Weterynarze- opinie o wetach, do kogo w potrzebie

Nowy zarząd WMZJ zaczyna działać
http://www.wmzj.waw.pl/391-weterynaryjna-grupa-robocza

Ja ze swojej strony wysłałam do nich e-mail, myślę, że część osób tutaj mnie poprze. A czy WMZJ dostrzeże taką konieczność? Zobaczymy...
Oto treść:

"Witam,
w związku z powołaniem grupy roboczej, w której skład wejdą lekarze weterynarii pracujący na terenie Mazowsza,
zwracam uwagę na konieczność poruszenia tematu dostępności lekarzy weterynarii w dni świąteczne. Mimo, że mazowieckie jest województwem, w którym usługi świadczy wielu lekarze hipiatrów, województwem gdzie jest bardzo dużo stajni i klubów jeździeckich, nagminnym jest brak dostępności lekarzy w systemie całodobowym i w święta.
Nie wszystkie choroby i nagłe urazy u koni dają możliwość zawiezienia zwierzęcia do kliniki, często wizyta lekarza tzw. "pierwszego kontaktu" to szansa na uratowanie życia konia. A takich lekarzy brak lub brak chęci, żeby dojechać do klienta...
Moim marzeniem (i myślę, że marzeniem każdego posiadacza koni) jest utworzenie całodobowego pogotowia weterynaryjnego dla dużych zwierząt oraz wyznaczenie przez powiatowych lekarzy weterynarii lekarzy hipiatrów dyżurujących w szczególnie trudne dni, jakimi są wszelkiego rodzaju dni wolne od pracy i święta.
Zwracam się do Zarządu W-MZJ z prośbą o pomoc w rozpoczęciu działań w tym kierunku. Pojedynczy człowiek niewiele może zdziałać, ale w grupie mamy siłę!
Nie pozwólmy, żeby nasze konie umierały w męczarniach, z powodu braku możliwości wezwania lekarza weterynarii!!!

Pozdrawiam i liczę na pomoc!
Małgorzata Jurczak"
gosiaopti
powiatowy lekarz nie wyznaczy lekarzy prywatnej praktyki do pracy w czyms takim to raz. Dwa- kto miałby utrzymywać takie pogotowie? lekarza w tzw. gotowości? Były rozmowy lużne na ten temat z izbą lekarską i wśród hipiatrów i za taką gotowość musiano by zapłacić kilka tysięcy- nikt czegoś takiego nikomu nie zasponsoruje. Ja widzę jedyną opcję w stworzeniu czegoś takiego jak miałam okazję obserwować w UK- właściciele koni mieli wykupione ubezpieczenia, drogie, bo tam usługi wet są droższe niż u nas, ubezpieczalnia podpisywała umowę z kliniką właśnie na takie dyżury. Tylko czy znajdzie się taka liczba chętnych właścicieli koni, którzy wybulą kilka tysięcy rocznie ( bo o takich kwotach tu mowa) na ubezpieczenie?
A.. i jeszcze jedno.. wet zawsze może odmówić przyjazdu do przypadku i jest to zgodne z prawem, kodeksem etyki i deontologii itp. Są weci, których nigdy np. przy kolce nie zobaczysz...
Ostatnio chciałam ten temat poruszyć. Mieszkam na takim zadupiu, że nawet w "normalny" dzień raczej trudno mi kogoś ściągnąć. Zawsze się zastanawiam bo będzie jeśli... Ale rozumiem też weterynarzy - to są ludzie, mają swoje życie, rodziny, muszą odpocząć - inaczej nie będą w stanie pracować. Mogą, z różnych powodów, nie czuć się na siłach w danym momencie przyjechać.
I chyba pozostaje nam polecać sobie tych "najtwardszych" na re-volcie  🤔
No właśnie - takie jest podejście nas koniarzy również... Nic się nie da zrobić, nic nie warto... Oczywiście, że nie od zaraz. Ale co komu szkodzi poruszyć temat, rzucić pomysły?
Rozumiem, że weci lubią jeździć do szczepienia i odrobaczenia, albo do diagnostyki ortopedycznej, masażu itp, a do kolek już niekoniecznie, bo się można "pobrudzić".
I takich wetów od "kolek" właśnie brakuje...
Ja mam do czynienia z końmi od ponad 25 lat i widzę pewne zmiany - coraz więcej wetów z RTG, USG itp. Coraz mniej wetów, którzy przyjadą do kolki, krwotoku czy innego nagłego przypadku.
gosiaopti, tu nie chodzi o podejście, tu chodzi o realia-powiatowy ma w d.. takie akcje, nie ma obowiązku, ba nie ma prawa podejmować takich działań. Izba także- ten temat jest wałkowany od lat.
Szczerze? to nie chodzi o pobrudzenie, mało kto chce siedzieć całą noc nad kolką za pare stówek i być rano nieprzytomny podczas badania, za które skaksuje  dużo więcej to raz, ale generalnie chodzi o to, że kupa ludzi czeka i jedzie się często do konia w fatalnym stanie albo jedzie się go najzwyczajniej w świecie już uśpić. Mnie nie dziwi, że wśród moich kolegów po fachu mało kto się zajmuje kolkami w terenie skoro na Mazowszu masz minimum 2 kliniki pracujące w systemie 24h.
Jedyne rozwiązanie to te ubezpieczenia i podpisanie np. umowy z uczelnianą kliniką (choć to będą mega koszty).
gosiaopti, co mamy realnie zrobić? Weterynaria to biznes nie działalność charytatywna, ci ludzie z tego żyją. Będą przyjeżdżać jak będzie im się to opłacać... Tylko nie wiem kogo wtedy będzie stać na konia? Fachowców od koni jest zdecydowanie za mało w terenie... A z tego co kojarzę to nie bardzo starzy chcą dopuścić młodych do "takiej fuchy"... Niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę i są to tylko plotki.
SzalonaBibi, no mi się wydaje, że się NIE mylisz... Zawiść jest w środowisku nie tylko lek wet, wśród "ludzkich" lekarzy również... Jeden na drugiego patrzy wilkiem, bo to konkurencja rośnie... Miałam kilka razy przypadek, że wet odmawia przyjazdu, bo był wcześniej kto inny... albo kto inny przyjeżdża do szczepień, to niech on się męczy z kolką...

Ja nie miałabym pretensji, gdyby byli weci 24h jeżdżący do kolek za większe pieniądze, tak żeby się opłacało i chciało...
Ubezpieczenia ok, ale ich w PL nie ma.
Wezwania do koni w ciężkim stanie? Tak wzywałam nie raz. W 80% zwłoka w wezwaniu była spowodowana odmową przyjazdu weta i gorączkowym szukaniem innego. A raz ciężki stan był od razu po zauważeniu kolki o 6 rano (obchód nocny był o 3 w nocy), to nie zawsze wina właścicieli, że koń jest tak stworzony, że kolki bywają nagłe i ostre...

Wiezienie do kliniki? Tak, woziłam nie raz. Ale nie zawsze stan konia pozwala na załadowanie go do przyczepy. Są różne sytuacje. A może kliniki 24h powinny mieć coś w rodzaju "karetki" z wetem, który jedzie do przypadku i ew. decyduje o transporcie do kliniki, a jeśli stan beznadziejny to eutanazja na miejscu? Jeśli byłaby taka usługa, ja bym skorzystała.



gosiaopti, dalej uważam (chociaż nad tym boleję), że to jest po prostu niewykonalne z powodu nieopłacalności. Ile jest w Polsce klinik całodobowych leczących duże zwierzęta? Może kilkanaście. Na cały kraj. A ile koni? Nie mógłby być w takiej klinice jeden lekarz, bo ktoś na stałe musi być z rezydentami i przyjąć pacjenta przywiezionego własnym transportem. A jak "karetka" pojechała a dzwoni ktoś z pilniejszym przypadkiem. Powinno ich być kilka/kilkanaście, każda z lekarzem. Ludzkie karetki mają problem z dotarciem na czas. A co tu mówić o opiece obejmującej obszar w promieniu dużych kilkuset kilometrów - bo tak to by się rozkładało, patrząc na ilość klinik.
Również niestety nie widzę opcji takich dyżurów. Przecież za dyżury trzeba by było zapłacić - lekarz jest w pracy i to w święta / weekendy, zatem powinien otrzymać wynagrodzenie bez względu na to czy na dyżurze miał gdzieś wyjazd, czy nie. Kto miałby za ta zapłacić? Co w sytuacji, gdy na dyżurze będzie jeden lek wet, a w okolicy będzie akurat 5 kolek? 🙁 To na prawdę ciężki temat 🙁
Jedyną znaną chociaż średnio oficjalną opcją jest Vetalgin / Biovetalgin w lodówce i dostęp do jakiegokolwiek transportu ad hoc. Jak po drugiej 20stce nie ma poprawy i/lub tętno mamy cały czas w granicach 60-80 a jelita "milczą" - pozostaje trailer i klinika niestety, albo zaprzyjaźniony lek wet pieskowy z zapasem morbitalu na 2 lata.
Miałam kilka razy przypadek, że wet odmawia przyjazdu, bo był wcześniej kto inny... albo kto inny przyjeżdża do szczepień, to niech on się męczy z kolką...


Dlatego ja uważam, że dobrze jest mieć w swojej okolicy swojego weta ,,prowadzącego". Który zajmuje się wszystkimi, szczepieniami, zębami i większością rzeczy, a z innymi się konsultować w razie wątpliwości czy potrzeby kontaktu z jakimś konkretnym specjalistą.
Przerobiłam na własnej skórze kolkę w zwykłą niedzielę rano. No niestety jak się w końcu udało do kogoś dodzwonić, kto wyraził chęć przyjazdu było już za późno...
To napiszę kilka rzeczy.
Mam zapas leków różnych, nie zawsze leki pomagają. Pewnie niedługo zaopatrzę się w sondę i będę działać jako lokalny znachor 😉 Bo w ostatnim przypadku jaki miałam ratowałaby być może sytuację szybka sonda, w stanie jaki był bez obstawy naprawdę mocnych leków transport nie wchodził w grę.

Mam zaprzyjaźnionych wetów w niedalekiej odległości. Nie raz już zawiedli w przypadkach nagłych. Na odrobaczenie, szczepienie, RTG, USG zawsze są chętni...
Niestety nie mam tu gdzie jestem teraz opcji transportu na szybko, nie mam rąk do pomocy na miejscu, więc nawet gdybym miała nie dałabym rady konia zapakować... dlatego planuję duże zmiany w życiu, ale nie o tym teraz.

Naście lat temu nie było kliniki działającej 24h. Kilkadziesiąt lat temu wet nie przyjeżdżał do stajni nawet na kastrację, tylko ciągało się ogiera na sznurku pod lecznicę, a po kastracji z powrotem na piechtę...
Wtedy też wszyscy mówili, że nikomu nigdy nie opłaci się końska klinika 24h, bo ile by to musiało kosztować...
Ale dzisiaj mamy kliniki, kastracje lekarze robią w stajni w boksie, albo wozi się konia do lecznicy końskiej z prawdziwego zdarzenia. I dzisiaj się to opłaca i nikogo to nie dziwi...

Tak, najlepiej mówić że się nie opłaca i tkwić w zaścianku.

A podsumowując - Alaska - ja teraz do szczepień i odrobaczeń będę wzywać za każdym razem innego weta, żeby każdy czuł się tym wetem "prowadzącym" stajnię, to może będzie większa szansa na przyjazd w razie co...
desire   Druhu nieoceniony...
12 stycznia 2017 15:38
SzalonaBibi, no mi się wydaje, że się NIE mylisz... Zawiść jest w środowisku nie tylko lek wet, wśród "ludzkich" lekarzy również... Jeden na drugiego patrzy wilkiem, bo to konkurencja rośnie... Miałam kilka razy przypadek, że wet odmawia przyjazdu, bo był wcześniej kto inny... albo kto inny przyjeżdża do szczepień, to niech on się męczy z kolką...

Ja nie miałabym pretensji, gdyby byli weci 24h jeżdżący do kolek za większe pieniądze, tak żeby się opłacało i chciało...
Ubezpieczenia ok, ale ich w PL nie ma.
Wezwania do koni w ciężkim stanie? Tak wzywałam nie raz. W 80% zwłoka w wezwaniu była spowodowana odmową przyjazdu weta i gorączkowym szukaniem innego. A raz ciężki stan był od razu po zauważeniu kolki o 6 rano (obchód nocny był o 3 w nocy), to nie zawsze wina właścicieli, że koń jest tak stworzony, że kolki bywają nagłe i ostre...

Wiezienie do kliniki? Tak, woziłam nie raz. Ale nie zawsze stan konia pozwala na załadowanie go do przyczepy. Są różne sytuacje. A może kliniki 24h powinny mieć coś w rodzaju "karetki" z wetem, który jedzie do przypadku i ew. decyduje o transporcie do kliniki, a jeśli stan beznadziejny to eutanazja na miejscu? Jeśli byłaby taka usługa, ja bym skorzystała.






Odniose sie tylko do pogrubionego.  JA sie czasem takim praktykom nie dziwie. Znam przypadek, gdzie po pewnym weterynarzu od krów i świnek, który stwierdził, że na koniach lepszy biznes - inni musieli przyjeżdżać konie usypiać... I to nie był 1 koń na rok, a z 15 na miesiąc, tamten wet wiedząc że koń do uśpienia wyciągnął jeszcze kase i jechaaał.. a uśpić? - niech ktoś inny przyjedzie, fe.  🤔
Miałam kilka razy przypadek, że wet odmawia przyjazdu, bo był wcześniej kto inny... albo kto inny przyjeżdża do szczepień, to niech on się męczy z kolką...

Mam zaprzyjaźnionych wetów w niedalekiej odległości. Nie raz już zawiedli w przypadkach nagłych. Na odrobaczenie, szczepienie, RTG, USG zawsze są chętni...
Niestety nie mam tu gdzie jestem teraz opcji transportu na szybko, nie mam rąk do pomocy na miejscu, więc nawet gdybym miała nie dałabym rady konia zapakować... dlatego planuję duże zmiany w życiu, ale nie o tym teraz.


To ja może troche na ostro, ale trudno.
To może z Tobą jest coś nie tak, że ci weci nie chcą do kolek przyjeżdżać?
Albo może ja żyję w takim środowisku, gdzie wszyscy są troche normalniejsi. Nie raz nam się zdarzało w stajni jakieś zamieszanie, jakiś nagły problem. Mamy chyba trójke wetów najczęściej nas odwiedzających, którzy przyjeżdżają do nas do stajni, oczywiście każdy do swoich podopiecznych. Ale nigdy jak zaszła potrzeba, nie było problemów, żeby któryś z nich zrobił "nie swojego podopiecznego". Jak była potrzeba, to się brało tego który odebrał, albo mógł najszybciej dojechać, a potem właścicielka dalej sobie leczyła już u "swojego" weta i żaden nam nigdy nie robił problemów, że nie przyjedzie bo to nie jego podopieczny.  🤔wirek:

Tak, najlepiej mówić że się nie opłaca i tkwić w zaścianku.

A z tym sie zgodzę całkowicie, chociaż twój pomysł to trochę takie bicie piany.
E., problem wg mnie zbyt wielu klientów i możliwości przebierania. Na wsi mamy 2 końskich wetów, na rynek weszło 2 nowe osoby. Jeśli mój stały wet nie może przyjechać mówi kto nie jest na urlopie. Czyli między sobą nawet takie drobiazgi potrafią ustalić. Potrafią powiedzieć proszę zadzwońcie do x bo ja nie mogę. Mając konie wiele lat pod W-wa nie spotkałam się z tym. Chyba, że polecanie się pracowników jednej kliniki.

gosiaopti, nie ma u was wschodzących wetów? Takich najłatwiej do siebie przekonać bo budują rynek dopiero.
To ja chyba jak E. w jakimś innym świecie mieszkam. Od 20 lat korzystam z usług tego samego, miejscowego, lokalnego weta i nigdy nie miałam odmowy przyjazdu, czy do kolki, czy do szczepień, czy do rozerwanego kopyta, kaszlu czy czegokolwiek. Zdarzało się, że nie mógł być od razu bo był przy innym koniu (kolka, poród), ale zawsze był jak najszybciej, a zdarzyło mi się  odrywać go od roboty typu szczepienie świń w towarowej chlewni... Od kilku lat przyjmuje też jego syn, który specjalizuje się w koniach i też zawsze przyjdzie do nagłego wypadku, nawet w nocy. I zawsze dzwonią później, żeby upewnić się czy wszystko w porządku. Aż trudno mi sobie wyobrazić, że mogą być takie problemy jak u Was  🤔
Tusia2012, ja mam jednego weta koło 30km od siebie, drugi koło 50km. Zdarzyło się, że jeden był na wakacjach a drugi walczył z jakimś trudnym przypadkiem i miał kilka zgłoszeń kolejnych. Przy podejrzeniu kolki nie czekam kilka godzin, tylko pozostają 2 opcje 1) wet od psów, z alergią na konie ale zawsze gotów mi pomóc lekami i pierwszą pomocą 2) liczyć na to, że dojedzie ktoś z dalszych miast, ale to uciekające godziny.
Na szczęście nie musiałam sprawdzać, jedną kolkę moczową rozgonił mi psi wet lekami. Ale każdy z nas chce mieć komfort psychiczny i wiedzieć, że gdyby coś to jest kilka osób i zawsze jedna dostępna. Nawet w nocy.
Teraz wchodzą na rynek nowi weci, mam nadzieję, że wypełnią braki, bo jeden wet na taki wielki obszar to za mało.
U nas była sytuacja że na czterech porządnych wetów nie przyjechał żaden, tylko jakiś dosyć słaby i tak pozszywał konia że  🙄
Odpukać w pozostałych przypadkach klinik dużo w okolicy, a na Stachowiaków raczej można liczyć, nawet się potrafi zerwac z planowanej wizyty bo pilnie do kolki, ale kto by nie zrozumiał
bera7 ci dwaj moi ulubieni weci to nie jedyni w okolicy ale do nich mam zaufanie. W razie czego mogę dzwonić do najbliższej lecznicy i też poratują. Tylko raz na pytanie czy może zaszczepić mi konie, wet się zdziwił: to konie się szczepi?!, ale to było ze 20 lat temu i on już dawno nie pracuje
Weci od piesków i kotków nie mają alergii na konie -po prostu ich nie leczą bo nie umieją . I jest to NORMALNE . Medycyna weterynaryjna poszła tak do przodu ze lek-wetow od wszystkiego nie ma (i dobrze ).i wbrew powszechnej opinii nie wystarczy przyjechać i głupi zastrzyk zrobić .... Co do dyżurów - znajdzie finansowanie to chętni lekarze się tez znajdą ..... jak słusznie dziewczyny zauważają  . Mysle ze dla lekarzy tez była by to komfortowa sytuacja - ze jakieś zabezpieczenie terenu jest
ivet, mój ma alergię, astmę. Kontakt jego z koniem kończy się podawaniem wapna z kwercytyną i inhalacjami. Oczywiście wiem, że nie mogę od niego wymagać wiedzy rozszerzonej, bo jego kontakt z końmi zakończył się niedługo po zakończeniu nauki. Nie ma też sprzętu do koni. Ale podstawowe leki ma, bo czasem obsługuje krowę czy świnię, zbada, z sondą kłopot byłby, bo nie ma. Ale ... wiedza mu nie zanikła, potrafi ocenić czy to lekka forma czy jest źle. Do szycia też nie potrzeba super wiedzy, więc mi spokojny sen daje świadomość, że mam kogoś kto przyjedzie jeśli tylko nie jest na drugim końcu kraju, albo dalej.
Bera7- Oki rozumiem teraz 😉 . Ale w takim razie to taki mieszany wet  który widuje zwierzęta większe od owczarka niemieckiego 😉  . Ja miałam na myśli typowo miejskich - i tacy wbrew pozorom mogą mieć problem- może nie z szyciem ale ze znieczuleniem do tego szycia już tak.... o niciach i igłach odpowiedniej grubości nie wspominając
ivet, nie wiem jak teraz kształcenie, ale on po technikum a później studia wet. I chyba z tych czasów, kiedy głównie zwierzęta gospodarskie robili. Poszli w małe zwierzęta, bo psiarze. Zresztą nie da się dziś mieć sprzętu do wszystkiego. Trzeba się ukierunkować. Ale wiedza została. Zwłaszcza, że spędził prawie rok w hanowerskiej stajni 😉. A potem się uczulił i unika jak nie musi. Ale pomocy nie odmówi jak inni są niedostępni.
W dużych miastach jest inaczej. W małych większość wetow obsługuje krowy i inne.
Jak trzymałam konie w Podkowie, to nie było problemu. Bardzo dobrze wspominam dr. Szymańskiego - lekarza od wszystkiego (i co z tego, że od wszystkiego, na pierwszy kontakt wystarczał, a konia po mega wypadku pozszywał mi tak, że prawie śladu nie było). Zawsze przyjeżdżał, raz odmówił jak był 300km stąd. Nie pamiętam, żeby kiedyś nie odebrał telefonu, choćby w środku nocy, bo wzywający niepokoił się, że koń tak dziwnie chrapie - okazało się, że ...po prostu chrapał 😉
Potem jeździł dr Samsel. Dzięki niemu mój koń przeżył 2 ciężkie kolki. Przy jednym wezwaniu o 5 rano przyjechał zimą z mokrą głową, bo był akurat pod prysznicem.
Ci doktorzy teraz do mnie nie przyjadą, bo jeden już nie praktykuje wyjazdowo, a drugi siedzi na Służewcu... No a ja się przeniosłam dużo dalej...

Więc to chyba nie ze mną jest coś nie tak, skoro tamci przyjeżdżali. Od jakiegoś czasu po prostu zmieniłam wetów, bo zmieniłam lokalizację... chyba wybór nie do końca był trafiony 🙁

Piszecie, że to bicie piany, to co proponuję... może trochę tak, przynajmniej na ten moment i w tej okolicy...
Kilka lat temu ze znajomą chciałyśmy stworzyć coś na wzór "ludzkiego" 112, taki weterynaryjny nr alarmowy. W razie nagłego przypadku dyspozytor załatwia za klienta kontakty z wetami i wysyła tego, który może dojechać i jest najbliżej/najszybciej.
I wiecie o co się rozbiło? Nie o kasę, czy brak potencjalnych klientów, ale o brak wetów, którzy chcieliby współpracować w takim zakresie...
Nie wiem co się podziało w tym środowisku? Czy aż tak duża jest zawiść między wetami? Kiedyś rozmawiałam o tym z Ludą, bo ona próbowała zrobić takie 24h... Brak wetów, do współpracy...

A o przypadku, że wet nie przyjedzie, bo był ktoś inny wcześniej - świadkiem takiej akcji byłam kilkakrotnie (nie tylko u siebie) i nie dotyczyło to konowała ze wsi, tylko kolegi hipiatry, bo to przecież konkurencja  🤔

edit:
to jeszcze do E. - też na ostro. O tych przypadkach, że weci nie chcą przyjechać do kolki pisałam bardziej ogólnie, bo problem jest nie tylko u mnie. Tu nie chodzi o to, że ja chcę oczernić np. Twojego kolegę weta. Nakreślam problem, że takie przypadki zdarzają się nagminnie. Jeśli komuś się nie zdarzyły, to nie życzę tego pierwszego razu, bo nie zdarzyły się z powodu "farta". Ja takie przypadki znam nie tylko od siebie, ale z wielu stajni, również u koni o wartości sześciocyfrowej, w super wypasionej stajni (wtedy pojechała jedna wet z innego regionu, która była akurat na urlopie u mnie, bo nikt z okolicy nie mógł dojechać...).
Więc nie wiem E. czy to tak ze mną jest coś nie tak, czy jednak problem leży gdzie indziej...
To że ktoś nie chce przyjeżdżać po kimś wynika chyba nie tylko z obawy o konkurencję... Jeśli się coś złego wydarzy i właściciel pacjenta będzie chciał dochodzić praw w sądzie jeśli uzna, że lekarz zawinił... Chcą uniknąć przepychanek "kto naprawił, kto popsuł". Ludzcy lekarze też starają się unikać czegoś takiego - często jak się wypiszesz ze szpitala na własne żądanie to nie chcą przyjąć drugi raz a, nie daj boże, w innym szpitalu.

A jeśli chodzi o dyżury to dalej uważam, że w grę wchodzą głównie pieniądze - kto miałby płacić dyspozytorowi za koordynowanie? Czy weterynarze mieli by się deklarować, że są dostępni w danym okresie (jeśli tak, jest to dyżur - kto ma płacić?); czy byłoby to polowanie "kto odbierze" (czym to się wtedy różni od prywatnych telefonów klienta?).
Szalona Bibi, choćby tym, że taki dyspozytor ma więcej kontaktów niż prywatny klient i miałby wiedzę, który wet jest na miejscu, a który w danym dniu nie pracuje. No i tu potrzebne są deklaracje i współpraca między wetami. Kasa zawsze się znajdzie, nie martw się o to. Kasa to zawsze jest najmniejszy problem...

Już nawet mamy pogotowie utylizacyjne działające 24h. Ja się dowiedziałam o tym niedawno. Też ktoś za to przecież płaci, że siedzi dyspozytor i odbiera telefony i wysyła samochód po odbiór...
Jeżeli masz jakiś innowacyjny super pomysł to fajnie... Tylko chcąc coś zorganizować musisz dokładnie podać źródło finansowania a nie beztrosko stwierdzić:

Kasa zawsze się znajdzie, nie martw się o to. Kasa to zawsze jest najmniejszy problem...


I ja nie piszę tego złośliwie, to stwierdzenie faktu.
Pewnie duże zapotrzebowanie na rynku w końcu tego typu rozwiązanie stworzy... Ale tylko na zasadzie popytu/podaży a nie narzucone "odgórnie" przez powiatowego/wojewódzkiego/związek hodowców...
gosiaopti- dopytaj Ludy czemu weci nie byli chętni do czegoś takiego... ja wiem czemu, wiem też czemu niektórzy z jednymi chca być w zespole z innymi nie. I bzdury mówisz, że kasa to najmniejszy problem.  Pomyśl od innej strony- tu nie chodzi o kasę jaką ty mozesz zapłacić za kolkę tylko o kasie jaką stracą siedząc całą noc przy kolce za 500-800zł i będąc nieprzytomnym rano. Rachunek prosty pakiet szczepień dla 10 koni, plus robale lub jakiś tuv czy badanko ortopedyczne ...
W kwestii utylizacji- oni mają dopłaty, odbiorców odpadów itp. często "biją się" o odpady zwierzęce...Do znajomych po 500 kurczaków jechali w środku nocy...
Popyt jest, gorzej z podażą 😉
Ja nie twierdzę nic beztrosko, tylko jak są chęci i zapotrzebowanie, to kasę zawsze można wykombinować. Gdybym tak nie twierdziła, to w życiu nie miałabym koni/ nie maiłabym siodła i innego sprzętu/ nie maiłabym stajni/ nie miałabym samochodu prosto z salonu itd itp. Tylko klapki z oczu trzeba czasami zdjąć...

Karla, dopłaty z nieba nie spadają, o to się też trzeba postarać.
Wiem dlaczego weci nie chcą współpracować, powodów jest wiele, różnych.
Tak, rozumiem, że lepszy biznes jechać na badanie rtg, albo ze szczepieniami. Tylko jest jeszcze coś takiego jak powołanie żeby leczyć i ratować życie. A może już nie ma?
W każdym zawodzie jest powołanie-każdy robi to w czym czuje się najlepiej (lub stara się to robić, bo czasem jest tak, że robi na co jest w danym momencie rynek), ale rozlicza się tylko wetów i czasem lekarzy. Powołaniem i chęcią ratowania życia się nie utrzymasz, nie kupisz leków i sprzętu by ratować kolejne zwierzęta, nie będziesz mieć kasy by żyć na odpowiadającym ci poziomie. Proste. I nie możesz mieć o to do nikogo pretensji. Mnie nie dziwi podejście moich kolegów, to jak się zachowują niektórzy właściciele często woła o pomstę do nieba. Są nazwiska, do których z zasady już żaden wet nie podjedzie, choćby ktoś płacił milion monet, choćby krzyczał o powołaniu i innych bzdetach...
Ale chyba nie piszesz do mnie o tych bzdetach?  😉

Ja to rozumiem i nie mam pretensji, że ktoś chce zarabiać. Więc może niech weci biorą więcej za przyjazd do kolki, żeby im się "chciało"?
Wiem, że to trudny zawód, wiem ile jest formalności i papierologii, którą trzeba ogarnąć. Wiem, że klienci są trudni - jak wszędzie, jak w każdej niemal pracy.


edit:
ja trochę nie rozumiem tej dyskusji. Mam wrażenie, że Karla czuje się atakowana przeze mnie... Napisałam do W-MZJ, bo może ktoś będzie miał jakiś pomysł, bo potrzeba jest. Jak będzie pomysł, to może gdzieś pozyska się pieniądze. Dla wetów, m.in. dla Karli.

Więc w czym jest problem? Kogoś tu obraziłam?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się