podwójne życie,stajnia-dom, walka z wiatrakami?

Oj, tunrida, to nie jest tak, że "można sobie pozwolić"  🙁 Wbijanie zębów w ścianę wcale nie jest takie wspaniałe. A wybór  - mało dobrowolny. Wiesz, Ty też w każdej chwili możesz rzucić pracę, naprawdę. Każdy może - tylko poniesie tego konsekwencje. Cena takiego wyboru/niewyboru jest ogromna. Wystarczy policzyć: przeciętna pensja x 12 m x Xlat...
To też mógłby być oddzielny temat - jak układać proporcje zarabiania/niezarabiania, na co przeznaczać czas.

A! gratuluję egzaminu!  💃

BTW. zajrzyj jutro do "Dziękuję"  😀
U mnie gotuje głównie partner, bo wcześniej wraca do domu. Pranie robi ten, kto znajdzie czas, sprzątanie róznie. Czasem razem, ostatnio głownie ja w soboty, kiedy on pracuje. Obojgu nam taki układ odpowiada. A do stajni jeździmy razem 🙂
U mnie gotuje głównie partner, bo wcześniej wraca do domu. Pranie robi ten, kto znajdzie czas, sprzątanie róznie. Czasem razem, ostatnio głownie ja w soboty, kiedy on pracuje. Obojgu nam taki układ odpowiada. A do stajni jeździmy razem 🙂


Tylko pozazdrościć takiego udanego związku  😀
DABI, jak każdy związek ma tez minusy 😉.
To normalne, ale przynajmniej w jednej kwestii jesteście zgodni i możecie się dogadać...
A to już bardzo dużo...  😀
m.indira   508... kucyków
19 marca 2010 20:29
dogadanie się to...
Czasami niestety jest niemożliwe, co wtedy?
Ile razy można prosić, tłumaczyć, płakać, poniżać się...
Niezrozumienie boli.
Ja w konie uciekłam, właśnie od niezrozumienia, od przykrych słów, od chorych zasad, od ograniczeń w postaci słowa NIE...
Bolało jak cholera, chora zazdrość, nietolerancja, insynuacje, podteksty, policzki które piekły od ostrych słów i nie tylko od nich...
Przetrwałam tylko dzięki koniom, i im zawdzięczam to kim dziś jestem, ile znaczę w końskim świecie, bowiem w myśl powiedzenia: co nas nie zabije to nas wzmocni...
Żyję, robię to co kocham, jestem doceniana, mam wsparcie syna...
a moja połowa gdy chce mi dogryźć mówi: na Twój pogrzeb i tak nikt nie przyjdzie...
Kiedyś to bolało, dziś żal mi tego czasu gdy moja walka była jak walka z wiatrakami, teraz wiem, że cierpliwością i upartością pokonałam mur nie do przebycia konsekwentnie dążąc do celu, tylko dlatego że nie potrafiłam pokazać drzwi, bo rodzina, uczucie itd...

I nie żałuję ani jednego dnia, bo dzięki temu co przeżyłam nie byłabym takim człowiekiem jakim jestem dziś
śledzę tą dyskusję od poczatku...
i nie wiem w sumie co napisać...

kilka osób napisało, że żyje w stereotypie (obiad, sprzątanie itd.) - oczywiście tak nie napisały dosłownie, ale że pomimo, ze sie wywiązują z obowiązków i tak mają pod górkę...
niestety w naszej kulturze nadal zakorzenione jest ze kobieta wykonuje dużo czynności domowych... i to sie odbija na jej wolnym czasie (i np. odciąga od hobby)

zawsze w takich dyskusjach staram sobie wyobrazić inną perspektywę...
np. Wy jesteście kobietami bez pasji:

wracacie o 16 do domu po pracy, jakieś ogarnięcie chaty... i chciałybyście spędzić czas z ukochanym a on??
a dziad dzień w dzień wraca o 20 - bo np. ma KONIE, Wyścigi  Aut, nurkowanie  czy grzebie w garażu...

dlatego warto wczuć sie w czująś skórę...

niestety u mnie jest inaczej, jako, że ja totalnie ZLEWAM to czy mój mąż oczekuje tego czy jestem w domu czy nie... robię co chcę...
niestety do czasu urodzenia dziecka... jak wiadomo - moje dziecko=mój problem...

on nie musi prosić by gdzieś wyjść - bo sobie idzie i ma w d. kto zajmie sie dzieckiem, ma w d.. czy dziecko ma co jejść i w co sie ubrać, oraz to, że nie mogę jechać do stajni bo nie mam z kim zostawić bachora...

ja muszę wyszystko zaplanować coby cokolwiek zrobić...

taki lajf..


Dodofon

I uważasz, ze to jest fajne życie?
Nie próbowałaś tego zmienić?
Porozmawiać, dogadać się, iść na jakiś kompromis, nie wiem cokolwiek?
Jak sobie z tym radzisz, przecież jesteście razem, ale zupełnie osobno...
DABI,  obawiam się, że rozmowa w sytuacji Dodofon nic nie da. Można tylko żyć koło siebie albo odejść. I tak się zwykle dzieje kiedy na horyzoncie pojawia się kotś, kto jest bodźcem.
m.indira,  kobieto co cię trzyma w takim związku? Ja staram się ustalać pewne zasady od początku. Jeśli oboje pracujemy zawodowo to oboje mamy obowiązki w domu. Ponieważ ja pracuję więcej godzin tygodniowo, to on więcej robi w domu. Był czas, że jego nie było od 6 do 20 to nie przyszło mi do głowy, żeby miał jeszcze jeździć na odkurzaczu nocą. Staram się sprawiedliwie oceniać sytuację.
Bardzo takich zasad pilnowałam w kolenych związkach, ponieważ moi rodzice byli "tradycyjną" parą. Tzn on po pracy prze tv, na kanapę z gazetą a wieczorem na bilard lub inne atrakcje a mama do garów, prasowania itp. Efektem był 50-latek pełen energi i pasji i zmęczona życiem kobieta. Od kiedy mama wróciła do pracy olała trochę pedantyczne podejście do domu, ma swoje grono znajomych z którymi regularnie spotykają się w ulubionym barze i ma swoje środki na bdanie o siebie. Po ponad 20 latach wróciło w nią życie 🙂
m.indira   508... kucyków
20 marca 2010 18:23
bera7 to się nazywa przyzwyczajenie...
czasami jest pięknie, lecz na krótką chwilę, gdy humor nie ten wróci, podparty alkoholem lub czymś zupełnie innym i nie można docenić tego co się ma.
nauczyłam się żyć z boku, tolerować, wytrwać i słyszeć śpiew ptaków, gdy lecą ostre słowa, a na ustach mieć uśmiech gdy pod powiekami łzy pieką, to moja metoda na przetrwanie...

a tak podsumowując, czasami zadaję sobie pytanie, co by było gdybym tak miała stałą pracę o wyznaczonych godzinach, od-do, jaki wtedy znalazłby pretekst by mnie tak traktować jak traktuje teraz, bo sumując moje godziny pracy to jest tego 3 dni w tygodniu po 4-5 godzin i sezonowo 5-6 dni po 6 godzin dziennie, nie licząc wyjazdów na zawody...
Dodofon

I uważasz, ze to jest fajne życie?
Nie próbowałaś tego zmienić?
Porozmawiać, dogadać się, iść na jakiś kompromis, nie wiem cokolwiek?
Jak sobie z tym radzisz, przecież jesteście razem, ale zupełnie osobno...


wielokrotnie próbowałam ale ja:
a) jestem psychicznie chora
b) jestem psychicznie chora i nie mam racji
c) jestem psychicznie chora, nie mam racji i czego sie czepiam
Dodo, jestes w pełni samodzielną babką, na maxa zorganizowaną, po co tkwisz w takim zwiazku?
Dodo, jestes w pełni samodzielną babką, na maxa zorganizowaną, po co tkwisz w takim zwiazku?


czasami po prostu trudno podjąć najłatwiejsze decyzje
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
21 marca 2010 08:04
Dodo, kobieto kochana, nie rzuca się pereł przed wieprze.
m.indira   508... kucyków
21 marca 2010 09:11
Dodofon, chyba mamy ten sam problem...
To tak jak z uzależnieniem, niby się łatwo pozbyć, lecz wcale to takie nie jest proste...
a wiecie co boli najbardziej, wcale nie przemoc fizyczna a znęcanie psychiczne, i tylko w powietrzu wisi pytanie, jak długo można to wytrzymać...
mój pół roku gdy byłam w ciąży poddawał w wątpliwość swoje ojcostwo, potem mnie szmacił, obrażał, wyzywał... wywaliłam go z domu, wrócił skruszony, by po kilku latach powtarzać akcję z częstotliwością raz na pół roku...
To trudne decyzje, których ja nie podjęłam, żyję obok i tak już będzie
lostak   raagaguję tylko na Domi
21 marca 2010 10:37
dodo, indira:

pare lat temu sie rozwiodlam.  balam sie, nie umialam podjac tej decyzji, zastanawialam sie czy to nie ja sie czepiam, oczekuje cudow, a moze tak to po prostu jest.  zylam obok i w sumie bylam gotowa tak to zostawic.  nie umialam postawic kropki.

pojechalam do rodzicow, madrych starych psychologow z pytaniem co robic? jak zyc? czy mam sie rozwiezc, czy pracowac nad zwiazkiem.

moj ojciec, ktory oczywiscie stwierdzil, ze nikt za mnie nie podejmie decyzji, zadal mi jedno pytanie.

czy jesli w wieku 70 lat spojrze wstecz w swoje zycie i stwierdze, ze przez cale zycie bylam troche szczesliwa, to jest ok jesli tak chce je spedzic.  bo jesli sie na to godze, powinnam dalej zyc tak jak jest.
czy wole zaryzykowac, i miec nadzieje, ze bede bardzo szczesliwa, albo nie, ale bedzie to bardziej kolorowe, pelne io prawdziwe, niz szare.

wyobrazilam sobie cale moje zycie, z perspektywy staruszki.  i sie przerazilam. obrazy przed oczami, perspektywa spieprzonego, szarego zycia, w ktorym jestm troiche szczesliwa byla straszna.  zmarnowane zycie, w ktorym nie lubie siebie.

i to byla ta kropka.  rozwiodlam sie, wcale nie do konca przekonana czy dobrze zrobilam, ale odetchnelam bedac sama, bardzo.  dzis z perspektywy czasu, po 5 latach od rozwodu, mam wspanialego meza - spelnienie, to byla najlepsza decyzja w moim zyciu.  i cholernie trudna.

spieprzajcie z zycia, ktore was nie cieszy, nie rozwija, nie powoduje ze budzicie sie z usmiechem na twarzy.  naprawde lepiej jest byc samemu, niz oszukiwac caly swiat.  trzeba sie zbuntowac, bo kazdy zasluguje na szczescie.  prawdziwe.

a mowienie juz sie przyzywczailam, zyje obok i jest ok, to takie wymowki, ktorych bedziecie kiedys strasznie zalowac, patrzac na swoje zycie wstecz... przezyte "troche szczesliwie"
Super Lostak,że dosyć szybko pojawił się w Twoim życiu człowiek dający radość. To tylko mogło upewnić Ciebie w słuszności podjętej decyzji. Gratuluję odwagi, napewno nie było to łatwe.
Ja trochę rozumiem m.indira. Takie złe traktowanie, psychiczne upodlenia bardzo bolą, a zaskakującą rzeczą w tym jest to,że kobietom tak traktowanym bardzo trudno jest odejśc. NIe jestem psychologiem, nie będe się wymądrzac, ale kojarzy mi się to z chorym współuzależnieniem podobnym do współuzależnienia żon alkoholików i podobnymi mechanizmami.

Ja również nie jestem osobą z czystą wesołą kartą życia. Mój ex- ojciec Krisa był typem podobnym do partnera m.indiry. Poniżający, toksyczny na maxa. 11 lat smutnego życia.
Całe szczescie to już jest za mną i mam nadzieję,że nigdy się nie powtórzy.

laski kciuki trzymam za Was.
Może warto byłoby spotkać się z jakimś dobr,y poleconym terapeutą, który pomógłby Wam rozwiązać problem.
lostak   raagaguję tylko na Domi
21 marca 2010 11:26
Zono Bogdana 😉

masz rację, to jest tak jak syndrom zony alkoholika, ktora nie odchodzi, bo wierzy, ze on przestanie pic.  absolutne wspóluzaleznienie, kompletnie niewidoczne dla osob w zwiazku.  mam bardzo podobna sytuacje w moim otoczeniu.  osoba mi bliska, zmienia sie, upodabnia do potwora, z ktorym jest, nie akceptuje zadnej uwagi na jego temat i coraz glebiej wchodzi w takie g...no, ze az szkoda.  i az nie siegnie dna, nie zrozumie, ze jej perspektywa jest skrzywiona.  szkoda mi jej i dziecka, ale nie mozna jej pomoc. 

a tym juz uswiadomionym psycholog jest w stanie pomoc, zadac pytania, na ktore odpowiedzenie przed samym soba moze zabolec, ale bardzo pomoc.  i warto walczyc o lepsze zycie.  bo jest za krotkie, zeby je marnowac.

oczywiście to trudna decyzja...
a latka lecą...

na dodatek posiadając dziecko i tak nigdy się człowiek nie odczepi od tej 2 osoby... no i podjęcie decyzji jest trudniejsze...

w sumie nie mam na co narzekać, niby wszystko OK, ale nie jest OK,
nie mamy wspólnych marzeń, wspólnych celów, wspólnych znajomych, wspólnych zainteresowań...
praktycznie nic...
z jednej strony mi to nie przeszkadza - bo on komplenie NIE utrudnia mi życia... ale
też nie pomaga
lostak   raagaguję tylko na Domi
21 marca 2010 11:46
Dodo, mam ochote tak cie kopnac w dupe.... ze nawet nie wiesz 👿
Dodo, mam ochote tak cie kopnac w dupe.... ze nawet nie wiesz 👿


z mojej D... po odchudzaniu niewiele zostało ;-) byłby problem z trafieniem 🏇
kujka   new better life mode: on
21 marca 2010 11:51
Dodofon, Ty jestes taka madra babka a takie rzeczy piszesz...
wiem, ja jestem malolata, pokolenie lat 80' ale zapytam: nie lepiej byloby z kims, kto nie tylko zycia nie utrudnia, ale i pomaga?
Dodofon, Ty jestes taka madra babka a takie rzeczy piszesz...
wiem, ja jestem malolata, pokolenie lat 80' ale zapytam: nie lepiej byloby z kims, kto nie tylko zycia nie utrudnia, ale i pomaga?


nie spotkałam takiej osoby,
ja nie potrafię ani poderwać, ani się umówić, ani zainteresować jakimś facetem

wracając do tematu = jadę zaraz do stajni  🤣
Lostak zabierz Dodo do swojego taty. Albo lepiej na jakieś odczynianie. Zam takiego ludka, który odczynia konie sikajac do boksu- chyba już to kiedyś pisałam 😉
To co piszesz Dodo tak do Ciebie nie pasuje.
A może przez to odchudzanie siły starciłaś co?

ps.Lostak tak sięcały czas biję z myślami czy nie zmienic tego niku na Bogdanowa  😉
lostak   raagaguję tylko na Domi
21 marca 2010 12:04
Bogdanowa, moi starzy ucza psychologii, nie praktyjuja.  ale poniewaz sie wychowalam w tym srodowisku, rzecza cioc i wujkow z praktyka - jest ogromna 😉

Dodo, jak bedziesz chciala porozmawiac o dalszych krokach i cos zrobic ze swoim zyciem, zadzwon.  to tym musisz chciec, glyupia ty 😉
Lostak zabierz Dodo do swojego taty. Albo lepiej na jakieś odczynianie. Zam takiego ludka, który odczynia konie sikajac do boksu- chyba już to kiedyś pisałam 😉
To co piszesz Dodo tak do Ciebie nie pasuje.
A może przez to odchudzanie siły starciłaś co?

ps.Lostak tak sięcały czas biję z myślami czy nie zmienic tego niku na Bogdanowa  😉


OK, nasikajcie mi w sypialni na dywan  😂 😂
nie spotkałam takiej osoby,
ja nie potrafię ani poderwać, ani się umówić, ani zainteresować jakimś facetem


Dodo, taka z....sta babka jak Ty? Faceci powinni się oglądać za Tobą, a nie Ty za nimi!
Zasługujesz na kogoś, kto będzie Cię doceniał. Każda z nas zasługuje!
Fakt- przerwać toksyczny związek jest cholernie trudno. Teraz wiem, że wolę być sama niż z kimś, kto nie jest dla mnie.
Yegua ale to strasznie ciezka sprawa, nagle sie usamodzielnic i wyrwac z malo satysfakcjonujacego zwiazku. Przerwac patologie jest strasznie ciezko, a co dopiero zwiazek w ktorym czlowiek czuje sie tylko nijako. Wydaje mi sie jednak ze racje ma Lostak - trzeba sie zastanowic czy kiedy spojrzysz kiedys wstecz nie bedziesz tego zalowala i czy warto dla poczucia sredniosci porzucic, potencjalne tylko i bardzo niepewne, marzenie o wiekszym szczesciu. Mi sie wydaje ze jednak warto zaryzykowac. Zawsze jest jakas szansa ze znajdziesz cos co bedzie Cie bardziej satysdkacjonowalo, Dodofon. To moze byc nowa pasja, praca, zwiazek. Ostatecznie, troche patetycznie mowiac, zycie masz tylko jedno. Ja bym sie nie ludzila ze odbijesz sobie po smierci, trzeba raczej skupic sie na chwili obecnej  🏇.
kelpie, można nawet stwierdzić, że patologię przerwać jest najtrudniej. Skoro już się do takiej sytuacji doprowadziło nie rozstając się zawczasu i się w nią brnie.
Dodofon, wyobrażam sobie jako silną, atrakcyjną, pewną siebie kobietę z pasją, spełniającą się zawodowo. I taka kobieta też potrzebuje wsparcia faceta. Ciężko jest tak samej, gdy obok "siedzi" druga osoba.
Strasznie ciężko wyrwać się z takiego patologicznego związku. Wiem, bo przechodziłam to z moim dawnym chłopakiem ( a to był TYLKO chłopak, a nie mąż).
Motywacją do zerwania związku moim zdaniem są 2 sytuacje.
-Albo koleś robi coś, co przelewa czarę goryczy do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie znieść już jego widoku ani sekundy więcej,
-albo pojawia się w naszym życiu ktoś inny, na tyle ważny, że chcemy być wolne dla tej właśnie osoby.

W pierwszym przypadku sprawa wygląda bardzo różnie. Dla jednej osoby taką kroplą przepełniającą dzban będzie to zwykłe uderzenie w policzek, dla drugiej jednak aż połamanie nóg przez dziada. Dla jeszcze innej poważne pobicie dziecka. Itd. Wszystko zależy od sytuacji w związku. Ja łaziłam z limami pod okiem, a mimo to, nie potrafiłam się uwolnić od gnębiciela.  🤔 Cholera...to ciężki temat jest. Ja nie wiem jak długo bym jeszcze była w swoim chorym związku, gdyby nie pojawił się ktoś inny. Dzięki nowej miłości udało mi się uwolnić od dziada. Nowa miłość trwała raptem kilka miesięcy, ale byłam w końcu WOLNA.
Czego i Wam życzę. Czasami słowa bolą dużo bardziej niż ciosy. I wiem jeszcze że gadania osób z zewnątrz dużo nie wnoszą. Samemu trzeba dojrzeć do tego, by przerwać taki związek. To trochę tak, jak z rzucaniem palenia.  😉 Jeśli samemu się nie zachce, tak naprawdę, gadanina osób z zewnątrz jakoś tak przelatuje przez głowę nie prowadząc do niczego. Przynajmniej tak było w moim przypadku.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się