podwójne życie,stajnia-dom, walka z wiatrakami?

Agnieszka

No i właśnie zmieniłam  😅

Teraz mam Kochającego i bardzo wyrozumiałego partnera, nie zamieniłabym go na żadnego innego, ponieważ on jeszcze mnie mobilizuje do trenowania i namawia do startów na zawodach, a w ogóle nie ma z końmi nic wspólnego i nigdy nie miał...
Takiego to ze świeczka szukać...  😁

Ale wpadłam w samozachwyt  😀  Przepraszam
Dabi- oczywiście, że pańskie oko konia tuczy.  😀 Dlatego też jestem w stajni codziennie. Jeśli nawet nie jeżdżę, bo nie mam czasu, to chociaż wpadnę wieczorem, siana dosypię, marchewek nawrzucam, kopyta wyczyszczę i strzałki posmaruję na noc. Po 40 minutach jestem w domu i nawet nie zdążę prześmierdnąć.  😉

A jazdy mam ze 3-4 razy w tygodniu, lub gdy więcej roboty, to 2- 3 razy. Ale mój mąż jest równy chłop i również nie każe mi wybierać.
Wybrałabym jego i rodzinę, zrozumiałe. Ale chyba bym uschła bez koni. Miałabym żal do męża że kazał mi zrezygnować i i tak czy inaczej związek kiepawo by wyglądał. Mąż chyba też to rozumie i zamiast mi marudzić, że tyle czasu spędzam nad swoją pasją, kupił motocykl i zacznie realizować swoją pasję.

Martwię się, żebyśmy się w ogóle nie zaczęli rozmijać.  🙂 Ech...samo życie.  🙂
Z drugiej strony. Od kiedy kupił znów motocykl widzę, jak ożył. Jak z przybitego człwoieka wyłania się facet pełen życia.
Człowiek bez pasji jest biedny.
tunrida

Masz racje, każdy kto ma jakieś hobby jest w stanie zrozumieć drugą osobę z pasją...

A faceci jak dzieci autka, motorki, rybki i piwko   😂
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
16 marca 2010 17:44
A faceci jak dzieci autka, motorki, rybki i piwko   😂
Monitor zaplułam - wróżka jak w mordę strzelił!
Alvika

Mam to odebrać pozytywnie  ❓  Czy to jakaś nagonka na mnie  ❓
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
16 marca 2010 18:31
Bardzo pozytywnie! 🙂

Taki jeden kazał jeszcze "sporty ekstremalne" dopisać. Jasne.
Sport ekstremalny to ja im zaraz urządzę, jak nie przestaną wyć do telewizora z okazji jakiś wyścigów motocyklowych.
Agnieszka   moje kulawe (nie) szczęście
16 marca 2010 18:53
A ja sie wreszcie dopchałam do komputera, bo jak mój wraca z pracy to ciężko, oj ciężko.
Zapalony komputerowiec. Informatyk.
A 1 komp w domu...jak wrócę do pracy to chyba laptop będę musiała sobie sprawić żeby zaglądać na re-voltę.

Tunrida - mój chłop też chciałby kupić motor i zrobić na niego prawko  🙂

A tak w ogóle to nieźle sie uśmiałam tunrida

Masz racje, każdy kto ma jakieś hobby jest w stanie zrozumieć drugą osobę z pasją...

A faceci jak dzieci autka, motorki, rybki i piwko   😂


Aż mojego ideała obudziłam, który zasnął po tym, po czym zazwyczaj faceci zasypiają  😁

A tak w ogóle, Dabi, Alvika, widze, że my z jednych okolic.
Bo ja z tzw. Małego Trójmiasta Kaszubskiego  😀

ja z jednej strony mam ten plus, ze mój facet jest właścicielem stajni.. w sumie jesteśmy w pracy przy koniach cały dzień, tu jazdy, tu hipoterapia, to jakieś oprowadzanie, latem bryczka, tylko też trudno znaleźć czas dla siebie.. wieczorem wracamy zmęczeni i nie ma na nic czasu... i tu jest ten minus... że wszystko toczy się dookoła koni a potrzebna jest czasem odskocznia 🙂
Męża poznałam przez konie, po 2,5 roku małżeństwa nie dość, że koni już nie mam, to mój pies zaczął śmierdzieć, a moja praca jest do bani... A ja też jakaś niedobra... 
I dopiero teraz widzę, co źle zrobiłam na samym początku: nie chciałam być taką gderającą babą jak moja teściowa i moja babcia, więc zamiast jeszcze wsadzić szpilkę, to pokornie się zamykałam i w sobie komentowałam wydarzenia. Źle!!! robiłam, teściowa synka tak wychowała, że bez mamrotania pod nosem, ale tak żeby wszyscy słyszeli, bez jawnego gderania, nie ma żadnej rozmowy. I na jaw wyszło, że mój mąż to jednak typ kanapowo-telewizyjny, a te konie to pic na wodę...
Ponieważ nie mam czasu dla koni przez ukochany zawód wyuczony i wykonywany, to jakoś znoszę brak zwierzątek ukochanych. Ale mój mąż chce żebym zaczęła robić cokolwiek innego!!! Od przedszkola chciałam być lekarzem weterynarii, jestem, kocham to co robię, mimo wstawania w nocy do porodów, czasami niezbyt ciekawych dyskusji z rolnikami.
Bardziej jestem w stanie wyobrazić sobie życie bez tego akurat faceta niż bez swojej pracy. Dla niektórych moich koleżanek to jestem  🤔wirek:
Small Bridge

Mamy tylko jedno życie, krótkie i do bani, więc dlaczego mamy się jeszcze poświęcać dla kogoś innego, jeżeli możemy być szczęśliwi i robić to co kochamy.
Mi również wypominano, że konie są dla mnie ważniejsze niż rodzina i ja się z tym zgadzam, ponieważ faceta można zawsze zmienić, dzieci się wychowa i pójdą na swoje, a Ty z czym zostaniesz  ❓
Z niespełnionymi marzeniami   ❓
Dabi- no nie wiem czy dobrze myślisz. Wolałabym mieć przy sobie na starość kogoś kto poda kubek gorącej herbaty, albo kochające mnie dzieci, które będą dzwonić i przyjeżdżać co jakiś czas.
NIGDY nie wybrałabym koni zamiast ludzi, gdybym tak naprawdę miała wybierać.
Konie są dla mnie ważne i pozostaną. Już tu nie raz mówiłam- nie będę miała siły jeździć, to będę się wozić bryczką, albo tylko hodować i patrzeć jak żre trawę.  😉
Ale nigdy nie przytaknęłabym nikomu, że dobrze robi poświęcając się koniom kosztem związków z ludźmi.  🙂
ponieważ faceta można zawsze zmienić, dzieci się wychowa i pójdą na swoje


Moim zdaniem,to czysty egoizm i nie chcialam bym byc Twoim mezem(bo a noz chcialo byc Ci sie mnie w kazdej chwili zmienic  :icon_rolleyes🙂
A dzieci olac,bo i tak sie wyprowadza?
To jakas czysta rozpacz.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
17 marca 2010 09:16
Pamiętajcie dziewczyny prawdę objawioną  😁 FACECI KOCHAJĄ ZOŁZY ❗

Ja też miałam na początku jazdy z puli konia.

Tzn. dopóki nie miałam na głowie swoich czterech kopyt, to jeszcze jakoś przechodziło bez echa moje jeździectwo, ale gdy wraz z pojawieniem się futra okazało się, że "manie" konia to nie tylko odbębnienie godzinnej jazdy, no to się zaczęło.

Rozmowy były trudne, tym bardziej, że chłop obrał taktykę zakrzyczenia mnie, nie dawał mi dojść do słowa, wygłaszał, czy tam wykrzykiwał swoje racje i szedł obrażony do innego pokoju, nie dając mi możliwości wypowiedzenia się. Ja zazwyczaj machałam na to ręką i dalej robiłam swoje.

Aż któregoś razu  powiedział coś, co mnie tak wk..wiło, że normalnie, aż się we mnie zagotowało. Nie zaczęłam wrzeszczeć tylko dlatego, że postanowiłam nie obierać jego taktyki. W ramach uspokajacza wypucowałam całe mieszkanie, a na drugi dzień wysmarowałam do niego z pracy takiego maila, że normalnie aż ekran się rozgrzewał do czerwoności.

"Wyrzygałam" mu wszystko od egoizmu, samolubstwa, egocentryzmu, myślenia tylko i wyłącznie o swojej dupie, po nieumiejętność zrozumienia własnej żony i brak dbania o dobre samopoczucie partnerki. A na koniec jeszcze dowaliłam, że pewnie nie dorósł, żeby mieć taką żonę.

Po pracy poszłam do konia i perfidnie przebywałam tam nieprzyzwoicie długo. Gdy wróciłam do domu czekał na mnie z kwiatami i przeprosił, że był takim samolubnym dupkiem.

Od tego czasu nie mam już problemów z puli konia. Czasami w żartobliwy sposób daje mi do zrozumienia, że czuje się samotny spędzając kolejne popołudnie tylko z fretką. Odpuszczam wtedy konia i siedzę z nim, albo gdzieś idę.

Za to on sam z siebie zaczął chodzić na halówkę i powoli wraca do biegania. Kiedyś, kiedyś zanim się poznaliśmy biegał 10 kilosów dziennie. Jak tylko ma okazję jedzie "przebiec się po górkach". Po dwóch latach przerwy w tym roku znów zaczął jeździć na narty.

Jak tak dalej pójdzie, to może i do tego swojego karate wróci. 😜
[quote author=DABI link=topic=18666.msg521814#msg521814 date=1268815192]
ponieważ faceta można zawsze zmienić, dzieci się wychowa i pójdą na swoje


Moim zdaniem,to czysty egoizm i nie chcialam bym byc Twoim mezem(bo a noz chcialo byc Ci sie mnie w kazdej chwili zmienic  :icon_rolleyes🙂
A dzieci olac,bo i tak sie wyprowadza?
To jakas czysta rozpacz.
[/quote]

Nie musi Ci się podobać moje podejście do życia. Ja nie jestem Matka Teresą z Kalkuty, żeby się poświęcać.
Moje dzieci kocham nad życie i zawsze staram się być dobrą matką (raczej nie narzekają), natomiast jeżeli facet nie umie i nie chce zaakceptować mojej pasji i pracy, to niestety, ale widocznie na mnie nie zasługuje.
Jestem samolubna i się do tego przyznaje, to jest moje życie i nie będę się na siłę zmieniać tylko dlatego, że komuś się nie podoba...
Z moim nowym partnerem wspaniale się dogadujemy i uważam, że można szczęśliwie ułożyć sobie życie...
Ok,Ty tak uwazasz - Twoja i Twoich najblizszych sprawa,jednak nie musisz mowic innym,ze to sluszna droga.

edit:
Dabi mowie to przez pryzmat tego,ze nie wyobrazam sobie,kiedy moj maz stawia mnie w takiej sytuacji "mam wszytsko w dupie,bo mam pasje"-a Ty powinnas mnie jeszcze w tym wspierac.


Każdy wybierze taka drogę jaką będzie chciał, nie można nikomu nic narzucić...

Widocznie zostałam źle zrozumiana i złapana za słówka, bo wspieranie, a zmuszanie do porzucenia hobby to zupełnie dwie różne rzeczy...
Można wszystko osiągnąć nie narażając najbliższych na jakiekolwiek straty, ale tylko wtedy gdy godzą się na to dwie połówki...
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
17 marca 2010 10:14
DABI popieram Cię w 100%.

Ja nie jestem Matka Teresą z Kalkuty, żeby się poświęcać.[/b]
...
, natomiast jeżeli facet nie umie i nie chce zaakceptować mojej pasji i pracy, to niestety, ale widocznie na mnie nie zasługuje.
Jestem samolubna i się do tego przyznaje, to jest moje życie i nie będę się na siłę zmieniać tylko dlatego, że komuś się nie podoba...


Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Ja też jestem samolubna w tym sensie o którym piszesz i jestem egoistką. Chce być zadowolona ze swojego życia, a nie tylko zadowalać innych.

Każdy wybierze taka drogę jaką będzie chciał, nie można nikomu nic narzucić...

Widocznie zostałam źle zrozumiana i złapana za słówka, bo wspieranie, a zmuszanie do porzucenia hobby to zupełnie dwie różne rzeczy...
Można wszystko osiągnąć nie narażając najbliższych na jakiekolwiek straty, ale tylko wtedy gdy godzą się na to dwie połówki...


I pod tym też.

Związek partnerski, a tylko taki uznaję, to nie taki gdzie żona:
pierze, gotuje, sprząta, rodzi i wychowuje dzieci, a do tego jeszcze pracuje na pełny etat, albo i na dwa, a na swoje hobby, na swoje pasje, albo nawet na swoje zasłużone zwykłe popołudnie z książką w ciszy i spokoju nie ma już czasu.
Dabi- no nie wiem czy dobrze myślisz. Wolałabym mieć przy sobie na starość kogoś kto poda kubek gorącej herbaty, albo kochające mnie dzieci, które będą dzwonić i przyjeżdżać co jakiś czas.
NIGDY nie wybrałabym koni zamiast ludzi, gdybym tak naprawdę miała wybierać.
Konie są dla mnie ważne i pozostaną. Już tu nie raz mówiłam- nie będę miała siły jeździć, to będę się wozić bryczką, albo tylko hodować i patrzeć jak żre trawę.  😉
Ale nigdy nie przytaknęłabym nikomu, że dobrze robi poświęcając się koniom kosztem związków z ludźmi.  🙂


Ja też chciałabym mieć w przyszłości usiąść z moim partnerem i popatrzeć się w sufit i podziwiać jego piękno, ale razem

Natomiast, jeżeli nie masz wspólnych tematów z mężem, o czym będziesz z nim rozmawiać, Ty kochasz konie i stajnię i wszystko z nimi związane, a on tego nienawidzi, jak można zbudować związek na takich relacjach?

To powinno się siedzieć z takim człowiekiem tylko dlatego że są dzieci?
Dzieci można wychować samej, pod warunkiem, że mimo wszystko maja stały kontakt ze swoim ojcem...

Wiem, że dla wielu z was konie są wielka pasją, ale nie zboczeniem, a dla mnie jest odwrotnie...
Ja też jestem samolubną egoistką i dobrze mi z tym. Już raz dostosowałam swoje życie do wymagań partnera (w swerze innej niż konie) i po rozstaniu nagle poczułam, że nie mam własnego życia. Nie mam znajomych, nie bywam na wspólnych imprezach, zrezygnowałam z innych niż konie zajęć, aby poświęcić jemu ten czas. Na koniec nie dość, że byłam zdradzona, oszukana to jeszcze wyprana z własnego JA. Nigdy więcej na to nie pozwole. Traktuję związek jako jedną z przyjemności w życiu, coś z czego mam czerpać energię i frajdę a nie przykrą konieczność, która próbuje mnie odciąć od przyjemności.
Co do tego podania herbaty na starość... Mam sporo klientów, którzy mają po 4,5,6, a nawet 7 dzieci dorosłych, mieszkających od 5 do 40 km od rodziców, i też im nie ma komu podać tej herbatki, gorzej- nawet duże zakupy muszą wozić autobusem, chociaż dzieci i wnuki mają samochody, nie wszyscy pracują... I Ci ludzie mi mówią, że wszystkim dzieciom domy wybudowali, tym, które chciały zapewnili wykształcenie, a teraz babcia albo dziadek o lasce chodzący jest zapomniany... Nikt nie dzwoni, a przyjadą dopiero jak się dodzwonią i doproszą o odwiedziny. Do lekarza wożą ich sąsiedzi... Dzieci wychowane oczywiście po katolicku, w poszanowaniu rodziny. Nie ma recepty na to, że na starość nie będzie się samym.
Jak ma się pasję, to znajdą się inni pasjonaci w różnym wieku, i świetne zajęcie na samotne chwile.
A co do męża i babskiego egoizmu, gotuję, piorę, zmywam gary, prasuję, sprzątam, robię zakupy, chodzę z psem na spacer, płacę rachunki, zbieram porozrzucane rzeczy, a jak pan i władca ma focha  🤬  to jeszcze myję samochód, przynoszę węgiel i drewno, wynoszę popiół, jeżdżę do mechanika. A foch przechodzi wtedy, gdy w niedzielę albo na święta trzeba jechać do teściów i głupio byłoby pokazać się bez żony. To jak nazwać te męskie cechy???? Egocentryzm to chyba za słabe określenie.  

Tata mnie kiedyś ścigał o konie, ale krótko i potem sam mnie wspierał. Co do pracy to rodzice mi pomagają, a teściom i mężowi mój zawód jest chyba zadrą w oku.
dempsey   fiat voluntas Tua
17 marca 2010 10:50
ufff widzę że jednak z koniarzem łatwiej..
pomijając kwestie sporne jak intensywność treningów, sens stosowania takiego a nie innego sprzętu czy inne tego typu tematy na małżeńskie konio-kłótnie 😉

no i co jakiś czas pojawia się też motyw:"znowu chcesz dzisiaj wsiąść? ja niestety na wsiadanie nie mam czasu , nie wyrabiam z robotą (tą nie-końską). a tu jeszcze mam zostać z dziećmi podczas gdy ty se wsiadasz"
ale żem zołza, to mam zawsze na podorędziu argument: "jako matka łącząca opiekę nad dzieckiem z pracą zawodową w domu, zwariuję jeśli nie wyskoczę na konia.  i to mi się należy jak psu miska. i nic mnie nie obchodzi, że niektórzy wsiadają raz na tydzień bo nie mogą się zorganizować  😎 "
i jadę  😀
jak wracam to mam 3x więcej chęci i energii - do dzieci, do pracy, do męża...
Wielu mężczyzn boi się kobiet z pasją i wiedzących co chcą w życiu robić...
A jeżeli robią i pracują w tym co kochają, to to jest ich osobistą porażką...  😵
Nie no dziewczyny..słuchajcie...po prostu prawda jest pośrodku.  🙂
I wszystko zależy od wielu czynników.
Gdybym miała faceta z którym łączą mnie tylko dzieci, to oczywiście że wybrałabym konie. Oczywiście, że poświęcanie się dzieciom nie musi być jednoznaczne z tym, że te dzieci przy nas "zostaną". ( mogą przecież wyjechać do Australii, nie?) Nie da się tak uogólniać. Jednakże nasza pasja, pasją, ale czasami warto przyjrzeć się całej sprawie z tej drugiej strony.

Mój często prosi, bym "chociaż w niedzielę posiedziała z nimi". I ma rację !! W tygodniu- praca, koń. W sobotę- koń. Kiedy w niedzielę wracam po 14😲0 ze stajni i widzę jak siedzą razem i oglądają bajkę to jakoś tak mi łyso. Wiem, że chcieliby bym siedziała razem z nimi i razem z nimi gapiła się w ten telewizor.

Mały ( 10 lat) kiedy wychodzę do stajni pyta czasami z wyrzutem w głosie:" Znów wrócisz za 5 godzin?"  🤔

Staram się pogodzić bycie pracownicą, żona, matką, sprzątaczką, kucharką i zarazem koniarzem, tyle, że czasami ciężko. Ale jak to mój szef mawia: " A czy ktoś obiecywał, że będzie łatwo?"  😉

Nie jest źle. Ale mam jakieś takie poczucie, że mogłabym być lepszą żoną i lepszą matką i więcej czasu być z chłopakami. Niby rozumieją, niby nauczyli się, niby sobie radzą, ale wiem, że woleliby bym więcej była w domu.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
17 marca 2010 13:59
Kurczę, to wszystko względne jest. I wszystko wymaga kompromisów z każdej strony.

Póki mieszkałam z rodzicami, byłam w stajni 6 dni w tygodniu. Rano konie, na chwilę wpaść do domu, praca.
Teraz zamieszkałam z chłopakiem, jest dom do ogarnięcia, chłop do dopieszczenia i konie przestały być główną treścią życia.
Z 6 dni w stajni zrobiły się 4, w tym odpuściłam jeden, w którym tak naprawdę mogę posiedzieć u konia dłużej i bez pośpiechu, czyli niedzielę. Niedziela to dzień, kiedy się długo wysypiamy, leniwie się rozkręcamy, idziemy na spacer i takie tam.

Chłop na szczęście wyrozumiały bardzo, jak ja mam czasem kryzys p.t. "po co mi te konie, worek bez dna, czasu za dużo pożerają", to on sam mi mówi, że bez nich nie byłabym szczęśliwa i nie miałabym swojej pasji. On ma swoje gry, ja mam swoje konie, dzięki temu oboje mamy swoje własne sfery, żeby mieć coś swojego, odrębnego.

Na pewno to się bardziej komplikuje, gdy ma się dzieci. Póki co nie wyobrażam sobie jeszcze tego dołączyć do planu dnia 🙄
Dobry temat m.indira

Ja sobie odpuściłam, w pewnym momencie powiedziałam że nie dam rady... Zbyt wiele się rzeczy nawarstwiło w moim życiu. Nawet nie zaglądam na forum, ja po prostu nauczyłam się żyć bez koni. Cieszę się że koń jest w dobrej stajni, odwiedzam go, płacę za niego i żyję w swiętym spokoju o niego. Mam nadzieję że może kiedyś to się zmieni, bo kocham swoją pasję. Wiele dzięki jeździectwu się nauczyłam, wiele przeżyłam, a ilu wspaniałych ludzi poznałam, tego nawet nie liczę. Przychodzi czasem taki moment w życiu, że dokonujemy w nim wiele wyborów, ja właśnie się w takim znalazłam. Jeżeli można zrezygnować ze swojej pasji to na jakiś czas i z bardzo ważnego powodu lub powodów, ale czy rezygnować przez kogoś lub dla kogoś? NIGDY! Uważam że każdy ma prawo do swojego odrębnego świata, nawet takiego gdzie żona, maż, dzieci czy rodzice nie mają prawa ingerować. Każdy zasługuje na swoją odrobinę szczęścia, to nie egoizm to spełnianie siebie.

Magda, rób co kochasz bo wiem że robisz to najlepiej na świecie.



-trzeba starać się by nie cierpiały inne obowiązki domowe. Jeśli obiad będzie nie ugotowany, nie sprawdzone lekcje dzieciom, pranie od 2 tygodni nie zrobione trudno oczekiwać zrozumienia. Czyli- przyjemności ( stajnia) tak, ale obowiązków nie zaniedbywać.

    Tez bez przesady. Szanownemu mezusiowi nie spadnie korona z glowy jesli ugotuje obiad i zrobi pranie. Nie wyobrazam sobie rodziny w ktorej tego typu obowiazki ma tylko jedna strona. Absolutnie obowiazkowe jest cykliczne wymienianie sie pracami domowymi.
  Uwazam ze przede wszystkim nie nalezy zakladac rodziny z kims kto naszej pasji nie podziela. Po to jest okres chodzenia ze soba czy nawet narzeczenstwa zeby wszystko wyprobowac i w razie gdyby druga strona usilowala nas ograniczac albo roscic sobie prawa do odebrania nam naszej pasji w pore to uciac lub zaczac pracowac nad rozwiazaniem sprawy ktore bedzie ospowiadalo dwom stronom. Mysle ze kazda z nas, tym bardziej taka ktora ma meza i dzieci powinna miec pewien margines wolnosci absolutnej - jakiejs sfery zycia wylaczonej spod wplywu meza, dzieciarni i reszty rodziny. To moze byc stajnia, moga byc ksiazki, filmy, przyjaciele. Cos co pomoze nam w zrozumieniu ze bycie zamezna i dzieciata nie oznacza koniecznosci poswiecenia zycia rodzinie. Bo takiego obowiazku nie mamy.                           
    Naturalnie wszyscy, od meza po rodzine, spoleczenstwo i Kosciol beda starali sie wmowic nam ze powolaniem kobiety jest sfera domowa. Otoz tak nie jest, smiem stwierdzic ze ozywcze dla kobiet byloby przejecie meskiego podejscia do rodziny - jako tylko jednego z elementow zycia, w ktorych absolutnym priorytetem jest nasza pasja. A ta moze byc rozna, dla niektorych kobiet sa to dzieci a dla innych zupelnie co innego.
      Musze przyznac sie do niezbyt popularnego pogladu, a mianowicie takiego ze w sytuacji gdy czujemy sie w rodzinie przytloczone, gdy rodzina uniemozliwia nam realizacje marzen i pasji nalezy od tej rodziny sie odciac. Zostawic meza, z dziecmi czy bez i pojsc wlasna droga. Choc oczywiscie lepiej miec na tyle rozsadku zeby nie wychodzic za maz jak glupia w bardzo mlodym wieku, sprawdzic tego chlopa i nie angazowac sie w zwiazek ktory potem skonczy sie rozwodem. A przede wszystim nie rodzic dzieci od razu jesli nie jestesmy pewne mezczyzny. Bo wciaz jednak matka ktora zostawi dziecko z ojcem traktowana jest jak najwieksza zbrodniarka.
Kelpie- ja daleka jestem od tego, by sądzić wszystkich jedną miarą. Nie każda kobieta nadaje się na kurę domową, nie każda ma silne instynkty macierzyńskie. 😉
Ja próbuję zwrócić uwagę, że zanim zaczniemy marudzić, że "facet nas nie rozumie, nie podziela naszej pasji, w domu kłody nam pod nogi wszyscy rzucają", to żeby szczerze i na spokojnie odpowiedzieć sobie, czy jesteśmy w porządku wobec domowników.

Jeśli pranie nie zrobione od 3 tygodni, dziecko nie ma czystych gaci, nie wiesz kiedy dziecko ma wywiadówkę, z czego ma klasówkę, ciasta nie upiekłaś od kilku miesięcy, obiady to podgrzewane w mikrofalówce gotowce, w domu syf i brud, Ciebie nie ma całymi dniami ( bo jesteś albo w pracy albo w stajni) a rodzina siedzi bez Ciebie sama, to sorki, ale moim zdaniem nie ma się nad czym użalać.

Broń Boże nie mówię, że baba ma siedzieć w kuchni i z mopem całe życie biegać i chłopu usługiwać.  😉 Daleka jestem od tego.
Tylko zanim zaczniemy narzekać, jakie to jesteśmy nie rozumiane, zastanówmy się w środku, czy naprawdę jesteśmy OK. I czy chcielibyśmy być na ich miejscu- na miejscu tych mężów zostawionych z praniem, dzieckiem i zupą z proszku. Podział ról ma być. Facet powinien również wykonywać prace domowe. Mój wykonuje i nie mam mu nic do zarzucenia.  🙂 Chodzi mi o to, czy chciałybyśmy by nasza połówka znikała na tak długo, na jak długo my czasami znikamy. Jeśli dajemy za to znikanie coś w zamian, prędzej będziemy zrozumiane, niż jeśli znikniemy i NIC z siebie w zamian nie damy.
Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi.
małżeńskie konio-kłótnie 😉

Hmmm... gdy ostatnio strzecha na chałupie podskakiwała - małż wyhamował, westchnął i cicho powiedział : "To już rozumiesz, dlaczego byłem przeciwny kupowaniu konia?"  😀

Dokonałam nietypowego wyboru: rodzina - tak, konie - tak, sztuka - czasem  😎, a poszła biegać... praca  🤔 Teoretycznie mogłabym - by net na przykład, ale już wolę wbijać czasem/często zęby w ścianę niż zaiwaniać bez szans na oddech. Żyję wolniej, pocieszam się, że może... dłużej?  😜 Mimo "siedzenia w domu" nie rozumiem co to znaczy "nudzić się". Przecież życia w życiu nie starczy na wszystkie ciekawe rzeczy!
Halo- no to jesteś w tej świetnej sytuacji, że możesz sobie pozwolić by praca poszła biegać.
W naszym przypadku to raczej ja zarabiam na chleb dla rodziny.  🤔 W związku z czym muszę pogodzić wszystko.
Oczywiście tak naprawdę wszystkiego się nie da i w domu królują kurzowe koty. A ostatnie ciasto, które to wypominam dziewczynom, sama upiekłam chyba ze 2 lata temu. Pranie robi mąż, w związku z czym notorycznie skarpetki są uprane nie od pary. A gotuje teściowa.  😡
Naprawdę ciężko czasami pogodzić wszystko razem, ale DA SIĘ.

Dlatego mówiłam na początku- kochająca się rodzina, umiejętność rozmowy i kompromisy.
Kelpie- ja daleka jestem od tego, by sądzić wszystkich jedną miarą. Nie każda kobieta nadaje się na kurę domową, nie każda ma silne instynkty macierzyńskie. 😉
Ja próbuję zwrócić uwagę, że zanim zaczniemy marudzić, że "facet nas nie rozumie, nie podziela naszej pasji, w domu kłody nam pod nogi wszyscy rzucają", to żeby szczerze i na spokojnie odpowiedzieć sobie, czy jesteśmy w porządku wobec domowników.

Jeśli pranie nie zrobione od 3 tygodni, dziecko nie ma czystych gaci, nie wiesz kiedy dziecko ma wywiadówkę, z czego ma klasówkę, ciasta nie upiekłaś od kilku miesięcy, obiady to podgrzewane w mikrofalówce gotowce, w domu syf i brud, Ciebie nie ma całymi dniami ( bo jesteś albo w pracy albo w stajni) a rodzina siedzi bez Ciebie sama, to sorki, ale moim zdaniem nie ma się nad czym użalać.

Broń Boże nie mówię, że baba ma siedzieć w kuchni i z mopem całe życie biegać i chłopu usługiwać.  😉 Daleka jestem od tego.
Tylko zanim zaczniemy narzekać, jakie to jesteśmy nie rozumiane, zastanówmy się w środku, czy naprawdę jesteśmy OK. I czy chcielibyśmy być na ich miejscu- na miejscu tych mężów zostawionych z praniem, dzieckiem i zupą z proszku. Podział ról ma być. Facet powinien również wykonywać prace domowe. Mój wykonuje i nie mam mu nic do zarzucenia.  🙂 Chodzi mi o to, czy chciałybyśmy by nasza połówka znikała na tak długo, na jak długo my czasami znikamy. Jeśli dajemy za to znikanie coś w zamian, prędzej będziemy zrozumiane, niż jeśli znikniemy i NIC z siebie w zamian nie damy.
Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi.



    Rozumiem. Oczywiscie ze nalezy byc uczciwym wobec partnera i nie oczekiwac ze ma na kolanach podporzadkowywac sie naszej pasji. Ja rowniez uwazam ze za znikanie nalezy dawac cos w zamian. Ale meza zostawionego z praniem, zupa z proszku i dzieckiem specjalnie nie zaluje. Dla kobiet to codziennosc, nie widze powodu zeby zalowac faceta z tego powodu. Oczywiscie ze nie nalezy przesadzac. Obowiazki w domu i dotyczace dziecka nalezy rozdzielac po polowie.
Abstrahujac od kwestii poruszonej przez Tunride jestem zdecydowana zwolenniczka zarzucenia przez kobity domowej roli pracowniczo-uslugowej. Po tylu latach zamkniecia w domu moze to panowie powinni doswiadczyc radosci ograniczenia wylacznie do sfery domowej, prania, sprzatania i rezygnacji z pracy z powodu urodzenia dziecka. Naturalnie zaden nie zrobi tego z wlasnej woli.
M.indira mimo ze twoja postawa moze byc kontrowersyjna, popieram Cie w pelni. Podoba mi sie ze poszlas wlasna droga, dodatkowo wciagajac syna we wlasna pasje.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się