- śniadanie jednak do godziny po przebudzeniu. Niewygodne, bo wstaję o 6😲0, wypijam 2 kawy na czczo a śniadanie jem dopiero w pracy o 8😲0. Lubię tak, bo wtedy wszyscy jedzą. Smutno mi będzie tak siedzieć o suchym pysku wtedy, ale...ok.. ona tu rządzi
- mam pic 2 litry WODY co dzień. Tłumacze, ze w zimę wolę herbatę. Pijam taką lekką, że aż przezroczystą, jak woda. Ale ona nie, bo woda to woda i ma minerały i te pierdy. Nie lubię w zimny czas pić wody, ale.. ok
- mam jeść co 3 godziny, góra 3,5. Czasami mi pasuje co 4, ale ona twierdzi, ze nie i już. Ok
- zbyt mało mam jeść na kolacje. Popołudnia to moja zmora, wtedy mam czas. Przyzwyczajenia, siadam z mężem, odpoczywam, często się coś chrupie. Mam nie jeść żadnych węgli na kolację, żadnych, nigdy. Tylko białko i warzywa i ostatni posiłek mi wychodzi ok 20😲0. Czasami chodzę spać o 22😲0-23😲0, nie wytrzymam! Mąż był ze mną i jak to słyszał, to już się śmiał, bo zna mnie i nie wierzy że mi się to uda.
- na śniadanie obowiązkowo węgle złożone, obowiązkowo i już. ( lubiłam sobie zjeść twaróg z jogurtem i warzywem, cóż..)
Nie podoba mi się to, ale... Kiedy miałam ostre treningi, to wiem, że mogłam się nie trzymać takich zaleceń, a i tak chudłam bez problemu, o ile nie wpierdzielałam zakazanego za bardzo. Ale teraz jeszcze dłuuugo nie dotknę ciężarów, bo uraz przedramienia wygląda gorzej niż się zdawało więc spalę mniej kalorii. Musze więc bardziej rygorystycznie przestrzegać diety. Inaczej się nie da, bo próbowałam już sama. Ale miałam wpadki, błędy, przerywania itd. itp. To demotywuje. Stwierdziłam, że posłucham się teraz dietetyczki, czy mi się to podoba czy nie.
na razie dieta idealnie, ubiegane 45 minut
edit-
zen- piona, witaj w klubie, mamy taki sam kolor taśmy.