Koniec z jeździectwem?

Ja w sumie zaczęłam się w tym wszystkim gubić... Mam konia w dobrej stajni, tylko praktycznie nie mam trenera i nie mam jak wsiadać na inne konie... Chcę się rozwijać, coś osiągnąć, jeździć na zawody, a tymczasem stoję w miejscu, bo nie mam na tyle umiejętności aby poradzić sobie z bardzo ambitnym, aczkolwiek nie łatwym koniem. Czasem jedynie z trenerem skaczę, bo na więcej nie mam pieniędzy i nie ma innego trenera w okolicy... W mojej stajni większość osób jeździ "sportowo", rozwijają się i wyjeżdżają na zawody. A ja tylko się frustruje... Czym bardziej chcę coś z koniem osiągnąć, tym bardziej się dołuję bo jednak mi nie wychodzi, a innym tak. Co odbija się na mnie... jeżdżę gorzej i koń gorzej chodzi. Przychodzą mi myśli żeby sprzedać swojego konia (i tak jest wystawiony na sprzedaż) jak najszybciej (bo jazda jest przyczyną moich załamań) i ostatecznie skończyć z jeździectwem (może powróciłabym gdybym skończyła studia, znalazła pracę i ustabilizowała swoje życie). Nie chcę jeździć rekreacyjnie, wyjazdy w teren dla funu mnie nie bawią, a w okolicy nie ma stajni gdzie można jeździć sportowo. Chcę się rozwijać, pracować z koniem... Patrzę na osoby z mojej stajni i im zazdroszczę, bo widzę, że idą do przodu, a ja nic... kolejny rok się z koniem szarpię... Miałam plany jeździć na zawody w tym roku.. ale po co... nic sobą nie reprezentuję i nie mam nikogo kto by mnie poprowadził.
A może na wiosnę wszystko się rozwiąże i znowu zacznę czerpać radość z jazdy? Hala zawsze mnie frustruje...
Ja w sumie zaczęłam się w tym wszystkim gubić... Mam konia w dobrej stajni, tylko praktycznie nie mam trenera i nie mam jak wsiadać na inne konie... Chcę się rozwijać, coś osiągnąć, jeździć na zawody, a tymczasem stoję w miejscu, bo nie mam na tyle umiejętności aby poradzić sobie z bardzo ambitnym, aczkolwiek nie łatwym koniem. Czasem jedynie z trenerem skaczę, bo na więcej nie mam pieniędzy i nie ma innego trenera w okolicy... W mojej stajni większość osób jeździ "sportowo", rozwijają się i wyjeżdżają na zawody. A ja tylko się frustruje... Czym bardziej chcę coś z koniem osiągnąć, tym bardziej się dołuję bo jednak mi nie wychodzi, a innym tak. Co odbija się na mnie... jeżdżę gorzej i koń gorzej chodzi. Przychodzą mi myśli żeby sprzedać swojego konia (i tak jest wystawiony na sprzedaż) jak najszybciej (bo jazda jest przyczyną moich załamań) i ostatecznie skończyć z jeździectwem (może powróciłabym gdybym skończyła studia, znalazła pracę i ustabilizowała swoje życie). Nie chcę jeździć rekreacyjnie, wyjazdy w teren dla funu mnie nie bawią, a w okolicy nie ma stajni gdzie można jeździć sportowo. Chcę się rozwijać, pracować z koniem... Patrzę na osoby z mojej stajni i im zazdroszczę, bo widzę, że idą do przodu, a ja nic... kolejny rok się z koniem szarpię... Miałam plany jeździć na zawody w tym roku.. ale po co... nic sobą nie reprezentuję i nie mam nikogo kto by mnie poprowadził.
A może na wiosnę wszystko się rozwiąże i znowu zacznę czerpać radość z jazdy? Hala zawsze mnie frustruje...


A wiesz ile ja czasu jeździłam bez trenerów?
znaczy miałam wielu, ciągle się zmieniali, bo nie przyjeżdżali, albo bywali tak nieregularnie że nic się nie działo.
A hala? marzy mi się od lat, ale jestem skazana na wiatr, deszcz i zimno 😉) cieszę się z kazdego z dnia z końmi! Wiadomo, że czasem się wkurzam, że coś mi nie wychodzi, ale uczymy się całe życie 😉
tylko ja mam wrażenie, że czas, w którym mogłabym rozwijać się jeździecko i coś tam postartować przelatuje mi przez palce  🙁 Teraz mogę jeszcze konkretnie pojeździć rok (bo potem matura, będzie trzeba ograniczyć konie) i zapewne nic przez ten rok nie pójdę do przodu... No frustruje mnie to i mam ochotę rzucić to w ...
kochana, potraktuj to jak rade od straszej kolezanki🙂
nie mam swojego konia, ale od studiow jezdze regularnie. na studiach bylo duzo nauki, bo uczelnia techniczna, w dodatku w weekendy dorabialam sobie zeby miec za co jezdzic🙂 wydawalo mi sie, ze mam malo czasu, ze jezdze malo, ze robie male postepy🙂 myslalam, ze jak pojde do pracy bedziej wiecej pieniazkow zeby sie rozwijac, no i czasu, praca na etacie ma swoje godziny przeciez a nie jak zadzwonia tak lece do roboty😉
teraz pracuje. nie mam czasu, bo etat swoje a pracodawca swoje, moze pieniazkow troche wiecej, ale wydatkow za to miliard 🙂 jezdze, ale tesknie do tych czasow kiedy moglam byc w stajni 4 razy w tyg 🙂
Wykorzystaj ten czas ktory masz 🙂 bo bedziesz potem zalowac, ze kiedy nie mialam nawalu obowiazkow, rachunkow do zaplacenia, rzeczy do zrobienia - nie wykorzystalas tego, chociazby na czerpanie radosci z konia🙂
nopebow, a co do frustracji, to przypomnę ci, że na Mistrzostwo Olimpijskie w jeździectwie czas jest... do osiemdziesiątki 🙂
chyba macie rację... muszę trochę wyluzować i cieszyć się z samej jazdy, a jak będą wyniki będzie fajnie, a jak nie... to nie.  😉 nowy rok, nowe nadzieje i mam nadzieję nowe podejście do jazdy  😉
i tak trzymac  😅
mnie tez czasem nachodzi handra, czasem , szczególnie po entym upadku z konia, mówie sobie dosc. Stara jestes ,kręgosłup masz do bani a do tego konia oszołoma. Ostatnio jest mega niespokojna ,nie do utrzymania. A jeszcze znajoma z którą  byłam na wspolnym wypadzie nagadała mi do sluchu.Ze niby kazdy panuje nad moim koniem tylko nie ja,ze musze wrócic do podstaw itp itd. No i..poprosilam moja ternerkę (zajmuje się lunarem) aby wsadziła swoje literki na moja kobyłe i zobaczyła czy to ze mna cos nie halo czy z koniem. O godz 10-tej mam telefon do pracy "Monia, pogieło ta Twoja kobyłe, przewiozla mnie rowno po krzakach,miedzy drzewami. nie, nie spadłam ale wociłysmy obie mega zmęczone". Zaczelam sie smiac i ...zastanawiam sie czy przypadkiem przynajmniej z tym koniem nie dac sobie luzu. Szczególnie przed rują wyjazd na niej to istny horror, tylko w tym starym roku 7 razy "katapultowałam sie" z niej.
Ale pozniej hadra mija, kon staje się spokojny i znów wszystkow raca do normy. Nie, nie zrezygnuje z jazdy konnej, chyba do 100-tki, dopuki dam rade wsiąsc bede jezdzila.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
01 stycznia 2012 17:25
szczególnie po entym upadku z konia,

to po co wsiadasz na jakieś świrnięte, nieogarnięte i nieujeżdżone  konie w dodatku nie za bardzo panując nad techniką jeździecką. 😲
dobre pytanie, sama nie znam na nie odpowiedzi. Czasem jest wspaniała, sa dni kiedy włocże się z nią godzinami po lesie i nie ma wtedy grzeczniejszego, kochanszego konia. Lubię takie wypady, lubie jak jest rozluzniona , jak jestesmy same w terenie. Sa jednak i takie chwile gdy normalnie sie zalamuje , ale Elu to mój kon i jakos muszę sobie z tym problemem poradzic.Dlatego porosiłam i prosze o pomoc lepszego od siebie.Osobe ktora spokojnie nad nią zapanuje.
Czasem sie zastanawiam , czy to nie problem z jej "gospodarką hormonalną"
Dlatego Elu wlasnie pisalam ,ze dopada mnie handra i czasem mam ochotę zrezygnowac z jazd. Brak czasu na doszkalanie, (praca, praca i jeszcze raz praca) do tego mega kłopoty z kregosłupem
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
02 stycznia 2012 08:24
no od zawsze jeździłam na kobyłach i przyznam  że żadna z nich nigdy przenigdy się jak świr nie zachowywała ze względu na "gospodarkę hormonalną". zamiast rezygnować z jeździectwa (które jak mniemam sprawia ci przyjmność) po prostu jeździj na normalnym , stabilnym i przewidywalnym koniu
Podobno re-voltowe kciuki mogą zdziałać cuda, więc bardzo proszę o trzymanie!
Troszkę zaryzykuję, dostałam może nie zielone ale żółte światło  😉 na powolutkie wracanie do jazdy konnej. Z góry zostałam ostrzeżona, żebym się za bardzo nie nakręcała na jakikolwiek powrót a raczej jednorazową jazdę alee... tak bardzo chciałabym wierzyć, że jednak krok po kroczku będzie to powrót!
w piątek jadę do stajni!!!
Są kciuki! Mocno!
Ode mnie też kciuki!
kciuki!
Faza- jakieś dwa lata temu byłam w  podobnej sytuacji- wałach którego jeździłam ok roku coraz bardziej świrował, po wywrotce w terenie przestałam jeździć w ogóle w teren ze strachu, że następnym razem mi zwieje i wpadnie pod samochód. Na placu przed stajnią było beznadziejnie, bo plac wąski, koń wielki, na łące dostawał szału, bo obok boisko sportowe, plac zabaw. Koniec końców wychodziło tak, że wiecej go lonżowałam niż jeździłam. Kobyły akurat były przed wyźrebieniem. Wtedy odkryłam hucuły 🙂
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
17 stycznia 2012 11:20
dumkowa
Również trzymam kciuki 🙂
ja też miałam chwile zwątpienia. Tego samego konia mam już od 8lat, koń - cudo, spokojny, ułożony itp itd.
Nadszedł jednak czas, kiedy stał koło domu w stajni (ostatnie 4 lata), codzienne sprzątanie, dbanie, dowożenie siana, słomy, niestety brak poidła, więc i pojenie z wiadra, koń jako przytulak i pieszczoch codziennie doglądany, padokowany, latem pastwisko, ale coś się we mnie zablokowało, 3 lata temu przestałam regularnie jeździć, koło konika wszystko robiłam, ale nie wsiadałam.
Nie wiem, czy w tym wszystkim zabrakło już energii na jazdę, czy może brak towarzystwa do jazdy.. nie wiem, w czym tkwił sęk, wcześniej stacjonowaliśmy tylko w pensjonatach, stajniach sportowych, a po przeprowadzce "do domu" jakoś brakło tego "czegoś".
W ten piątek (13!) przeprowadziliśmy się do pensjonatu, koń ma towarzystwo koni, a ja już 2x na nim jeździłam. Może coś się przełamało? Może idzie ku lepszemu? Oby. . .
Ja kilka razy rezygnowałam. Najczęściej przez moich "instruktorów". Mieszkam przy samej stajni i po dłuższej przerwie (najdłużej wytrzymałam chyba 4 miesiące) jak widziałam konie na padoku to łzy same mi napływały do oczu i biegłam znów na jazdę. ;d
Sunny- a gdzie trzymasz teraz konia?
w niedużym pensjonacie pod Kielcami.
Znasz te okolice?
z Kielc jestem, mam działkę w Strawczynie. A Twój koń to nie miał wybiegu w Kostomłotach tam za sklepem z częściami samochodowymi?
taaak, tak! to mój łaciuch 🙂
A teraz stoi w Oblęgorku. A Ty gdzie masz konia?
odpowiem Ci na PW bo za OT nas dojadą 🙂
Sunny, ja myślę, że to, o czym piszesz to kwestia zmęczenia i możliwości doglądania konia cały czas. Ja przez pierwszy moment posiadania konia u siebie prawie nie wsiadałam. Czemu? Bo musiałam posprzątać w stajni, na padoku, sprawdzić codziennie pastuchy, pościelić, dać sianko, wypuścić, sprowadzić, dać owies i witaminy, zająć się domem, posprzątać na podwórku. Poza tym nie mam hali. Świetną wymówką zawsze była pogoda. Brakowało mi towarzystwa ludzi. Podglądania ich, rozmów, rywalizacji, towarzystwa, żeby z kimś pogadać, wspólnie nawet postępować. Zaczęło się zmieniać, kiedy znajomi nas namówili na zrobienie "pensjonatu".
Oni jeźdżą inaczej, więcej wyjeżdżają w tereny niż pracują, ale zawsze jest z kim pogadać, postępować wspólnie. Rywalizacji nadal brak, nie ma jak "popodglądać" lepszych. Chociaż z drugiej strony - bywam w innych stajniach, u znajomych. Chyba na razie nie zamieniłabym stajni przy domu na pensjonat. Może zatęsknię jeszcze mocniej i przestawię konia do pensjonatu, chociażbyłoby mi z pewnością bardzo dziwnie, wychodząc na podwórko rano i nie słyszeć koni.
konikikoniczynka, dla mnie stajnia to teraz strefa do której nie podchodzę, posprzątałam ostatni raz i od tej pory nie zbliżam się do tego miejsca, pusto mi bez niego, ciężko tak z dnia na dzień się przestawić, że jego tam nie ma. Jakby ktoś umarł.
Na szczęście trafił w miejsce gdzie codziennie jest padokowany, ma towarzystwo stada, choć na razie jest na uboczu - wiadomo.
Z jednej strony ciężko mi było zrezygnować z jego obecności tak "non stop" koło domu, a z drugiej cieszę się, że ma inne konie, no i to, że będę częściej jeździć, będę miała też z kim jeździć.
Choć na razie smutek przeważa.
nopebow a dlaczego nie poprosisz kogos ze stajni zeby Ci pomagal? Jesli sa inni ktorzy robia postepy i jezdza sportowo to znaczy ze jakies mozliwosci sa, ktos musi im pomagac tez. Zawsze mozesz spytac kogos kto Twoim zdaniem dobrze jezdzi czy za jakies nieduze pieniadze raz na jakis czas na Ciebie popatrzy?
Jestes w dosc komfortowej sytuacji, bo masz innych ludzi w stajni. Ja przez wiele wiele lat bylam jedyna osoba w stajni (agroturystyka na totalnym zadupiu), czasem udalo sie zalapac na jakies treningi, a tak to bylam ja i konie. I tez nie chcialo mi sie w koncu jezdzic bo tez nie widzialam sensu. Wolalam po prostu z konmi posiedziec, popielegnowac, i chociazby dla tych czynnosci w towarzystwie koni warto jest ten czas "poswiecic". Teraz tego nie mam i bardzo mi tego brakuje. Nie jazdy, koni samych w sobie.
Takze bierz d w troki i dzialaj 🙂
Sunny, jeśli to zmiana na dobre - czemu nie? Na szczęście koń cały i  zdorwy i to jest najważniejsze 🙂 Może na urlop/wakacje zabierać go do siebie? 🙂
chyba nie chciałabym mu fundować takich stresów jak przeprowadzka na "tymczasem".
Przeprowadzałam się już z polskiego pensjonatu do Niemiec, bardzo się stresował, wróciliśmy do Polski, do własnej stajenki, też się denerwował, teraz przeprowadzka do pensjonatu.. Nie chcę go narażać na stres.
Martwię się teraz tym, że będzie miał mało towarzystwa człowieka, jak był w domu, to zaglądałam do niego często, ot choćby "poczesać ogonek". Teraz będzie miał mniej towarzystwa.
Na forum tutaj przeczytałam czyjąś wypowiedź, że po takiej przeprowadzce koń schudł z nerwów, bo miał mniej ludzkiego towarzystwa, do którego był przyzwyczajony..
Stresuję się tym bardzo
Hehehe... gdybym ja nic innego w życiu nie robiła, tylko zajmowała się końmi, to bym pewnie jeździła. 😁 A tak zawsze coś do zrobienia... Choć podejrzewam, że w pensjonacie byłoby dokładnie to samo - przyjechałabym, wyczyściłabym, przegoniłabym na padoku i sru do domu uczyć się. Nie wiem co ja zrobię za rok...

Sunny, Nie martw się. Jeśli ma końskich kumpli, to na pewno nie zapłacze się za ludzkim towarzystwem. Mój koń się zrobił dużo bardziej radosny, zadowolony oraz... spokojny, odkąd mieszka z towarzyszem. Fakt, faktem, w ciągu tygodnia zdążył schudnąć, co tak był przejęty tym towarzystwem 😉 ale teraz ma takie fajne szczęśliwe oko, więcej się rusza. Mnie tam i tak nie olewa, dalej kocha i w ogóle 😉, ale widać, że mu końskie towarzystwo bardzo dobrze robi. Ludzkie jest jako fajny dodatek jedynie.
Sankaritarina, dzięki, podniosło mnie to na duchu
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się