RELIGIA, WIARA, WIERZENIA - rozważania, dyskusje

busch   Mad god's blessing.
26 kwietnia 2009 17:58
A ja kogoś, kto w NIC nie wierzy, zwyczajnie nie chciałabym znać  . Uznałabym, że to wariat! W "coś" każdy wierzy - np. w to, że jego zmysły dostarczają prawdziwych? informacji  Że istnieje / nie istnieje dobro. W realność materialnego świata. Etc. Przecież na to nie ma żadnych dowodów - więc jest to kwestią wiary! Nawet istnienie! naszej skromnej osoby jest kwestią wiary - bo może to Matrix tylko??? albo sen.
Ja akurat posłużyłam się skrótem myślowym. Nie wierzę w nic= nie wierzę w żaden Absolut w jakikolwiek sposób pojmowany.

Cała chrześcijańska wiara jest dla mnie nielogiczna. Dlaczego zabicie Syna Bożego miałoby mi pomóc w dostaniu się do nieba i wyzbyciu się grzechów? To dla mnie tak, jakby właściciel ziemski zabił swojego syna za to, że jego pracownicy go okradają  🤔wirek:
I chociażby sakrament bierzmowania. Po jego odbyciu będę pełniej uczestniczyć w nieskończonym szczęściu w niebie. To nic, że po chrzcie też niby dzieciom "przysługuje" to nieskończone szczęście= jak dostąpią namaszczenia duchem świętym, to będą w niebie mieli podwójnie nieskończoną radość  😵
A ja kogoś, kto w NIC nie wierzy, zwyczajnie nie chciałabym znać  . Uznałabym, że to wariat! W "coś" każdy wierzy - np. w to, że jego zmysły dostarczają prawdziwych? informacji  Że istnieje / nie istnieje dobro. W realność materialnego świata. Etc. Przecież na to nie ma żadnych dowodów - więc jest to kwestią wiary! Nawet istnienie! naszej skromnej osoby jest kwestią wiary - bo może to Matrix tylko??? albo sen.

Właśnie, busch napisała, że posłużyła się skrótem myślowym. Dlatego zależy, co mamy na myśli mówiąc "nic".
napiszę, bo widzę, że to ważne:

wierzę - w Boga, wierzę Kościołowi

i ciągle widzę, że ta moja wiara jeszcze "nie dość" - ale tak to już bywa z Miłością, jej nigdy za wiele :-)


:kwiatek:
Teli   Koń to zwierzak. Animal.
Rży i wierzga. Patrzy w dal.
Konstanty Ildefons Gałczyński

27 kwietnia 2009 20:50
No dobra, a jak to jest u Was niewierzących z Bożym Narodzeniem i Wielkanocą?
Bo ja jestem przeciwna kościołowi. Niby dlaczego jakiś chłop w sukience ma mi mówić co jest dobre a co złe? Facet, który nie ma dzieci i rodziny ma mi opowiadać co zrobić, żeby pożycie małżeńskie było udane? W Boga też nie wierzę, za to wierzę, że na pewno jest jakaś siła wyższa. Chociażby Matka Natura. Ale święta obchodzę, ponieważ są one dla mnie tradycją. Gdzie rodzina spotyka się przy stole i życzy sobie tego, co najlepsze. W pracy mi powiedzieli, że to się nazywa hipokryzja. Czy mają rację?
kujka   new better life mode: on
27 kwietnia 2009 21:34
Teli, nie jestes sama. sporo osob wlasnie w taki sposob przezywa swieta.
W pracy mi powiedzieli, że to się nazywa hipokryzja. Czy mają rację?


Poniekąd tak, ponieważ ani "tradycja" ani "rodzina" nie pasują do zestawu.
Marks powiedziałby, że chcesz korzystać z dóbr, których nie wytwarzasz.

W rzeczywistości z "matką naturą" jako "bogiem" nie ma żadnej tradycji i rodziny - jest walka o byt, procesy chemiczne i umowy cywilno-prawne.


Przecież można święta traktować jako spotkanie rodzinne i tyle...
opolanka   psychologiem przez przeszkody
28 kwietnia 2009 11:00
ale przecież tradycja nie wiąże sie tylko z religią. Fakt, że Boże Narodzenie to tradycja chrześcijańska, niemniej jednak można spotkanie świąteczne potraktowac jako tradycyjne w tych dniach postkanie rodzinne, bez przezywania chrześcijańskich obrzędów.

Albo zrobić impreze  😁
ale przecież tradycja nie wiąże sie tylko z religią. Fakt, że Boże Narodzenie to tradycja chrześcijańska, niemniej jednak można spotkanie świąteczne potraktowac jako tradycyjne w tych dniach spotkanie rodzinne, bez przezywania chrześcijańskich obrzędów.


W materialistycznej koncepcji świata tradycja (ta od religii to Tradycja) jest absurdem - nie ma czegoś takiego, jak tradycja w świecie materialnym.
W świecie materialnym są geny, procesy chemiczne, trawienie, wydalanie i dozowanie samemu sobie chemikaliów przez homeostat będący elektrodynamiczną osobliwością.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
28 kwietnia 2009 21:44
Nestor, amen.
busch   Mad god's blessing.
28 kwietnia 2009 21:54
Nestor- w procesach myślowych zawiera się także przywiązanie do pewnych wartości/idej/pojęć/działań, zwłaszcza przekazywanych przez najbliższą rodzinę. Tu właśnie widzę miejsce dla tradycji.
A gdzie, konkretnie, w materialnym świecie, mieszczą się: wartości, idee, pojęcia?
busch   Mad god's blessing.
28 kwietnia 2009 23:01
konkretnie- w naszych głowach.
Gdyby ich nie było: to w jaki sposób rozpoznalibyśmy drzewo w desce? krześle?
A to oddzielny, ciekawy temat, mający wiele wspólnego m.in. ze średniowiecznym! filozoficzno-religijnym "sporem o uniwersalia"  😁  😍
A gdzie, konkretnie, w materialnym świecie, mieszczą się: wartości, idee, pojęcia? Warto sobie przy takim pytaniu pomyśleć o estetyce np: postrzeganiu "atrakcyjności" człowieka na przestrzeni wieków/różnych stref geograficznych. Ciekawym, czy znajdzie się ktoś, kto zdoła w logiczny sposób zaprząc do tego Absolut, nie zaś uwarunkowania środowiskowe/kulturowe. 🙂
Hi, hi, ciekawe, czy ogiery na widok kobyłki też sobie myślą "ale piękna" !? I że przypomina, tę, no , z tego portretu...

Uwarunkowanie środowiskowe? owszem! Ale "kulturę" w świecie zwierzęcym znam tylko bakterii.
Poważniej - nikomu nie udało się odkryć sposobu "wykształcenia się" ludzkiej umysłowości. Dla mnie ta umysłowość właśnie, m.in. zdolność percepcji pojęć - jest z "innego" świata - i nie bardzo pasuje do reguł tego.
konkretnie- w naszych głowach.
Gdyby ich nie było: to w jaki sposób rozpoznalibyśmy drzewo w desce? krześle?


Poprzez porównanie z wzorcem - człowiek wie, jak wygląda drewno, wie, że pochodzi z drzewa i rozpoznaje elementy byłego drzewa w obecnym krześle (czy desce). Gdyby dany osobnik nigdy nie widział drzewa nie rozpoznałby go w desce - w ostateczności może tej wiedzy nabyć z innej chodzącej bazy wzorców - innego osobnika.
Na tym etapie człowieka można uznać za zaawansowany komputer z dobrym oprogramowaniem, pojemną pamięcią i wysokiej klasy przetwornikiem wizyjnym. Trochę teorii o powstawaniu języka i innych dyrdymałów i możemy spać spokojnie.

Nadal jednak nie wiadomo, dlaczego poważnie traktować np. współczucie - skoro to jedynie jakieś pobudzenia, chemia, czy jak to się szczegółowo wyjaśnia.

Halo, ale w tym momencie mówimy już o dwóch różnych sprawach - Ty piszesz teraz o ludzkiej zdolności do abstrakcyjnego myślenia i skąd się ona nagle wzięła, tu generalnie bez trudu da się Absolut wpasować. Natomiast kwestia istnienia i "mieszczenia się w materialnym świecie":
(...)wartości, idee, pojęcia już tego nie wymaga.
Prościej mówiąc, interesujące jest skąd mamy zdolność do daleko posuniętej abstrakcji, ale rozciąganie nadprzyrodzonego pochodzenia na produkty tejże zagadkowo nabytej zdolności, to troszkę naiwne, nie sądzisz? Jak wtedy wytłumaczysz płynność Kultury? Zmiennością Absolutu?  😲 Estetyka to taki w sumie najbardziej banalnym przykład, ale nie jedyny wszakże...
A tu już zależy, jaką logiką się kierujemy - czy jeżeli B wynika z A a C z B, to... etc. (czyli - jeśli zdolność do daleko posuniętej abstrakcji jest niewiadomego pochodzenia - to jej "produkty" w rezultacie też są niewiadomego pochodzenia) I już bliziutko do matematyki współczesnej, w której niektórym pojęciom "niebezpiecznie" blisko do Absolutu. A w mat. "konwencjonalnej" to aksjomatów więcej chyba, niż w religiach. Jeżeli podstawy reguł matematycznych przyjmujemy "na wiarę" to czemu nie religijne??? Zasada przecież dokładnie ta sama.
Nestor Z wzorami to nie jest prosta sprawa... parę lat poświęciłam studiowaniu zagadnień percepcji wzrokowej np. i nic! tu nie jest oczywiste. Zdolność podciągania pod pojęcie "drzewo" i lipy i kasztana i dębu (przy czym gatunki drzew można umieć! rozróżniać albo nie) podlega kształtowaniu tylko w nieznacznym stopniu. I nie ma zgody, na ile wzorce się wytwarzają, a na ile są "dane". I od czasów Abelarda nikły postęp w tej materii zrobiliśmy.
Nestor Z wzorami to nie jest prosta sprawa... parę lat poświęciłam studiowaniu zagadnień percepcji wzrokowej np. i nic! tu nie jest oczywiste. Zdolność podciągania pod pojęcie "drzewo" i lipy i kasztana i dębu (przy czym gatunki drzew można umieć! rozróżniać albo nie) podlega kształtowaniu tylko w nieznacznym stopniu. I nie ma zgody, na ile wzorce się wytwarzają, a na ile są "dane". I od czasów Abelarda nikły postęp w tej materii zrobiliśmy.

halo
Mnie nie męczy szukanie dowodów istnienia bądź nie Absolutu (nie chodzi oczywiście o rodzaj alkoholu). Z punktu widzenia jego istnienia, bądź nie, jest mało istotne - czy wiedza o drzewach i drewnie jest już zapisana " w głowach" czy wynika z rejestrowania otaczającego świata, czy też jest złożeniem obu. Clou światopoglądu materialistycznego sprowadza się do tego, że wszystko jest relatywne, a "prawa natury" skądś się wzięły, ale nie wiadomo skąd i po co.

Oponenci starają się zepchnąć dyskusję na obszary, w których mogliby brylować elokwencją, unikając meritum - tj. tego, że materializm czyni z życia wegetację, dając do wyboru dwie podstawowe formuły - bezrefleksyjny hedonizm lub żądzę władzy i panowania na innymi - albo złożenie obu. W formie czystej oba te przypadki występują rzadko - jako że konsekwentnych materialistów jest niewielu.

busch   Mad god's blessing.
29 kwietnia 2009 08:20
Poprzez porównanie z wzorcem - człowiek wie, jak wygląda drewno, wie, że pochodzi z drzewa i rozpoznaje elementy byłego drzewa w obecnym krześle (czy desce). Gdyby dany osobnik nigdy nie widział drzewa nie rozpoznałby go w desce - w ostateczności może tej wiedzy nabyć z innej chodzącej bazy wzorców - innego osobnika.
Tyle że gdy widzisz krzesło, nie potrzebujesz żadnego drzewa w tej chwili do porównania. Widziałeś kiedyś drzewo, zapamiętałeś, jak wygląda, i przetworzyłeś tę informację w jakiś uniwersalny szablon, który jesteś zdolny dostosować do aktualnej sytuacji. W chwili, gdy drzewo trafiło do twojej pamięci, stało się pojęciem. Bo nie ma żadnego drzewa- jest tylko twoja pamięć o nim zawarta w jakąś trudno uchwytną definicję. Czy potrzebowałeś do tego procesu Absolutu?

A tu już zależy, jaką logiką się kierujemy - czy jeżeli B wynika z A a C z B, to... etc. (czyli - jeśli zdolność do daleko posuniętej abstrakcji jest niewiadomego pochodzenia - to jej "produkty" w rezultacie też są niewiadomego pochodzenia)
Tyle, że nie każde B może wynikać z A. Dajmy sobie taki miły przykład.

B wynika z A
A- każdy człowiek wierzący jest szczęśliwy
B-Julia jest wierząca
___________
A===>B Julia jest szczęśliwa

Tylko że zwykle nie mamy żadnego założenia typu "każdy" "wszyscy" i wychodzi coś takiego:

B nie wynika z A
A-część ludzi wierzących jest szczęsliwa
B-Julia jest wierząca
__________
Julia niekoniecznie będzie szczęśliwa.

Jaką logiką będziemy się kierować- to musi zależeć też od danych. A dane pozwalające na traktowanie kolejnych zdarzeń jako ciągu przyczynowo-skutkowego jakoś denerwująco rzadko występują bezpośrednio w naszym życiu.

Jeżeli podstawy reguł matematycznych przyjmujemy "na wiarę" to czemu nie religijne??? Zasada przecież dokładnie ta sama.
Nie znam się na współczesnej matematyce. Możesz mi objaśnić, jakie to podstawy matematyki przyjmujemy na wiarę? Bo jak dotąd spotkałam się tylko z takimi, które są wynikiem logicznego wyciągania wniosków z rzeczywistości.

Oponenci starają się zepchnąć dyskusję na obszary, w których mogliby brylować elokwencją, unikając meritum - tj. tego, że materializm czyni z życia wegetację, dając do wyboru dwie podstawowe formuły - bezrefleksyjny hedonizm lub żądzę władzy i panowania na innymi - albo złożenie obu. W formie czystej oba te przypadki występują rzadko - jako że konsekwentnych materialistów jest niewielu.

"O czym ty w ogóle do mnie rozmawiasz"
Materializm nie jest równy hedonizmowi czy bezwzględnemu dążeniu do pełni władzy nad innymi. Materializm po prostu nie przyjmuje żadnego ducha/Absolutu, czy innych takich rzeczy za wewnętrzną zasadę/przyczynę/prawo wszechrzeczy.
I tak nasz altruizm przestaje być próbą przypodobania się Termu Na Górze Z Brodą, a staje się jedynie dążeniem do zaspokojenia swojej potrzeby. Tak, pomagając innym, zaspokajasz swoją emocjonalną potrzebę. Chcemy być dobrzy ponieważ: a)to daje nam wymierne profity przy życiu w społeczeństwie, ale też b)czujemy się miło sprawiając komuś radość. To nie taka prosta potrzeba jak głód, ale mimo to potrzeba.
Bo jakoś dążenia ludzkie trudno zamknąć tylko w tępym trwaniu (jedzenie, wydalanie itd.) + dążeniu do życia wiecznego po śmierci. Okazuje się, że podobnie jak mamy potrzebę bezpieczeństwa, mamy też potrzebę samorealizacji. A altruizm jest całkiem niezłą opcją tej samorealizacji-dlaczego, to już wyżej tłumaczyłam.
Naprawdę potrzebujesz Boga, by być człowiekiem w pełnym, "humanistycznym", tego słowa znaczeniu?
Nie znam się na współczesnej matematyce. Możesz mi objaśnić, jakie to podstawy matematyki przyjmujemy na wiarę? Bo jak dotąd spotkałam się tylko z takimi, które są wynikiem logicznego wyciągania wniosków z rzeczywistości.

W matematyce w wyniku abstrakcyjnego rozumowania można dojść do wniosku, że istnieje coś, o czym nie wiemy w sensie empirycznym, że istnieje (w takie istnienie można tylko uwierzyć). Najpierw jest rozumowanie, potem empiria - tak np. zbudowano bombę atomową, czy różne elektroniczne zabawki. Doświadczenie potwierdza rozumowanie - czasem je wspiera.

"O czym ty w ogóle do mnie rozmawiasz"
...
I tak nasz altruizm przestaje być próbą przypodobania się Termu Na Górze Z Brodą, a staje się jedynie dążeniem do zaspokojenia swojej potrzeby. Tak, pomagając innym, zaspokajasz swoją emocjonalną potrzebę.


Bush, jaki altruizm? Przecież Ty masz jedynie jakieś chemikalia i procesor, który tym steruje - co to jest ta emocjonalna potrzeba?
To jakieś latające kulki w przestrzeni nieeuklidesowej, hau, hau...
busch   Mad god's blessing.
29 kwietnia 2009 08:43
Bush, jaki altruizm? Przecież Ty masz jedynie jakieś chemikalia i procesor, który tym steruje - co to jest ta emocjonalna potrzeba?
To jakieś latające kulki w przestrzeni nieeuklidesowej, hau, hau...

A co jest złego w chemikaliach i procesorze- latających kulkach w przestrzeni-, które sterują naszymi potrzebami, emocjami i dążeniami?
Już chyba kiedyś ten przykład dawałam: jeśli wiemy, co wywołuje miłość i dlaczego podczas trwania zauroczenia czujemy się zakochani, to czy to uczucie przestaje być piękne/silne? Jeśli znasz przyczynę- i nie jest nią ingerencja Absolutu- to rozumiem, że sam proces przestaje być dla ciebie wartościowy?
Clou światopoglądu materialistycznego sprowadza się do tego, że wszystko jest relatywne, a "prawa natury" skądś się wzięły, ale nie wiadomo skąd i po co.


To chyba światopogląd relatywistyczny a nie materialistyczny, hm?

Bush potrzeba bezpieczeństwa - owszem, ale potrzeba samorealizacji innej niż "przywództwo w stadzie" jest trudna do wyjaśnienia. Ludzką! potrzebę twórczości jet równie trudno/łatwo wyjaśnić jak potrzebę życia duchowego. Nie wszyscy mają potrzeby twórcze i nie wszyscy duchowe. Ale ani twórczości ani życia duchowego to nie neguje.
Co przyjmujemy na wiarę w matematyce??? Jest cała lista w podręcznikach a słynne 2+2 =  ❓ 4 problemik ilustruje.
Jeśli sztywnych założeń prostych działań arytmetycznych nie pamiętasz, to są jeszcze zbiory, relacje, ciała, grupy, "wymiary" przestrzeni - i zasady logiki właśnie. A w życiu prosty ciąg przyczynowo-skutkowy występuje bardzo! często: rozstałam się z siodłem - dałam na glebę - mocno uderzyłam - złamałam nogę = złamałam nogę na skutek rozstania z siodłem. A na jakiej podstawie "materialistycznej" przyjmujesz, że miłość to uczucie? i że - piękne?
A co jest złego w chemikaliach i procesorze- latających kulkach w przestrzeni-, które sterują naszymi potrzebami, emocjami i dążeniami?
Już chyba kiedyś ten przykład dawałam: jeśli wiemy, co wywołuje miłość i dlaczego podczas trwania zauroczenia czujemy się zakochani, to czy to uczucie przestaje być piękne/silne? Jeśli znasz przyczynę- i nie jest nią ingerencja Absolutu- to rozumiem, że sam proces przestaje być dla ciebie wartościowy?


Nie ma nic złego w chemikaliach i procesorze - i dobrego też nie, bo nie ma żadnych kryteriów (materialistycznych), co jest dobre, co złe.
Ja jestem człowiekiem wolnym i nie muszę podporządkowywać się chemikaliom.
Z drugiej strony nie ma nic dziwnego i nie zaprzecza istnieniu Absolutu, jak się człowiekowi coś wydziela, gdy jest zadowolony, albo odwrotnie.

Tak, jeżeli miłość to chemikalia - to nie ma ona żadnej wartości.

p.s. halo:
To chyba światopogląd relatywistyczny a nie materialistyczny, hm?

Materialistyczny jest relatywistyczny.
Chodzi mi oczywiście o system wartości - a nie np. mechanikę relatywną 🙂
Z oglądu światopoglądu materialistycznego wynika mi, że wartości są kwestią akceptacji/nacisków społecznych. Jeżeli szaleją w nas endorfiny gdy bujamy w ramionach dzieciaczka = dobrze (pochwalane społecznie). Gdy walnęliśmy sobie jakiś narkotyczek = niedobrze (niepochwalane społecznie). Mnie to zdecydowanie "nie pasi", wierzę! w istnienie wartości uniwersalnych (a jeśli istnieją - to skąd się wzięły?)
Bardziej odpowiada mi estetyczna teoria Ingardena (m.w. piękno jest bytem zawartym - lub nie - w dziele sztuki) niż definicja: "Dziełem sztuki jest artefakt (lub nawet nie artefakt) uznany przez Świat Sztuki". Podobnie jak uważam, że gdy ktoś świetnie jeździ, to widzi/czuje/postrzega to nawet zupełny laik - a żeby nie wiem jak "uznane" było nazwisko - to nazwisko jeźdźca nie czyni - są tacy "uznani", którzy jeżdżą fatalnie.
busch, czemu wyrażasz na forum moje myśli? Co prawda nie myślałam nad tym kupę czasu, ale wnioski te poczyniłam już kilka lat temu i zapamiętałam 😉.

Dodam od siebie: "I tak nasz altruizm przestaje być próbą przypodobania się Termu Na Górze Z Brodą, a staje się jedynie dążeniem do zaspokojenia swojej potrzeby. Tak, pomagając innym, zaspokajasz swoją emocjonalną potrzebę."

Moim zdaniem dochodzi do tego jeszcze egoistyczna świadomość. Pomogłem komuś, ktoś będzie czuł się zobowiązany mi pomóc. I mimo, że głośno o tym nie myślimy, to gdzieś tam to siedzi. W końcu każdy człowiek jest w pewnym stopniu egoistą.
Halo, kwestię użytej logiki ładnie za mnie Bush wyłożyła. Tak pokrótce:
Mnie to zdecydowanie "nie pasi", wierzę! w istnienie wartości uniwersalnych (a jeśli istnieją - to skąd się wzięły?) Z "wierzeniami" nie bardzo da się dyskutować. 😉

Podobnie jak uważam, że gdy ktoś świetnie jeździ, to widzi/czuje/postrzega to nawet zupełny laik - a żeby nie wiem jak "uznane" było nazwisko - to nazwisko jeźdźca nie czyni - są tacy "uznani", którzy jeżdżą fatalnie. Nie bardzo. Dla zupełnego laika kryteria "świetnej jazdy" będą zdecydowanie szersze, niż dla osoby znającej się na rzeczy. A te "szersze kryteria" oznaczają, że do "świetnie jeżdżących" zakwalifikują się również osoby, których umiejętności są mierne.
Jak zresztą interpretować w takim wypadku oceny błędne, nie mające związku z "obiektywną prawdą"? Komuś się połączenie z Absolutem zerwało? Osoby cenione w środowisku, mające wieloletnie doświadczenie, posiadają owe, bo są wybranymi przez Absolut? Jak wytłumaczysz zmieniające się kryteria "świetnej jazdy" na przestrzeni wieków - Absolut się co X lat resetuje i wgrywa nam nowe sterowniki?  🙄
No właśnie to jest najzabawniejsze: kryteria się zmieniają a pojęcie "świetny" pozostaje. A to wszystko jest kwestią wiary - Wy po prostu wierzycie w co innego  ❓ (czyli np. w nieistnienie wartości uniwersalnych) - bo dowodów - niet!
busch   Mad god's blessing.
29 kwietnia 2009 19:22
Bush potrzeba bezpieczeństwa - owszem, ale potrzeba samorealizacji innej niż "przywództwo w stadzie" jest trudna do wyjaśnienia. Ludzką! potrzebę twórczości jet równie trudno/łatwo wyjaśnić jak potrzebę życia duchowego. Nie wszyscy mają potrzeby twórcze i nie wszyscy duchowe. Ale ani twórczości ani życia duchowego to nie neguje.
Nie taka znowu trudna. Przywódcą może być tylko silna jednostka, a samorealizować się (na różne sposoby rzecz jasna) chce każdy. Aby tą swoją psychiczną potrzebę zaspokajać, różni ludzie postępują na różne sposoby= łapiąc bogatego męża, pisząc wiersze, zdobywając kasę, zbierając kolejne skille w jeździe konnej  😉

Co przyjmujemy na wiarę w matematyce??? Jest cała lista w podręcznikach a słynne 2+2 =  4 problemik ilustruje.
Chcesz mi powiedzieć, że 2+2=4 w wyniku ludzkiej umowy, a nie dlatego, że tak jest w rzeczywistości?  😵

A w życiu prosty ciąg przyczynowo-skutkowy występuje bardzo! często: rozstałam się z siodłem - dałam na glebę - mocno uderzyłam - złamałam nogę = złamałam nogę na skutek rozstania z siodłem.
Schody się przed nami materializują, kiedy próbujemy wyciągnąć z tych ciągów przyczynowo-skutkowych wnioski.
Bo możesz uznać (na podstawie twojego przeżycia), że każde zglebienie kończy się złamaną nogą. 

A na jakiej podstawie "materialistycznej" przyjmujesz, że miłość to uczucie? i że - piękne?
Że uczucie- miłość i zakochanie wpływają całkiem realnie i wymiernie na gospodarkę hormonalną całego organizmu. To właśnie nazywamy uczuciem- zmiany w przepływie "kulek w nieeuklidesowej przestrzeni"
Że piękne- stwierdzam tak na podstawie swoich etycznych i estetycznych przekonań. Skąd się wzięły przekonania?" Stąd, skąd pojęcie drzewa w mojej głowie.

Ja jestem człowiekiem wolnym i nie muszę podporządkowywać się chemikaliom.
Równie dobrze możesz powiedzieć, że jesteś wolny i nie musisz podporządkowywać się grawitacji. Istniejesz w tym układzie odniesień, w nim działasz- czy ci się to podoba, czy też nie. Nie można się buntować przeciwko oddychaniu tlenowemu, no chyba, że się chce przejść do innego układu odniesień- innymi słowy przestać istnieć jako człowiek.

Z oglądu światopoglądu materialistycznego wynika mi, że wartości są kwestią akceptacji/nacisków społecznych. Jeżeli szaleją w nas endorfiny gdy bujamy w ramionach dzieciaczka = dobrze (pochwalane społecznie). Gdy walnęliśmy sobie jakiś narkotyczek = niedobrze (niepochwalane społecznie). Mnie to zdecydowanie "nie pasi", wierzę! w istnienie wartości uniwersalnych (a jeśli istnieją - to skąd się wzięły?)
Niestety historia i znajomość innych kultur przeczy istnieniu jakiegoś zbioru uniwersalnych zasad postępowania.

Podobnie jak uważam, że gdy ktoś świetnie jeździ, to widzi/czuje/postrzega to nawet zupełny laik - a żeby nie wiem jak "uznane" było nazwisko - to nazwisko jeźdźca nie czyni - są tacy "uznani", którzy jeżdżą fatalnie.
Zrobiłam ostatnio test na zupełnym laiku. Wynik? Stwierdził, że jemu się bardziej podoba obrazek przewalonego na przód konia z zadartą głową=jakoś mu radośniej ten koń wyglądał.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się