podwójne życie,stajnia-dom, walka z wiatrakami?

Czasami słowa bolą dużo bardziej niż ciosy.


To najszczersza prawda...
Ja również nie miałam wesoło w życiu, niby Ok, ale nie Ok
Myślałam, że to wszystko się ułoży, zmieni, robiłam to dla dzieci, żeby miały ojca, żeby później nie miały do mnie żalu, że pozbawiłam ich bliskości taty, oraz rozwaliłam "normalna" rodzinę.
Mama mnie nie rozumiała, bo nie była wstanie zauważyć niczego złego w moim byłym. Przecież nie pije i Cie nie bije, zawsze była taka odpowiedź na moje skargi. A on znęcał się nade mną psychicznie... To chyba jeszcze gorsze zło.
Po 13 latach małżeństwa postanowiłam to zmienić, ale tylko dlatego, że spotkałam w moim życiu kogoś, kto mi to wszystko uświadomił i pokazał jak można być szczęśliwym i jak powinna wyglądać rodzina...
Dzięki tej osobie dowiedziałam się jak można żyć...

Będąc staruszką, siedząc na bujanym fotelu przed kominkiem, wspominając swoje życie, nie będę żałować żadnej swojej decyzji i będę najszczęśliwszą babcią pod słońcem, ponieważ życie mamy tylko jedno...
oczywiście to trudna decyzja...
a latka lecą...

na dodatek posiadając dziecko i tak nigdy się człowiek nie odczepi od tej 2 osoby... no i podjęcie decyzji jest trudniejsze...

w sumie nie mam na co narzekać, niby wszystko OK, ale nie jest OK,
nie mamy wspólnych marzeń, wspólnych celów, wspólnych znajomych, wspólnych zainteresowań...
praktycznie nic...
z jednej strony mi to nie przeszkadza - bo on komplenie NIE utrudnia mi życia... ale
też nie pomaga


Dodo chyba faktycznie pranie mózgu by Ci się przydało. Dziecko z tego co piszesz i tak wychowujesz sama, bo jego ono nie obchodzi. Wiec jaki problem? Czy on jest związany z dzieckiem i będzie utrudniał? Zresztą uważam, że bycie z sobą dla dzieci i pozwalanie, aby życie uciekało jest niedorzeczne. Mam wrażenie, że brakuje Ci poprostu bodźca do tego, żeby zakończyć ten układ (bo chyba związkiem tego nie nalezy nazywać). A bodziec wcześniej czy później się znajdzie, tylko czy nie szkoda lat?
Dodofon  trzymam kciuki za Ciebie ,że zmienisz swoje życie .Najgorszy jest pierwszy krok potem będzie tylko lepiej . 😅 
efka   CEL - zadanie, które wyznaczamy naszym marzeniom
22 marca 2010 13:15
[quote author=Bogdan link=topic=18666.msg525794#msg525794 date=1269172565]
Lostak zabierz Dodo do swojego taty. Albo lepiej na jakieś odczynianie. Zam takiego ludka, który odczynia konie sikajac do boksu- chyba już to kiedyś pisałam 😉
To co piszesz Dodo tak do Ciebie nie pasuje.
A może przez to odchudzanie siły starciłaś co?

ps.Lostak tak sięcały czas biję z myślami czy nie zmienic tego niku na Bogdanowa  😉


OK, nasikajcie mi w sypialni na dywan  😂 😂
[/quote]

To ja też poproszę... 😉 :/
witam, ja wyszłam za koniarza i zamieszkaliśmy w domku przy stajni i razem pracowaliśmy i mimo wspaniałych koni to był największy koszmar mojego życia!! Trwał ponad pół roku. Potem sama mieszkałam i zajmowałam się tą stajnią (ponad 10 koni), a potem zamieszkałam z pewnym cudownym mężczyzną, który pobudował dla mnie stajnię na 4 koni, kupiliśmy dwa konie (teraz już są 4), pomógł mi się rozwieść z tamtym, wziął ze mną ślub i zrobił dziecko🙂
Mamy teraz 4 konie, 2 psy, 2 koty, królika miniaturkę i wzajemne wsparcie🙂
I nie jest koniarzem i nie pasjonuje go to, wie że ja kocham konie i to zajęcie i wspiera mnie jak może, pomaga fizycznie, wraca z pracy i jedziemy zbierać owies, siano, słomę. Pomaga w trudnych chwilach, jak chcę pojeździć to zajmuje się synkiem.
I jakoś na razie bez problemu daję radę zająć się dzieckiem, posprzątać w domu i wokół domu i stajni, ogarnąć stajnię, pojeździć, konie są zawsze czyste i zadbane i wypieszczone, no i jest czas tylko dla męża, chociaż czasami po takim dniu to już się nawet pod prysznic nie ma siły iść.... 😡
Ale kocham to i nie zamieniłabym mojego życia na żadne inne🙂
Wszystkim życzę takiego szczęścia jakie mnie spotkało....
majek   zwykle sobie żartuję
22 marca 2010 15:47
oj, aniaagre, zazdroszczę...

Ja mam męża koniarza (no może to na wyrost określenie, ale koniki mamy i zamierzać mamy, choćbyśmy mieli wsiadać raz w tygodniu jak teraz) . Mężowi nie mam nic do zarzucenia, ale ... czuję że na zbyt wiele się  zdecydowałam, żeby być razem z nim. (np. zgodziłam się na zamieszkanie z jego rodzicami). Oczywiście tylko dzięki temu, że z nimi mieszkam 1. mam konie pod domem 2. mam z kim zostawić dziecko, jak idę do pracy.
W sumie nawet np. wzięlibyśmy kredyt, żeby sobie coś wybudować w zupełnie innym miejscu, ale .. wtedy co z dzieckiem, końmi... No i i tak musielibyśmy tam często wpadać, pomagać (nawet finansowo) itp.
Nie wierzę, że dalibyśmy radę...
M4jek- ja dojrzałam do tego, by z teściami zostać. Kiedyś też miałam takie plany, by odejść od nich, iść z własną rodziną na swoje. Dojrzałam do tego, że WIEM, że sami nie dalibyśmy rady żyć tak jak żyjemy. Teściowa gotuje obiady, opiekują się małym kiedy tylko nam się zachce go podrzucić, pomagali finansowo kiedy było ciężko.
Bez teściów nie miałabym tyle czasu dla siebie.
Ja już z nimi zostaję i przestałam myśleć o wyprowadzce. Ale zanim do tego dojrzałam, to ..troszkę to potrwało. Kilka ładnych lat.
majek   zwykle sobie żartuję
22 marca 2010 16:47
🙂 ja właśnie chyba też dojrzałam.... po tym jak napisałam, to się przekonałam na 100%
my mieszkamy na własnym, ale teściowie mieszkają kilka domów dalej.. i to jest stanowczo za blisko... Nie wytrzymałabym psychicznie ani z moimi rodzicami ani z teściami.. Blisko mieszka babcia męża i od świąt będzie przychodziła na 3-4 godziny zająć się Kubusiem, ja w tym czasie zamierzam ogarnąć stajnię i ruszyć 1-2 konie, a ostatniego dopiero jak mąż z pracy wróci🙂
Niestety mam swoje zdanie i teściowa też i moja mama tak samo i po prostu nie dam sobie nic wmówić. A obie są takie, że by chciały żeby było tak jak one sobie wymyśliły. Nawet próbowały nami rządzić jak sami zamieszkaliśmy... koszmar🙂 Podziwiam was za to, że wam się układa ta relacji i życzę takiej nadal🙂 👍
Poza tym zawsze staram się sama sobie dawać radę i nie lubię jak mnie ktoś wyręcza🙂 Boksy sprzątałam sama od 4 koni codziennie do końca 8 miesiąca ciąży🙂 i czułam się świetnie, więc z dzieckiem też sobie ze wszystkim poradzę 😜
Aniaagre- moi teście to święci ludzie. Ja nie jestem łatwa we współżyciu. Lubię stawiać na swoim. Jestem uparta i naprawdę niełatwa. Teściowa nie wtrąca się w NIC ! Po prostu w NIC. (kiedyś, na samym początku próbowała trochę, ale szybko dała sobie na spokój) Mamy z niej TYLKO wyrękę.
Mnie drażniło samo to, że musiałam z nią mieszkać, samo to, że kiedy wychodziłam to pytała:" A gdzie idziesz?" (mieszkamy na oddzielnych piętrach, prawie nie wchodzi do mnie na górę)
Dogadałyśmy się i jest naprawdę OK.
Pracuję na 1,5 etatu!! Jeśli wetkać w to codziennie stajnię, dbanie o mieszkanie i opiekę nad dzieckiem, to doby nie starcza, niestety. Bez teściów zginęlibyśmy marnie.  😉 Teraz to wiem i naprawdę doceniam.
ps. gdybym miała mieszkać ze swoimi rodzicami, to ... ktoś by tego doświadczenia nie przeżył.  😉
udało mi się w święta 2x być w stajni ;-)
to duży sukces...
Dodofon

To super!

Jak Ci się udało uwolnić?
Chyba nie musiałaś specjalnie kombinować?
deborah   koń by się uśmiał...
07 kwietnia 2010 19:22
Dodofon, decyzja do łatwych nie należy. Ja też po rozwodzie, po rozstaniu z kandydatem na drugiego męża wreszcie znalazłam szczęście.
Prawdziwego faceta.

jest wspaniałym partnerem, świetnym ojcem dla Michałka.

ale były trudne chwile. i prawda jest to co mówią. Że kobieta jest jak małpa. nie puści jednej gałęzi dopóki mocno nie trzyma się drugiej 🙂
Dodofon, decyzja do łatwych nie należy. Ja też po rozwodzie, po rozstaniu z kandydatem na drugiego męża wreszcie znalazłam szczęście.
Prawdziwego faceta.

jest wspaniałym partnerem, świetnym ojcem dla Michałka.

ale były trudne chwile. i prawda jest to co mówią. Że kobieta jest jak małpa. nie puści jednej gałęzi dopóki mocno nie trzyma się drugiej 🙂


ha ha ha ;-)  😂
U mnie też jest nieciekawie w kwestii dom-stajnia. Tym bardziej, że do pracy dojeżdżam codziennie ok 40 km, po pracy jadę do stajni mzk, które nie zawsze super pasuje, 2h w stajni, później jak nie ma transportu pieszo 3 km na autobus do domu, kolejne 40 km i jestem w domu po 20. tak prawie codziennie, ale jak nie pojade do stajni do mam wrażenie, że czegoś nie zrobiłam. Szału dostaję, moja rodzina też  😕
czy jest to podwojne życie? Czy nparawdę nie da się pogodzic domu, rodziny ,pracy i pasji?
Z tego co czytam to jestem dzieckiem szczęscia. Bardzo łatwo namówiłam męża laika (zielonego pojęcia nie miał o koniach poza tym ,że są duże) na konie. Do dnia dzisiejszego mąz nie jezdzi konno ale... uwielbia nasze konie, jest z nimi codziennie.
Wczoraj miałam operację mamy, byłam cały dzien w szpitalu i byłam spokojna ,że mąz sobie poradzi,że sciągnie na noc konie z pastwiska,że je nakarmi i na noc da siana. I miałam rację, gdy wróciłam wszystko było ok.
Tylko ,że my jestesmy małżenstwem z 26 letnim stażem i uwierzcie mi i między nami były "czarne chmury" i my kiedys wiele razy się rozchodziliśmy i wiele razy wracalismy.Ale my oboje zawsze chcielismy byc razem i zawsze walczylismy o ten związek razem. Małżenstwo czy wogóle bycie razem nie jest łatwe, w koncu jest to związek dwojga zupełnie obcych sobie ludzi. Matka z córką sie pokłócą ale ..zawsze się pogodzą bo to najbliższa rodzina, natomiast mąż i żona to związek dwojga obcych sobie ludzi. Obie strony muszą chciec byc razem , obie strony muszą się wspierac bo jak nie, to moim zdaniem nie ma sensu ciągnąc takiego związku. Nie moze byc tak ,że jedna osoba podporządkowywuje się woli drugiej , nie może też byc tak ,że nie macie czasu dla swojej pasji (nie ważne jakiej) .
Ja po 26 latach spędzonych ze swoim mężem smiało mogę powiedziec ,że nadal kocham swojego męża ,że jest wspaniałym facetem ,który nigdy i wniczym mnie nie ograniczał.
Jednego czego tylko żąluje (a była to nasza wspolna decyzja) to tego ,że mamy tylko jedną córkę.Wspaniałą,kochaną ale ... teraz oboje żałujemy ,że nie zdecydowalismy się na drugie dziecko.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
28 maja 2010 11:07
deborah, veto! Ja puściłam gałąź i zaliczyłam dupą glebę. Z poziomu gleby czas na rekonesans terenu  😉

tajnaa, u mnie po dniu normalnej pracy powrót ze stajni przed 23. był rzadkością, dlatego u Kulesława bywałam coraz rzadziej. Dzień bez Kuli => dzień stracony => ja zła jak osa => to teraz wszyscy dookoła mają przechlapane  🙁  Teraz wciąż bywam un niego rzadko, ale myślę, że właściwie mu zorganizowałam "czas wolny"  😀iabeł:  Mam jeszcze 2 inne konie, które muszę minimum raz w tygodniu ruszyć, do tego studia, do tego kocie sprawy&wystawy, do tego inne zainteresowania i pasje... Niewielu ludzi by takiego domownika zniosło.

Faza, słowa otuchy  :kwiatek:
dzięki za słowa otuchy -przydały się.Dzis z mamą było zle ,wybieglam z pracy po telefonie od brata.Musieli powtornie operowac ,lekarze mowią ,ze powinno byc dobrze ale mama ma swoje lata i kurcze boję się o nią
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się