Dziękuję Wam wszystkim dziewczyny.... Lunkę uśpiłyśmy 🙁 Miałyśmy to zrobić pod koniec miesiąca, ale zrobiła to moja mama pod moją nieobecność- więc był to dla mnie ogromny szok kiedy wróciłam do domu. W sumie "cieszę" się, że ominął mnie ten najgorszy z obowiązków- zaprowadzenie własnego przyjaciela na uśpienie 😕
Decyzję podjęliśmy ze względy na padaczkę Luny, na którą cierpiała od lat (właściwie wyszło to na jaw zaraz po jej wzięciu ze schroniska), ogólne problemy neurologiczne i psychiczne, które naprawdę uniemożliwiało jej normalne funkcjonowanie. Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Pies nie znosił samotności w ogóle, nawet kilkuminutowej. Za każdym razem wracaliśmy do spanikowanego, roztrzęsionego psa i zrujnowanego mieszkania. Ostatnimi czasy męczyły ją bez przerwy mikroataki padaczkowe, ataki paniki i silne stany lękowe. Przerażało ją wszystko, nie wiadomo było nawet często co akurat jest w tej chwili przyczyną paniki. Pies żył właściwie bez powodu w ustawicznym silnym stresie. W ostatnim miesiącu tak, ot schudła 3 kilo (sama ważyła 12-13, więc to sporo), przestała trzymać mocz i kał, była na coraz silniejszych lekach psychotropowych i przeciwpadaczkowych, które z czasem przestawały działać... Lekarze weterynarii i behawioryści byli bezsilni. Mimo, że była to jedyna słuszna decyzja, nie chciałabym przeżyć tego ponownie (pierwszego swojego psa też musiała uśpić, ale był po wypadku- tutaj zadecydowałyśmy o śmierci psa, który właściwie fizycznie wyglądał na tryskającego zdrowiem). Wiadomo, że życie jest wartością nadrzędną, ale mam nadzieję, że postąpiłyśmy słusznie w sytuacji kiedy alternatywą było tak naprawę ustawiczne cierpienie i strach...
A miała dopiero 7 lat.