Pomagać ? Nie pomagać? /koniom/ i innym zwierzom.

Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
16 września 2015 21:52
W niedzielę po 20😲0 miałam okazję ganiać plus minus 4-5 tygodniowego kotka po poboczu ruchliwej ulicy chwilę po tym jak przez nią przebiegł, nie spodziewałam się że tak mały kotek może tak mocno gryźć. Aktualnie kotek a w zasadzie kotka jest na obserwacji, ja po szczepieniu na tężec. Po obserwacji kocisko ma już dom tymczasowym gdzie się ją oswoi, odrobaczy, zaszczepi i wysterylizuje po czym będzie latać po stajni i łowić myszy.
Sama mam konia, który miał być uśpiony. I właśnie w taki sposób mogę pomagać zwierzętom, pojedynczo, konkretnie i bezpośrednio na miarę moich możliwości, nie przepadam za fundacjami bo często mam wrażenie że zamiast ulżyć zwierzęciu i uśpić, przedłużają agonię i czerpią na tym spore zyski, graja ludziom na emocjach a tego nienawidzę, ponadto patrząc czasem co wyprawiają boję się ich, wychodzę też z założenia że jak się chce pomóc wszystkim to się nie pomaga nikomu.
Fajnie, mądrze piszesz. Podoba mi się to. Ja od jakiegoś czasu niczemu już nie pomagam. W tamtym roku miałam na garbie łącznie 8 psów, 8 kotów (2 nasze) - na szczęście nie wszystkie na raz. Zostawiłam sobie 2 psy, 2 koty. 1 pies do mnie wrócił bo jego pan nie mógł się nim dłużej opiekować, i postanowiliśmy już nie robić z psa wariata - został. Do 2 kotów które z nami zostały dorzucono trzeciego, który najwyraźniej nikomu się nie spodobał. Właśnie wyrasta na prawdziwą kocią piękność i też chyba zostanie. Dom duży, teren duży - ma gdzie biegać.

Ogłaszana tutaj swojego czasu Lusia niestety nie nadawała się do domu z psami. Trudno było ją nakłonić do siedzenia w koszyku - taka typowa wiejska powsinoga mająca wybitny problem z zazdrością o człowieka. Też ma już swojego własnego człowieka, trafiła do wymarzonego domu. Nie było łatwo. Naprawdę miła ale nie dość ładna by ktoś ją zechcial :/ Grunt że jej się udało. Podobnie jej synkowi, bo trafiła do mnie z "bonusem". Był też uratowany nietoperz ze złamanym skrzydłem, odwieziony do innego miasta, jako że ja nie mam wiedzy ani możliwości niesienia takiej pomocy (zresztą, okazało się że każdy przedstawiciel chronionego gatunku to własność skarbu państwa i nietoperka odebrały odpowiednie służby).

Nie wiem czy mam jeszcze siłę (i środki) na taką pomoc. Szczególnie że co roku na świecie rodzi się wiele psów i kotów, a nie powstaje wiele domów w których te mogłyby zamieszkać. Rzucę ulubionym cytatem z przypadkowo widzianej sceny filmowej "Filantropia to kosztowne zajęcie". I obawiam się że nie chodzi tylko o finanse. Tamten rok to było prawdziwe szaleństwo - nigdy wcześniej nie musialam zajmować się taką gromadą, w tym jest spokojniej;. Łatwiłam domy dwóm psiakom, ale nie musiałam ich karmić i wyprowadzać. Teraz mam w domu "komplet" i chyba nie zaryzykowałabym wprowadzenia tu obcych zwierząt, o wątpliwym zdrowiu, zachowaniu, i szansach na nowy dom. Zresztą, oprócz miski i posłania, każde z nich liczy na uwagę, a tej się nie da poświęcić mając zoo. Z kotami pół biedy, bo one dom traktują jak hotel. Z psami trzeba przebywać, bawić się, uczyć je.
I może dlatego czasem wypowiadam świętą wojnę wielkim medialnym akcjom ratowania jednego psa, jednego kota, jednego konia, bo uważam że jak ktoś chce pomóc to pomaga a nie gada o tym.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się