Mi się wydaje, że kryzys wiedzy w jeździectwie jest globalny (może nie w każdym kraju aż tak głęboki) i jest nie aż tak nowy.
Lata temu, gdy przyjeżdżał do nas do stajni św. pamięci trener Wierzchowiecki to on już o tym z nami rozmawiał. Bo widział, że to co kiedyś umieć musiał każdy kto "robił przy koniach" zniknęło. Chciał zrobić taką obwoźną po Polsce akademię szkoleniową. On chciał jeździć i regularnie szkolić grupy w wybranych stajniach, właśnie bardziej na zasadzie przepracowywania z ludźmi skali ujeżdżenia i monitorowania postępów "po kolei". Trochę się to wzorowało na brytyjskim systemie szkolenia instruktorów, trochę nie. Po prostu on zauważył, że jest gigantyczna luka wiedzy na poziomie instruktorów, czy tego z jaką wiedzą wychodzą ludzie po odznace, która generuje problemy i widział, że będzie jeszcze gorzej.
Rosnąca zamożność poprawiła nam dostatek u koni w wielu miejscach. Mamy specjalistyczne pasze, top dopasowane siodła,wcierki, wetów specjlistów np. ortodoncji i kliniki weterynaryjne... ale równocześnie mamy wysyp środowisk całych, którym się wydaje, że całodobowe trzymanie na dworze zrekompensuje ich braki w siodle, że 5 lat kołowania na luźnej lycce jest "lepsze" niż przejechanie konia łydką do kontaktu czy czasem krótka, zasadna reprymenda.
Niby mamy więcej zawodów dla każdego, kliniki, internety, a mam wrażenie, że przepaść pomiędzy rekreacją a sportem się powiększa. Takie wręcz "rozwarstwienie społeczne" to jest.
Sam fakt, że nagle jest takie zapotrzebowanie na "behawiorystów" moim zdaniem pokazuje, że nie tylko chcemy dla koni lepiej ale niestety często chcemy aby ktoś za nas rozwiązał problem. Przyjdzie specjalista, porobi czary mary, poleje sosem partnerstwa i wszystkie troski pójdą precz. Podobnie niestety widzę modę na fizjo:
- "Koń jest gorszy na jedną str. co robić?"
- Wezwij fizjo!
Wysyp koni niewychowanych i z tego powodu czasem agresywnych, czy po prostu niebezpiecznych pokazuje, że te podstawy, podstaw bardzo kuleją. Ale po drugiej stronie są też nieadekwatne wymagania właścicieli co do koni, totalnie negujące zachowania gatunkowe. Wymaganie bycia krynicą spokoju, czy wręcz słupem soli od koni młodych, które cały dzień stoją (choćby i na dworze) i żrą- mają zero ruchu bo są np. w stadach ze staruchami... I potem zdziwienie, że koń "nie słucha".
Mamy "kliniki dosiadu", kursy z dopasowania siodeł, a ludzie nie umieją bezpiecznie (poprawnie) konia z boksu wyprowadzić czy zakręcić na korytarzu stajni.
Teoretycznie z takimi umiejętnościami powinni wyjść po pierwszych miesiącach nauki w szkółkach... ale nie wychodzą.
Moim zdaniem nie wychodzą bo w wielu miejscach jest aż nadto "prokliencko"i konie są "aż za bardzo rekreacyjne". Ale takie są dziś wymagania wielu rodziców. Im do głowy nie przyjdzie, że koń się może spłoszyć czy odsadzić. Oni często nawet nie wiedzą co to znaczy, że koń się może spłoszyć.
U mnie przykład sprzed kilku dni. Nastolatka, jeżdżąca w szkółce przyszła przymierzać się do dzierżawy konia, który ma boks obok mojego. Była z rodzicami. Ja ze swoim koniem wychodziłam ze stajni korytarzem, oni akurat skończyli wizytę i poszli za mną... i ok luz.. idą za zadem ale w jakiejś tam odległości... i nagle nastolatka postanowiła przyspieszyć i wytupać błoto z butów.
Kto normalny, kto ma kontakt z normalnymi końmi podbiega i tupie obcemu koniowi za zadkiem?!!!
Problem globalny bo edu kont wymyślających koło na nowo za granica też jest wysyp. Więc pierniczenie OneHorseLife, że jak ktoś z Polski to nie wie jak wygląda obrazek rozluźnionego konia jest po prostu chamskie w kierunku autorki. I tyle.
Mój "ulubiony"przykład" zza oceanu:
To jest handlarz końmi. Importuje "takie se" konie z Europy i sprzedaje jako "dressage dream" amerykańskim boidupom - bo te konie, które ma są przede wszystkim leniwe jak ruskie pierogi, ciężkawe i do pchania.
Lepsze ma od takiej laski z Holandii, już zrobione. Jeździ "tak se" z naciskiem bardziej na "se" niż na "tak"... ale:
1. Umie w filmy i montaże
2.Umie w całuski, mizanki i gadanki "This horse is really special!"
3. Umie w białe owijeczki, zagrabiony piaseczek i koreczki
I do tego pierd..li jak potłuczony na temat metod treningowych i "dressage". Bo on jest taki cool bo on ma western background i on umie w "horsamship dressage"... dlatego męczy 4 latki "ucząc" je piafu z ziemi, czy wymyśla zginanie szyi do dupska jako prawidłowa metodę na "connection". I wysyp zachwyconych poradami i filmikami amerykanek jest powalający.
On nawet kiedyś zrobił netowy "challenge",że w trzy tygodnie do piaffu, czy jakoś tak. Bo wiecie, "piaff" i "lotne" to jest definicja ujeżdżenia...
I to co on sprzedaje to jest iluzja, której oczekuje jak widać sporo osób na całym świecie. Że konik będzie piękniusi, okrąglusi, i będzie umiał w piafy i lotne (redy product- out of the box) i przede wszystkim nawet ogonem nie machnie na właściciela i nigdy nie przyspieszy bo ma wgraną funkcję "bezwzględna kontrola". I wtedy my umiejąc niewiele będziemy umieli wszystko bez wysiłku - sam się konik będzie jechał pod nami bo go tak będziemy kochać🙂