widze, ze czas dla mnie na wymyslenie jakiegos planu 😉


ikarina , doskonale wiem, co masz na myśli. Ile bym się nie starała, to często zwyczajnie nie czuję brytyjskiego sense of humor, i bynajmniej nie chodzi to o problemy językowe. Zresztą, po zaledwie 6 tyg na wygnaniu zaczyna mi brakować dosłownie wszystkiego, kawy lub piwa w mojej ulubionej knajpie, wizyty w empiku ("tak tylko popatrzę", a zawsze kończy się dużumi zakupami), małych szczegółów, no i przede wszystkim, ludzi. Ale jakoś mi nie wychodzi to życie w PL, może miałam tego pecha, że dość wcześnie zaczęłam wyjeżdżać zagranicę, poczułam trochę inne standary pracy, i trudno mi zaakceptować ten dziwny polski klimat, gdzie pracownik jest złem koniecznym. O pensji już nie wspominająć.
A o tym planie nie przestaję myśleć od lat, ale chyba jestem cholernie mało kreatywna :-(

PS. Nie jesteś aż tak sama, masz faceta przy boku 🙂
A.   master of sarcasm :]
14 października 2012 17:41
ikarina, Lotnaa i wlasnie z powyzszych powodow ja mam przebiegly plan, zeby mojemu panu zamienic wyspy na Podlasie...  😉 On jeszcze nie wie, ale za pare lat przeprowadzi sie tam (no, moze nie wie, ale sie calkiem domysla... 😀iabeł🙂
Ja siebie w Anglii nie widze za 10 lat, a nawet za 5. Na razie pod koniec miesiaca jade do Polski, zeby kontynuowac poszukiwania ziemi, a pana zabieram ze soba  😎

ikarina kombinuj i Ty  😁
Wiem! Wiem! Bierzmy konie, bierzmy kase, bierzmy jeszcze kilka naszych polskich, konskich znajomych i bierzemy to wszystko na jakas tropikalna wyspe  🏇 Albo wlasny kraj zalozmy. Jakos damy rade.
Spoko, jeszcze pare tygodni i bede miala jakis konkretny plan  🤣

A w ogole podobalo mi sie, jak angielscy tescie pojechali w moje rodzinne strony i stwierdzili, ze przez cale zycie nie czuli sie tak swobodnie, zrelaksowani 😉 My to jednak cokolwiek by o nas nie mowic - jestesmy zyczliwsi, bardziej otwarci.
A.   master of sarcasm :]
14 października 2012 19:43
No ja to jeszcze oprocz koni: kozy, psy, koty, kury, kaczki... W kazdym razie Podlasie sie zbliza, a jak mi sie uda wyrwac kase ktora mi sad przyznal, no tu juz sie calkiem zblizy  😉
Ja jestem w Belgii od 4 miesiecy i szczerze mowiac...nie poznalem tu jeszcze osoby, ktora bylaby nieuprzejma! Wszyscy sie usmiechaja, zawsze mowia dziendobry, zwyczajowe ``how are you today?``. Zadnej niecheci, pytaja z jakiegokraju jestem, zero uprzedzen. Tu chyba ludzie sa poprostu szczesliwi...Jedyne co, to wszyscy mysla, ze w Polsce to tak bardzo zimno jest, no i oczywiscie ``Europa Wschodnia``  😁
grzesiek.1993, u mnie tak samo.... też pytają się czy tak zimno jest... a nawet czy mamy elektryczność  😂
Czy to nie jest jakoś tak, że w PL w układach rodzinno-przyjacielskich, no... jest nie do pobicia? Ale, niestety, w układach zawodowych - "nie do pobicia" Inaczej  😀iabeł:?
halo, zdecydowanie 😀

grzesiek po prostu w Belgii nie ma tylu Polakow co na wyspach, i tubylcy nie maja uprzedzen bo nie znaja obcokrajowcow z tej gorszej strony. W kazdym w sumie kraju nie majacym tak ogromnej ilosci imigrantow tak jest - normalnie. I dlatego chcialabym mieszkac gdzie indziej, zeby nie byc wrogiem publicznym nr 1 tylko dlatego ze jestem z tej "europy wschodniej" 🙂
halo, jak zawsze trafiłaś w sedno  🤔

grzesiek.1993, ja w sumie nigdy w otwartą niechęcią się nie spotkałam, jednynie w Danii kilka razy miałam wrażenie, ze po drugiej stronie wyczywalne było podejście "Dania dla Duńczyków". Ogólnie wszyscy są super mili itd. Tylko że nam o coś innego chodzi. O to, czy wychodząc poza te uśmiechy, how are you i rozmowy o pogodzie, można zbudować mocne przyjaźnie, o takiej samej "jakości" jak te w PL. Mnie w UK to się udało, ale nie z Brytyjczykami. Może chodzi tu o różnice kulturowe, sposób bycia, ale nawet w relacjach z ludzmi których bardzo lubiłam (i śmiem twierdzić, że z wzajemnością) brakowało mi "tego czegoś". Jakoś nie potrafię tego przeskoczyć.
A.   master of sarcasm :]
14 października 2012 22:11
Anglicy sa uprzejmie chlodni. Takie jest moje zdanie po prawie 7 latach na emigracji. Poza tym kazdy funkcjonuje bardziej na zasadzie "keep myself to myself" niz jest wylewny. Tu wszyscy sa wlasnie uprzejmi, ale nie wychodza poza pewne granice. A najlepszym tematem jest zawsze pogoda  😁

No a jak Polak morduje jubilera, i inne takie historie, to ja sie pozniej wstydze skad pochodze...niestety...
majek   zwykle sobie żartuję
15 października 2012 10:18
Pewnie macie rację, pewnie za kilka lat będę szalenie tęsknić za rodziną i kombinować, jak tu wrócić, ale jak dla mnie (a na razie nie mieszkam w PL dzielnicy a planuję się w ogóle wyprowadzić trochę na odludzie) to Polacy, których spotkałam  są szalenie pomocni i przyjacielscy.
Tubylcy - rodowitych Brytyjczyków spotkałam chyba niewielu, wszyscy skądś przyjechali - są spoko. Może to też kwestia mnie, że potrafię się odnaleźć i dopasować prawie w każdym towarzystwie.
Ja na razie jestem zadowolona. Może zachłyśnięta nowościami, ale do Polski raczej teraz nie mamy co wracać.  Może za dwa lata powiem inaczej.


edit: to co, jakieś spotkanko wreszcie?
A.   master of sarcasm :]
15 października 2012 15:06
majek, ja rodziny w Polsce praktycznie nie mam, mama siedzi w USA od 15 lat. Tutaj to ja juz zyc nie potrafie, to nie jest zycie, to takie zawieszenie lekkie w prozni jakby  🤔

edit: to co, jakieś spotkanko wreszcie?


Jestem jak najbardziej za 😀. Ustalmy może konkretny termin i miejsce.

Ja zmieniam wraz z początkiem listopada pensjonat na stajnię będącą własnością rodziny, która przyjechała tu z RPA.  jak my też są przyjezdni, użytkują swoje konie normalnie, jeżdżą, trenują, startują, maja plany i aspiracje. Nie dziwią się, że Polak też je ma 😉.
Nie wytrzymałam pobytu w stajni stricte rekreacyjnej z bandą pseudo dresażystów z elementarnymi brakami świadomości jeździeckiej ( ale oczywiście na munsztukach i spasionych koniach) Nie zdzierżę dłużej chłodnej uprzejmości i tubylczego poczucia wyższości z niewiadomo jakiego powodu  😂.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
15 października 2012 15:33
Ja nigdy za granicą nie mieszkałam, ale ludzie, którzy mieszkają na stałe, mówią, że wszystko fajnie, miło i w ogóle, ale zawsze będą obcy. Nigdy nie będą swoi, zawsze będą nie na miejscu. I to uczucie po pewnym czasie staje się dojmujące.
Ja to widzę tak: Angole przyzwyczaili się do naszych rodaków jako nacji chodzącej w dresach, bez wykształcenia, nie znającej języków obcych, chętnie korzystającej ze wszelkiego rodzaju benefitów, np. mieszkających w dwusypialnianym mieszkaniu w 10-15 osób, nie żałujących sobie alkoholu, nie kulturalnie zachowujących się w miejscach publicznych. W momencie gdy spotykają normalnych, kulturalnie zachowujących się Polaków, mających np jak my wyspecjalizowaną w jakiejś dziedzinie firmę, mieszkających 3 osobową rodzina w jednym domu w normalnej dzielnicy, nie korzystających z benefitów, to najzwyczajniej pod słońcem są w ciężkim szoku 😉. Nie mieści im sie to w głowach.
A w jakim szoku byli nasi znajomi ze stajni kiedy dowiedzieli się ( w odpowiedzi na własne pytanie), że mamy wyższe wykształcenie i że to nic nadzwyczajnego w naszym kraju  🤔. 
A jakie zdziwienie było, że nasze konie są polskiej hodowli 😉. Na podstawie blisko półtora roku spędzonego w UK pozwalam sobie stwierdzić, że konie naszej rodzimej hodowli są dużo bardziej urodziwe i atrakcyjniejsze pod katem sportowym, wierzchowym niż te które spotykam tu.
czeggra1, powiem Ci tak - uważaj, żeby na podstawie własnych doświadczeń nie wyciągać daleko idących wniosków i nie tworzyć generalizacji. Jak własnie policzyłam, spędziłam w UK (on and off) prawie 4 lata, w najróżniejszych miejscach, od Cumbrii, poprzez Staffordshire, Leicestershire, Rutland, Wiltshire, Gloucestershire, a na walijskim Glamorgan kończąc. I nigdy nie spotkałam się ze zdaniem, że Polacy do pasożyty żyjący z benefitów po 15 osób jednym mieszkaniu (niestety często te właśnie jednostki są najbardziej widoczne, tak jak dresy plujący na prawo i lewo czy bezdomni w okolicach Westminister, zaśmiecający trawniki puszkami po piwie...). A że trafiłaś akurat na taki dziwny klimat, cóż, nikt nie mówił, że statystyczny Brytyjczyk to jakoś bardzo oświecona osoba.
Co do koni w UK, hm, też miałam takie zdanie, dopóki byłam w środowisku riding school. Myślałam, że w tym kraju nie ma nic poza cobami i kucami. A później okazało się, że konie są niesamowite, i to nie tylko te przywiezione na wyspy z Europy.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się