Aborcja - dyskusja

Dementek   ,,On zmienił mnie..."
19 maja 2016 20:02
halo- Ale kobieta, która nie wie, że jest w ciąży (bo to dopiero początek) i poroni samoistnie (często weźmie to za zwykły okres) to co, też jest winna, że poroniła? Kurczę, tworzysz jakieś herezje...
Jeśli będzie wiedziała, że jest w ciąży i podejmie decyzję: ,,urodzić, czy nie?", to wtedy dopiero sama będzie roztrzygała (jak to nazywasz) dać życie lub zabrać życie (bez względu na to, na jakim etapie ciąży jest).
lossuperktos, dzięki Bogu nie żyjemy w społeczeństwie, które kwestie zabijania ludzi zostawia indywidualnemu sumieniu.

Dementek, jak może być winny ktoś, to nic złego nie zrobił?
Jakie "herezje"? Przecież np. lossuperktos twierdzi, że to wie każde dziecko. Że aborcja to zabicie człowieka.

zduśka, delikatnie mówiąc, jesteś skrajnie niegrzeczna. Obawiam się, że ja mówię jak jest - po prostu, "po imieniu". Natomiast ty...
Co ma demokracja do zabijania? Ano - ma. Prawo zakazuje. W większości przypadków.
A zabijaj sobie własne dzieci ile chcesz! Przecież ci nie bronię? Tylko nie mów "moja macica - moja sprawa" bo nie tylko twoja. Także twojego potomka. I także moja. Bo nie chcę państwa, które promuje zabijanie.
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
20 maja 2016 03:24
Halo no hmm...niegrzeczna- no niech Ci będzie. I faktycznie jesteś typowym betonem i osobą, z którą na pewne tematy nie powinno się dyskutować. Niestety takie to cale społeczeństwo co głosowało na ten wspaniały pis i rezydenta  😉 ja ta gorszego sortu  😜

Niedługo w naszym kraju zamiast do szpitala będą nam najpierw wozić do kościoła aby to bóg zadecydował czy to juz czas na śmierć czy jeszcze nie   😀

🤔wirek:
lossuperktos, dzięki Bogu nie żyjemy w społeczeństwie, które kwestie zabijania ludzi zostawia indywidualnemu sumieniu.


Jakie "herezje"? Przecież np. lossuperktos twierdzi, że to wie każde dziecko. Że aborcja to zabicie człowieka.

zduśka, delikatnie mówiąc, jesteś skrajnie niegrzeczna. Obawiam się, że ja mówię jak jest - po prostu, "po imieniu". Natomiast ty...
Co ma demokracja do zabijania? Ano - ma. Prawo zakazuje. W większości przypadków.
A zabijaj sobie własne dzieci ile chcesz! Przecież ci nie bronię? Tylko nie mów "moja macica - moja sprawa" bo nie tylko twoja. Także twojego potomka. I także moja. Bo nie chcę państwa, które promuje zabijanie.

Moja macica-moja sprawa. Tak właśnie. Nie wiem halo, czy Ty to robisz złośliwie, czy nie rozumiesz słowa pisanego, czy to celowy zabieg w celu rozmydlenia dyskusji. Nigdzie nie napisałam, że zarodek to człowiek. Zarodek BĘDZIE człowiekiem. BĘDZIE, jeżeli kobieta tak zdecyduje. Aborcja to usunięcie zarodka. Niedopuszczenie do zaistnienia życia. Tak jak nasionko będzie rośliną, jajko będzie kurą, a kijanka żabą. Będzie, jeżeli zaistnieją ku temu sprzyjające okoliczności. Rozumiem ból dupy u kościółkowych i samców alfa z przerośniętym ego, że jest na tym świecie coś o czym może zdecydować tylko kobieta. Ciebie nie rozumiem, ale nie muszę. Ludzie są różni, a ja jestem tolerancyjna (tak, znam definicje tego pojęcia, nie musisz mi tłumaczyć). Jak nie chcesz państwa, które "promuje zabijanie"wyprowadź się do Salwadoru.  Idąc Twoim tokiem rozumowania, każda kobieta w wieku prokreacyjnym świadomie nie podejmująca współżycia, lub stosująca antykoncepcje, zabija człowieka. No bo przecież potencjalnie może dać życie, a tego nie robi. Proponuje zainicjować akcje : "I Ty możesz urodzić dzieciątko dla prezesa" Do roboty! Gratuluje Ci halo. Dzięki Tobie ta dyskusja została doprowadzona do granic absurdu.
espana, nie sa informowane ale czesc szpera i gugluje. Niestety moja znajoma przez to przechodziła (serduszko przestało bić i została skierowana do szpitala na wywołanie poronienia). Miała świadomość co jej sie należy ale psychicznie znosiła cała sytuacje bardzo zle. Z powodu rożnych problemów z płodnością chciała zrobic badanie płodu pod względem genetycznym, zeby wiedzieć na czym stoi. Od personelu usłyszała drwiące "to proszę sobie złapać" wiec po tym tekście dała sobie spokój. Dodam, ze szpital wojewódzki, a ona była prywatna pacjentka ordynatora, to moze da obraz jakie nastawienie maja szpitale do problemu.
Aborcja to usunięcie zarodka. Niedopuszczenie do zaistnienia życia.

A to zarodek nie jest żywy?
[quote author=Murat-Gazon link=topic=60588.msg2545573#msg2545573 date=1463727763]
Aborcja to usunięcie zarodka. Niedopuszczenie do zaistnienia życia.

A to zarodek nie jest żywy?
[/quote]
A może żyć poza organizmem matki?
Aha. Takie kryteria.
Nie było pytania.
:kwiatek:
Pewnie całej tej dyskusji by nie było, gdyby zagorzali katolicy zajęli się swoimi sprawami, a nie sprawami innych. Skoro zwierzchnik kościoła mówi, że państwa powinny być laickie to czemu jajko wychodzi przed kurę? Fanatyzm, narcyzm i wiara w swoje nadprzyrodzone umiejętności i bycie zbawicielem zabłąkanych duszyczek to cechy tych, którzy chcą być bardziej katoliccy niż papież.
http://polska.newsweek.pl/papiez-franciszek-o-panstwie-wyznaniowym-i-laickim-wywiad-gazeta-la-croix-,artykuly,385835,1.html
Moze Franciszek przestrzega Szwecję, ze zle skończy? 😉
Tak, najwyraźniej są kłopoty z semantyką. Powszechne.
To tak dla tych, którzy sądzą, że gdy się rozmawia, to da się coś ustalić.
Uhm. W niektórych tematach może tak. W tym - nie.

lossuperktos i zduśce się udało. Złóżcie im gratulacje. Nie jestem w stanie rozmawiać na takich założeniach. Że embrion jest martwy albo jest jajkiem czy kijanką (czy kawałkiem paznokcia, jak tu padło). Że ktoś uważa, że życie powstaje przed poczęciem. W XXI wieku tak uważa.

Nie. Niezależnie jak byście tego nie chciały, takie są FAKTY. W momencie poczęcia zaczyna się LUDZKIE ŻYCIE. Które nieuchronnie zakończy się śmiercią. Pytanie kiedy. Owszem, można prowadzić dyskusje na ile to życie podlega ochronie dopóki nie jest w stanie istnieć samodzielnie (o ile Ktokolwiek jest w stanie istnieć Zupełnie samodzielnie; podobno nie, podobno nikt). Ale nawet przy takim założeniu, że dopóki podtrzymuję życie i nie przetrwa poza moim organizmem mam prawo skazać je na śmierć, w XXI wieku mamy problem: Szpital szczyci się ratowaniem noworodków urodzonych w 22 tyg. Szpital "wywołuje poród" w 24 tyg. - skazując noworodka na śmierć, bo jest niechciany. Różne życia?

Przypomnę tylko, że to o czym uparcie piszę nie ma nic wspólnego z poglądami religijnymi czy filozoficznymi. Czysta biologia. O której, podobno, każdy uczy się w podstawówce. To mnie zadziwiło w tej "rozmowie" i wywołało mój upór. Jak to może być, że współczesna, wykształcona kobieta... gada bzdury, bo inaczej trudno to nazwać. Że embrion nie jest żywy itd. Że nie jest człowiekiem (To kim jest? Przecież jest kim jest - ludzkim embrionem, potomstwem swoich rodziców, matki i ojca, ŻYWYM - dopóki żyje; przecież da się dziś określić, czy embrion jest żywy czy martwy). Jak to możliwe, że przy całej edukacji seksualnej i biologii w szkołach można mówić takie rzeczy? Ale już wiem. Jeśli ktoś NIE CHCE wiedzieć, to wiedział nie będzie, nieważne jak będzie anachroniczny. A to adresuję do tych, którzy twierdzili, że edukacja w czymkolwiek może pomóc.

Tu mało kto pisze: Mam prawo zabić swoje dziecko w stadium embrionalnym, bo jego życie zależy tylko ode mnie, więc mam takie prawo, i wara innym. W dodatku sama natura tylko części embrionów da szanse na życie, więc czemu nie mogę jej pomóc w uśmierceniu? Z tym można dyskutować, ale pogląd spokojnie mieści się w głowie. Twierdzenia, że: "to" nie jest człowiek (w stadium embrionalnym), że "to" nie jest żywe, że "to" nie jest moje dziecko - zwyczajnie nie mieszczą się w głowie. W XXI wieku.

To kiedy dziecko staje się dzieckiem? Gdy ubiorę w ciuszki? Czy gdy "zakocham się" w czasie USG? (a bywa, że już w początkowych tygodniach). Moje dziecku w 8 tyg. jest ukochanym maleństwem a czyjeś w tym samym wieku rozwojowym jest "zlepkiem komórek"?
Nie zgadzam się na to, żeby o tym czym jest ludzkie życie (we wszelkich stadiach) decydowało to, czy jest to życie chciane czy niechciane. Żeby to "chęć" decydowała o nazywaniu, prawach, istnieniu, o życiu i śmierci. Tak nie jest, i nie będzie. Że mocno chcę, żeby moja teściowa sczezła, nie daje mi prawa do zabicia. Dlatego na całym świecie państwa ingerują w sprawy życia i śmierci, w tym embrionów i płodów. Dlatego na całym świecie ogranicza się prawo do aborcji do określonych przypadków (bardziej lub mniej "liberalnie"😉. To nigdzie nie jest zupełnie "dowolne". Prawo w PL chroni matki. Choćby w ten sposób, że nie karze matek za aborcję. Można rozmawiać o zakresie koniecznej ochrony, dzieci, matek. Ale postawa: "Nie chcę, więc sczeźnij "zlepku komórek" - i chcę mieć to zrefundowane", no... Wg. mnie to przegięcie. Tzn. rozumiem, że ktoś tak może uważać, ale nie chciałabym się z kimś takim przyjaźnić. Choćby dla własnego dobra.

Wybaczcie mi "dręczenie". Już nie będę. Uległam szokowi poznawczemu, i tyle.
Po prostu "wykłócasz się" o nazwę. A nie o sam fakt- czyli aborcję.
Tu mało kto pisze: Mam prawo zabić swoje dziecko w stadium embrionalnym, bo jego życie zależy tylko ode mnie, więc mam takie prawo, i wara innym.

halo, ja tak piszę, od początku tej dyskusji. Póki jest we mnie, jest ode mnie całkowicie zależne. I to ja decyduje. Jak zdecyduje urodzić, to będę dbać i hołubić przez całe życie. I nic, ale to nic nie jest w stanie bardziej mnie zszokować, jak stwierdzenie obrońców życia poczętego, że zawsze można oddać...Swoje własne dziecko???? 9 miesięcy noszone pod sercem i w bólach urodzone? To dopiero jest zbrodnia. Skazać żywe, czujące, potrzebujące miłości dziecko na poniewierkę i los niepewny? Dla prolajfowców to jest ok. A usunięcie zarodka to morderstwo. Pogratulować logiki...i empatii
lossuperktos, skazać na poniewierkę to się nie da, bo co? Własne serduszko będzie bolało? A zabić to już można? Bo jak się własny mózg oszuka to nie będzie serduszko bolało?
Ok, jeszcze napisz: Ja decyduje o tym, że zabijam, ja decyduję o jego śmierci. Nie samo "ja decyduję".
Czyli może jednak jasno deklarujesz, że śmierć jest lepsza od życia? Dla dziecka, tego "biedactwa skazanego na poniewierkę".
To jest paradne: "skazać żywe..." Nie no, jasne. Lepiej skazać żywe, żeby było martwe.

tunrida, bo za nazwą wiele się kryje. "Man gave names to all the animals, in the begining..."
Ale fakt, nie o to, JAK powinny być regulowane decyzje o aborcji, ale o to, że Jakoś powinny być regulowane. O to, że najmłodszym ludziom należy się jakaś ochrona. Choćby w takiej postaci, że matka musi się nieco postarać, żeby zabić to swoje "tycie-tycie" dziecko. I jednak wychodzi na to, że jestem pro-life, nie pro-choice. Uważam, że życiu należy się szacunek, i że to nic dziwnego, że ogranicza się pewne ludzkie prawa na rzecz prawa do życia innych. Jak konkretnie, to inna kwestia. Chodzi mi o to, że takie prawo w sposób oczywisty przysługuje społeczeństwu. A za prawem powinny iść konkretne obowiązki (społeczeństwa wobec matek).

Dziękuję Wam bardzo za tę rozmowę, bo uświadomiła mi coś ważnego. Zachodziłam w głowę "Jak to jest możliwe, że raz dziecko jest, a raz go nie ma?" (a takie same 2 kreski, embrion, płód). I nagle mnie olśniło. To oczywiste, że o byciu, istnieniu, nazwaniu decyduje chęć. Dlaczego? Bo tak jest skonstruowany ten świat. Bo nikt z nas nie jest w stanie przejmować się tym, o czym nie wie, nie chce wiedzieć, nie dopuszcza do świadomości. Bo byśmy zwariowali. Obchodzi nas tylko to, co jest blisko, co jest Odczuwane. Dlatego wszyscy chcemy istnienia tego co chciane, miłe a co niechciane, niemiłe - chcemy skierować w niebyt, minimum wypchnąć ze świadomości. Stąd m.in. takie kwiatki jak efekty dysonansu poznawczego. Każdy z nas jest uwikłany pomiędzy miłością (żeby Było, żeby trwało - najlepiej wiecznie) a nienawiścią (niech sczeźnie, niech zniknie z mojej sceny). I ponieważ tak jest, taka jest ludzka natura, ponieważ Każdy chciałby jedynie Chcianego, a chętnie unicestwił Niechciane - dlatego wśród ludzi obowiązują rozliczne prawa. Niepisane i te sankcjonowane w kodeksach. Żeby chronić tych i to, co "niech zniknie, bo nie lubię/nie pasuje mi". Jednym z takich niepisanych praw jest takie, że matka powinna troszczyć się o swoje potomstwo. Inaczej nazywana jest wyrodną. Ba! Matka powinna troszczyć się o potomstwo, a gdy odchowa - pozwolić odejść. To niepisane prawo zanika dziś w błyskawicznym tempie. Już prawie nie matek dla dzieci, są dzieci dla matek. Dobrze, że są choć inne prawa, które nieco regulują stosunki w rodzinie, bo byłaby zgroza po całości.
Gillian   four letter word
21 maja 2016 06:41
lossuperktos, grunt, że nie wyskrobane - klik
lossuperktos, skazać na poniewierkę to się nie da, bo co? Własne serduszko będzie bolało? A zabić to już można? Bo jak się własny mózg oszuka to nie będzie serduszko bolało?
Ok, jeszcze napisz: Ja decyduje o tym, że zabijam, ja decyduję o jego śmierci. Nie samo "ja decyduję".
Czyli może jednak jasno deklarujesz, że śmierć jest lepsza od życia? Dla dziecka, tego "biedactwa skazanego na poniewierkę".
To jest paradne: "skazać żywe..." Nie no, jasne. Lepiej skazać żywe, żeby było martwe.

Paradne to jest to co Ty piszesz. A mnie "serduszko" boli, bo je mam. I zamiast bronić praw zarodka do nazwania go dzieckiem, pomagam w miarę możliwości tym niechcianym, urodzonym już. Zarodki na pewno są fajniejsze, nie krzyczą, nie śmierdzą i Cie nie obrzygają znienacka. I do ich obrony potrzebna jest tylko klawiatura i chwila wolnego czasu przed kompem. I tak, czasami śmierć jest lepsza od życia.  Dlatego co raz więcej dzieci popełnia samobójstwa. Ale o tym się nie mówi, bo to takie niewygodne.
Prawo w Polsce nie chroni matek. Uwazasz halo, ze wystarczy nie karac za aborcje i juz matka ma czuc sie chroniona? 😲

Dopoki alimenciarze maja pelne wsparcie spoleczne i prawne, matka jest dyskryminowana na rynku pracy, itp itd- to nie, matka nie jest chroniona. Matka nie sprowadza sie do momentu zaciazenia i ciazy. Ale wlasnie tak jest w PL- matka w stanie blogoslawionym to matka, jak sie dziecko urodzi to niech sie odpimpa i radzi sobie sama, razem ze swoim bachorem 🤔
Naboo, powinno chronić.

lossuperktos, jak embriony i płody fajniejsze, to czemu nie mogą sobie żyć?
Jest "drobna" różnica, czy ktoś sam wybiera śmierć (choć zazwyczaj oznacza to, że nie otrzymał potrzebnej pomocy) czy ktoś Komuś "wybiera" Jego śmierć. Tu gdzieś w rozmowie padło "phi, jak tam "cywilizacja śmierci, bzdura". A rzecz właśnie na tym polega. Czy ktoś uważa śmierć za dobro, zanim przyjdzie sama. Ja nie uważam. Widzę ogromną wolę życia wszystkiego co żyje. Jeśli coś/ktoś tej woli życia nie ma, to jest to ogromne zaburzenie funkcjonowania. I nie ogarniam, jak te same osoby mogą np. cieszyć się z "okna życia" dla  psów, a optować za, najlepiej na życzenie i refundowaną, aborcją.

Do obrony Swoich dzieci potrzebne jest prawie całe swoje dorosłe życie. Tego nie życzą sobie przedstawicielki "pro-choice", tej ogromnej odpowiedzialności i obciążenia.
galopada_   małoPolskie ;)
21 maja 2016 20:24
halo, dla mnie ważniejsze jest w tym wypadku zdrowie matki, nie kilku zlepionych (żywych) komórek.

Ps. definicja zdrowia jest Ci znana?
galopada_, zapewne pijesz do zdrowia psychicznego. Czy osoba, która twierdzi, że żywy ludzki embrion (np. w 11 tyg. ciąży) to zlepione komórki, wbrew posiadanej wiedzy, jest zdrowa? To może warto się leczyć, zanim będzie za późno?
A może osoba solidnie chora psychicznie powinna mocno rozważyć... uprawianie seksu? Zwielokrotnić obronę przed koncepcją?
Nie mam nic przeciwko sterylizacji na życzenie, to mi się zdecydowanie nie podoba - że prawo tu ingeruje, gdy ew. krzywda jest samo-chcącego. Ja nawet nic nie mam przeciwko aborcji na możliwie najwcześniejszym etapie rozwoju embrionu, tzn. mam, ale można ją uznać za dopuszczalną, skoro sama natura mało dba o swoje najmłodsze twory. Natomiast mam dużo przeciwko olewaniu faktu, że ciąża to Cudze Życie, konkretnie życie dziecka konkretnej matki (i jego ojca). Rozumiem różne rezultaty tragicznych wyborów, rozumiem transakcje z sumieniem - jesteśmy ludźmi, nie jesteśmy doskonali. Nie rozumiem braku, wyprania sumienia. Nie rozumiem tego: "prosty zabieg", "zlepek komórek", "nie dziecko", "nie żywy", czy (to było twoje) "skrawek paznokcia".
Temat jest od dawna aktualny, i cały czas byłam przekonana, że (jak wielokrotnie padało) Żadna matka nie odbiera decyzji o aborcji w innych kategoriach niż tragedia, Żadna nie myśli "proste rozwiązanie problemu, szkoda, że drogie". A potem zaczęły padać, jedna za drugą, wypowiedzi które, delikatnie mówiąc, zachwiały tym moim przekonaniem. Nie tylko moim, bo wiele osób tu pisało, że pzrecież NIKT nie traktuje lekko aborcji. Stąd ta moja "krucjata". Bo, pewnie inaczej niż większość, przeczytałam projekt omawianej ustawy (z którym się nie zgadzam, nie jest dobry) autorstwa "zygotarian" i przeczytałam PO CO ten projekt powstał. Gdy czytałam "poruszamy tę sprawę, mimo spodziewanej wrogości, bo nie może być tak, żeby powszechnie uważano najmłodsze ludzkie życie za NIC" (oddaję intencje, nie dokładną treść) pomyślałam: Co "oni" bredzą?! Przecież NIKT nie uważa najmłodszych ludzi za NIC! Uhm. A potem nastąpiła ta część rozmowy na re-volcie. Okazało się, że z głowami, sercami, sumieniami współczesnych, elokwentnych, wykształconych kobiet nie jest jednak tak dobrze, jak chciałam to widzieć. Wcześniej myślałam: "To tragedia, po co dokładać obciążeń?!" Teraz: "Istoty uparcie oszukujące same siebie niekoniecznie powinny mieć prawo "swobodnego" wyboru. Ktoś/coś musi, choćby minimalnie, chronić interesy ich potomstwa." Na skutek pewnych wypowiedzi przewędrowałam z pozycji raczej "pro-choice" na pozycję raczej "pro-life". A jeszcze trochę, i przewędruję jeszcze bardziej. Na to, że niektórzy zwyczajnie nie zasługują na dzieci, i może lepiej, żeby ich dzieci umarły zanim wydadzą pierwszy okrzyk 🙁. Tak działa ewolucja. Co nie powinno się rozmnażać - wymiera. Kto tak mocno walczy z naturą powinien ponieść konsekwencje przygotowane przez samą naturę.
galopada_   małoPolskie ;)
21 maja 2016 21:53
halo, czy zlepek komórek, czy to zarodek, czy płód to i tak ważniejsza jest w moim mniemaniu jest kobieta. Jej zdrowie i życie. Jeśli ciążę można zakończyć w przypadku wyżej wymienionych i są szansę na urodzenie żywego dziecka to nalezy podać sterydy i zrobić wszystko, by było w jak najlepszym stanie mimo (czasem estremalnego) wcześniactwa. Jeśli dla zdrowia psychicznego (!) kobieta nie chce urodzić, a poddać się aborcji, to również powinna mieć do tego prawo.


edit. uczepiłaś się tego paznokcia i ciśniesz kolejny raz. Wykreśliłam to z mojej wypowiedzi i uzasadniłam pisaniem z rozpędu, myśleniem o kilku rzeczach naraz i niefortunym umieszczeniu go w tym konkretnym zdaniu + niewyspaniem i kilkoma innymi czynnikami. Daj se już siana 😉
galopada_, ale chyba ma prawo?
Przepraszam za ten paznokieć  :kwiatek:

Co do "prawa", to o czym mówimy? Wg prawa obecnie powody zdrowotne są uzasadnieniem dla aborcji i osoba dokonująca takiej aborcji nie popełnia przestępstwa. Osoba - lekarz, bo matki nie są karane w żadnych okolicznościach. W dodatku taka aborcja może być finansowana przez NFZ. Prawo w tym kraju utrudnia dokonanie aborcji, ale jej nie uniemożliwia.
Co do "prawa" realizacji takiej decyzji, nie zauważyłam, aby ktokolwiek skutecznie zabraniał aborcji. Poza granicami tego kraju, a i w tym kraju nie ma najmniejszego problemu, żeby usunąć ciążę. Możemy ew. mówić o prawie do aborcji na koszt współobywateli, czy też "żeby była tańsza". Tu jestem przeciwna.
Natomiast, jeśli chodzi o "prawo" typu "żeby wszystkim podobała się moja decyzja, żeby spotkała się z poklaskiem, żebym nie musiała się zżymać, żebym miała spokojne sumienie, żeby "nie było sprawy", żeby to było przyjemne i niekłopotliwe", to, obawiam się, nie w ludzkiej mocy jest komukolwiek takie "prawo" zagwarantować.

Jeśli chodzi ci o to, że teoretycznie jest prawo do aborcji z powodów zdrowotnych, a w praktyce nie sposób znaleźć wykonawcy wyroku (choć bez problemu znajdzie się takiego na aborcję nielegalną) to nie powinno tak być.
galopada_   małoPolskie ;)
21 maja 2016 22:35
halo, ja rozumiem ze od kilku stron, walczysz tu z nomenklaturą. I w kwestii tego, czy już zygota jest żywa zgadzam się z Tobą, że jest. I nie rozumiem wypowiedzi i upierania się dziewczyn, że nie jest. Doprowadzenie do jej śmierci można nazwać zabiciem, nie można (moim zdaniem) nazwać zabójstwem/morderstwem.

Ja na sobie wykonałabym aborcję ze względów medycznych (wliczając w to wady wrodzone płodu jak i moje zdrowie). Zrobiłabym to w Polsce, a jeśli nie byłoby możliwości, to wyjechałabym za granicę. Krótka piłka - jeśli moje państwo chce mnie odczłowieczyć i traktować jak inkubator, to pojadę do bardziej cywilizowanego kraju.

Co do aborcji na życzenie z jakiegoś ,,widzimisię"- jestem zdecydowanie na NIE jeśli chodzi o refundację. Kobieta chce? Niech wykłada kasę ze swojej kieszeni.
Halo bronisz zygoty, ale czy czasem nie chciałabyś stanąć w obronie tych plemników, którym się nie udało, gnały i przegrały,  może by warto było je wspomóc, pomyśl. 😉
No i abstrakcyjna sytuacja halo, bycie zgwałconą, przerwanie ciąży, niebawem akt miłosny i ciąża. Które życie powinno istnieć: pierwsze czy drugie?
kokakola, obawiam się, że to są twoje problemy, nie moje. Ja się domagam szacunku dla Każdego ludzkiego życia.
Przepraszam za mocne słowa, ale chyba nie zdajesz sobie sprawy co mają prawo myśleć o tobie czytelnicy twoich słów, na podstawie wykazywanej kompletnej niewiedzy kiedy zaczyna się życie.

galopada_, bo za "nazewnictwem" wiele się kryje.
Widzisz, z tobą jestem w stanie się dogadać. Wyraziłaś czytelne poglądy. Mam nieco inne, ale nikt nikomu nie każe mieć takich samych poglądów. Ja nawet nie jestem pewna, czy co do najmłodszych ludzi można mówić o zabiciu, czy jedynie o odmowie podtrzymywania życia. Choć, jak by nie nazwać, dla embrionu oznacza to śmierć. Starałam się nie używać zabójstwo/morderstwo, pisałam o zabijaniu, sprowadzaniu śmierci, uszkodzeniu ciała prowadzącym do śmierci. I uważam, że niekoniecznie wszystkie ludzkie stadia rozwojowe muszą mieć te same prawa - zresztą ich nie mają. Ale SZACUNEK należy się każdemu życiu.
Oddzielna kwestia to eutanazja pre- lub natalna. Nie ukrywam, że "ruszył" mnie noworodek zdychający (bo trudno to inaczej nazwać) po niewcześnie wywołanym porodzie. Gdy u kotek przy kastracji aborcyjnej najpierw usypia się płody. Problemy eutanazji (liczę od czasu, gdy żyją na świecie dzieci z danego tygodnia ciąży) w ogóle na razie mnie przerastają, tzn. myśląc o innych, bo sama wolałabym normalnie urodzić, otoczyć opieką przy umieraniu, w tym przeciwbólową, albo ratować ile się da (ale nie uporczywie), pogrzebać, opłakać. Tylko to jest tak dramatyczna sprawa, że TYLKO matka powinna decydować jaki rodzaj śmierci dla dziecka woli (tak sądzę). Wstrząsające były wspomnienia matki, gdy na podstawie 2% bodaj ryzyka genetycznego namawiano ją do wywołania niewczesnego porodu "niezdolnego do życia" synka, mimo braku wyraźnych nieprawidłowości na USG. Który urodził się w zasadzie zdrowy.

To ciekawe, właśnie odkryłam. Projekt poselski Opozycji. W dużej mierze o "nomenklaturze".
http://wpolityce.pl/polityka/291824-zarodek-to-dziecko-a-nie-zlepek-komorek-opozycja-chce-poprawic-ustawe-o-in-vitro?strona=3
Nawet nie wiedziałam, że ustawa o in-vitro tak (dotychczas) definiuje. A ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka - inaczej. Jeśli "autorytety medyczne" tak definiują zarodek, to trudno się dziwić przeciętnym kobietom, że im się myli. Proszę zauważyć, że nawet ta definicja, dziwna bardzo, dotyczy jedynie etapu rozwoju do momentu zagnieżdżenia, czyli ciąży. Gdy już mamy do czynienia z ciążą nikt przy zdrowych, niezakłóconych zmysłach nie może mówić o "zlepku komórek".

Proszę rozmówczyń! Problem nie polega na "archaicznych", "nienowoczesnych" poglądach. Zupełnie odwrotnie. Polega na nowoczesnym stanie wiedzy. W tej chwili dokładnie wiemy, kiedy zaczyna się ludzkie życie. Możemy je obserwować od najwcześniejszych stadiów. Doskonale wiemy, że jeśli NIC nie przeszkodzi, za 9 miesięcy narodzi się człowiek. Z zygoty. Sterujemy poczęciem. Dość swobodnie możemy przestawić organizm matki tak, aby przestał podtrzymywać ciążę. Jak i ze sporą skutecznością ratować ciąże zagrożone (co samo w sobie jest ciekawym tematem, tylko wątpię w chętnych do rozmowy, ja na pewno nie jestem chętna). Możemy leczyć dzieci w macicy. Wiele możemy. Tylko jakoś nie możemy zapewnić takiego wsparcia rodzicom, żeby Zawsze wychowywali dziecko z radością, ku jego rozwojowi.

A skoro przewijało tu się chrześcijaństwo (nie z mojej inicjatywy, dla mnie to oddzielny temat - jak rzecz widzi chrześcijanin, bardzo obszerny temat) to proszę:
http://wpolityce.pl/gwiazdy/196417-gwiazda-pasji-mela-gibsona-jim-caviezel-adoptowal-dwoje-malych-dzieci-z-rakiem-mozgu

I jeszcze to, dla mnie nowość. W temacie wiedzy.
http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/291376-niesamowite-rozpoczeciu-ludzkiego-zycia-towarzyszy-blysk-swiatla-zobacz-film
lossuperktos, grunt, że nie wyskrobane - klik


To co jest tutaj opisane w tym artykule, to przecież nie problem aborcji. Bo niby dlaczego aborcja ma być rozwiązaniem, skoro problemem jest złe prawo o prawie rodzicielskim, opieszałość sądów, zła organizacja opieki nad osieroconymi itd? (I ja już nie wspominam o problemie technicznym, jakim jest brak możliwości wykrycia wad na etapie prenatalnym, wykryć można przecież tylko niewielki ich %) Znam osobę, która w wyniku choroby stała się zależna od żywienia pozajelitowego i na pewno padłaby z wrażenia gdyby jej powiedzieć, że jej życie nie warte jest życia 😉 to naprawdę nie jest tak, że to jest dramat nie do przejścia i skrobmy się i poddawajmy eutanazji na potęgę. Ta osoba zresztą pracowała w latach 90-tych w organizacji zajmującej się HIV i trafiło się, że jakaś ich podopieczna-narkomanka porzuciła dziecko w szpitalu, a jej rodzina nie chciała dziecka przygarnąć (bo było zarażone). Więc oni, pracownicy organizacji, codziennie wg grafika jechali do szpitala i brali to dziecko na spacer, czy inaczej spędzali z nim czas, tak długo, aż rodzina się namyśliła i zabrała dzidziusia do domu. Nigdy nie wiadomo, jakie życie czeka człowieka, każdy z nas może zostać chorym, niepełnosprawnym i nieszczęśliwym albo szczęśliwym mimo choroby. Dlatego naiwne (chociaż kuszące) wydaje mi się tego rodzaju myślenie, że wyskrobię i oszczędzę sobie/światu cierpienia. To se ne da bo to nie jest kwestia istnienia cierpienia, ono będzie na świecie zawsze, tylko kwestia tego jak sobie z tym cierpieniem człowiek radzi.

I ta myśl jest w tym artykule: "– Są pary tak spragnione dziecka, że choroba im nie przeszkadza. Zawsze pomogą nam media, inni rodzice ze szpitala. Ale kluczem jest to, żebyśmy mogli zacząć to robić, a dopóki prawa rodzicom nie są odebrane, mamy związane ręce – wyjaśnia dr Pabisek-Miernik. – Marzy nam się też, żeby była chociaż jedna specjalistyczna rodzina zastępcza, która przeszkoliłaby się z procedur. Wtedy dziecko czekałoby na adopcję w normalnym domu...

– Nie baliście się? – pytam kobietę, która zdecydowała się na taką adopcję.

– Zawsze jest obawa, ale mając zdrowe dziecko, jej nie masz? Jutro może też zachorować albo wpaść pod samochód. Nigdy nie wiadomo, co człowieka spotka w życiu. To nie zmienia faktu, że trzeba tym dzieciom zapewnić dom – odpowiada, po czym skręca na oddział intensywnej terapii, gdzie leży jej biologiczny syn."

I jeszcze a propos tego, jakoby aborcja była jakąś ostatecznością, że przecież jak będzie szeroki dostęp do antykoncepcji i edukacja seksualna, to aborcja będzie czymś marginalnym. Piękna teoria, a w praktyce mamy Francję gdzie antykoncepcja jest dostępna i nawet refundowana, jest i edukacja seksualna. Tymczasem przeprowadza się tam 220 tysięcy aborcji rocznie, rodzi się 650 tysięcy dzieci rocznie, czyli [s]1/3[/s] 1/4 ciąż jest usuwana. Co trzecia Francuzka, poddaje się aborcji. [url=http://www.rp.pl/artykul/1190333-Aborcja-nie-wymaga-refleksji.html#ap-2]Rzeczpospolita-Aborcja nie wymaga refleksji[/url]
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
23 maja 2016 08:59
halo- wątpię, żeby osoba z najniższą krajową adoptowała chore dziecko. Amerykański aktor raczej ma kilka razy więcej pieniędzy i stać go na zapewnienie takiej opieki, jakiej potrzebuje chore dziecko.
kokakola, obawiam się, że to są twoje problemy, nie moje. Ja się domagam szacunku dla Każdego ludzkiego życia.
Przepraszam za mocne słowa, ale chyba nie zdajesz sobie sprawy co mają prawo myśleć o tobie czytelnicy twoich słów, na podstawie wykazywanej kompletnej niewiedzy kiedy zaczyna się życie.

Halo niczym mnie nie urazisz, nie jesteś w stanie, bo nie budzisz mojego szacunku,
ale zastanów się, może Ty czasami czegoś nie rozumiesz........... na przykład kiedy ktoś się z ciebie nabija.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
24 maja 2016 08:10
halo- wątpię, żeby osoba z najniższą krajową adoptowała chore dziecko. Amerykański aktor raczej ma kilka razy więcej pieniędzy i stać go na zapewnienie takiej opieki, jakiej potrzebuje chore dziecko.



Amerykańscy aktorzy nie adoptują chorych dzieci. Nawet Angelina - owszemdzieciaki wyciągneła z biedy, ale dzieci zdrowe. No i ma sztab nianiek 😉
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
25 maja 2016 08:05
Po prostu- mając kasę można zbawiać świat i mówić,jakie to proste.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się