Konie , a rodzina .

U mnie było odwrotnie niż u większości z Was. Najpierw był maż, dzieci a dopiero potem konie. Chociaż od zawsze powtarzałam, że ja będę miała kiedyś konia/konie. Nikt nie brał tego na poważnie, tym bardziej że nigdy nie siedziałam na żadnym. Ale ja wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. I jak tylko stan finansowy się nieco poprawił zaczęłam jeździć. Najpierw w szkółkach, potem znalazłam małą, kameralną stajnię, której właścicielka jest instruktorką. Męża konie nie kręcą, był może ze mną kilka razy w stajni ale zwykle wtedy się nudził. Jednak doskonale rozumie co to znaczy mieć jakąś pasję. On sam lubi sport, ćwiczy jak tylko ma czas. Jednak nigdy nie spodziewałabym się że kiedykolwiek zdecyduje się na kupno mi konia. A jednak... Na moje pytanie dlaczego mi go kupił odpowiedział : "przecież to kochasz..."
Na razie nie mam problemów z pogodzeniem rodziny i koni. Nie pracuję. Jak tylko odwiozę dzieci do przedszkola to od razu pędzę do stajni. Potem mam czas dla rodziny. Jednak wiem, że niedługo będzie trzeba wrócić do pracy i wtedy może być problem.
Za to moja mama umie mnie zdołować. Przy każdej wizycie powtarza po co mi to, tyle pieniędzy tylko wydaje i jeszcze się potłukę często. Próbuje namówić mojego męża, żeby przestał finansować te moje brewerie  👿 On na szczęście się tylko uśmiecha  :kwiatek:
Fajny wątek ! Konno zaczęłam jeździć jako nastolatka. Konie (2) kupiłam jak mój syn ładnie zdał do liceum- w nagrodę dla niego. A co ! Teraz ja jeżdżę nasze konidła dużo więcej niz mój syn - student. Mąż, nie jeżdżący,  zawsze miał do pasji do koni stosunek ambiwalentny. Z jednej strony zdarza mu się pomarudzić, że znów pół dnia spędziłam w stajni z drugiej strony chyba jest trochę dumny i trochę zadowolony, że jest miejsce gdzie "spuszczam parę" i jemu ze mną też jest potem milej. Zgrzytów dużych nie ma bo mąż, nauczyciel akademicki, zasuwa też w weekendy. Poza tym nie dokłada do koni: jestem samowystarczalna. I myślę, że generalnie rozumie, że można mieć bzika na jakimś punkcie. Nawet jak nasz syn, jedynak, miał wypadek na koniach nigdy nie usłyszałam cienia zarzutów.
Teli   Koń to zwierzak. Animal.
Rży i wierzga. Patrzy w dal.
Konstanty Ildefons Gałczyński

22 października 2009 20:45
Mój Jacek rok temu, wielkim wysiłkiem ale jednak, spełnił swoje marzenie i kupił wyśniony samochód. Nie chciał żebym kupowała konia, bo dopiero urządziliśmy mieszkanie, bo nowy samochód, bo pojawił się pies. Postawiłam na swoim i też spełniłam swoje marzenie. I mimo że wszystko co się wiązało z kopytnym był serią niefortunnych wypadków, nigdy nie usłyszałam od J. że mam dać sobie spokój.
Przed zakupem usiadłam z moim facetem i nakreśliłam sytuację: że nie będzie mnie popołudniami w domu, że bywają kolki i trzeba jechać. I jeździ ze mną do tych kolek, mimo że bywa zimno, a rano trzeba wstać do pracy.
Ja za to jeżdże z nim na psie wystawy.  A niedziela jest dniem tylko dla nas.
Wiem, że da się pogodzić rodzinę z pasją, ale ja jeszcze się nie nacieszyłam tym, co mam w tej chwili i jeszcze nie jestem na to gotowa.
Pasjonaci zawsze sie dogadają. Szczerze współczuję tym, którzy nie potrafią znaleźć akceptacji tego co  kochają u najbliższych. To straszne uczucie.
bardzo fajny temat 🙂

miałam 16 lat, kiedy rodzice kupili mi wymarzonego konia, rok później poznałam mojego obecnego chłopaka, wiedział, że konie są moim życiem, rozumiał, bo sam ma wiele pasji, ale na początku był bardzo zazdrosny, że zamiast leżec w niedzielę do południa w łóżku, od 8 pędziłam do stajni, że na weekend majowy jechałam na rajd konny, że jak nie mogę jechac do konia przez kilka dni, to robię się nie do zniesienia. Mam dwie przyjaciółki, które ze mną trzymają konie w tym samym pensjonacie, więc kiedy jeżdżę do stajni, przy okazji widzę się z nimi, także nie mam potrzeby żeby robic jeszcze damskie wypady do miasta, więc po pracy i po uczelni, jeżdżę do konia, a wieczorem mam czas dla Niego. Już wie, że każdy prezent dla mnie, na święta, na urodziny, łączy się z jeździectwem: co chciałabyś na gwiazdkę? Ochraniacze, Misiu, - a coś dla ciebie? Termobuty, Misiu  😁...  z takich prezentów najbardziej się cieszę (kiedyś próbował kupic coś innego, ale zwykle okazywało się niewypałem), ja z resztą kupuję mu gadżety do quada, na snowboard itp i widzę, że cieszy się jak dziecko. Nie mieszkamy jeszcze razem, za niecały miesiąc cię wprowadzimy do naszego pierwszego mieszkania, ale na szczęście wie już po 7 latach, jak wygląda moje życie. Tak samo jak większośc z was, sama utrzymuję konia (i psa), kosztuje mnie to prawie połowę mojej pensji i on wie, że będzie musiał dźwignąc niektóre koszty związane z utrzymaniem mieszkania.

Rodzice oprócz tego, że kupili konia i utrzymywali go do momentu kiedy nie pracowałam, nie mają nic z nim wspólnego, boją się koni, ale często powtarzają, że traktuję go jak członka rodziny i bez niego byłabym inna. Cieszyli się, że jako nastolatka cały wolny czas spędzałam w stajni a nie gdzieś na trzepaku albo przed komputerem 🙂

Znajoma powiedziała mi kiedyś, że lepiej, kiedy twój mąż/narzeczony nie wie ile tak naprawdę wydajesz na konia, lepiej śpi wtedy  😎
Po waszych wypowiedziach stwierdzam że jednak nasi mężowie nas kochają i się bardzo martwiom o nasze zdrowie .

Ja mam teraz plus że mąż wyjechał i wraca co dwa tygodnie do domu i mogę jeździć bez słuchania marudzenia.Pinesska to dobre z tymi prezentami ,myślałam że Ja tylko jedna ,wszystko chce co związane z jeździectwem .
Cała rodzna kupuje mi prezenty wszystko związane z końmi ,ostatnio dostałam świetną bransoletkę z końmi od siory, byłam taka szczęśliwa i jeszcze dostałam ją bez okazji  😅
U nas koń tez jest traktowany jak u Pinesski jako członek rodziny. Tak samo psy i koty. To jest część naszego życia i nie wybraża, sobie życia bez nich!

W zasadzie utrzymuje konia sama, bo na niego zarabiam w wakacje, ale nie ma problemu by rodzice coś do niego dołożyli, np jak trzeba wezwac weta(tak, mieszkam na razie z rodzicami... ale mam mieszkanie w spadku do sprzedania i kasa pójdzie na kupno mniejszego, więc za jakies 2-3 lata będe emigrować poza dom). Czasem marudzą, że za dużo czasu spędzam u konia, czasem marudzą że za mało(uważają, że powinnam startowac itp - ale jak startowałam to jakos chętnych do płacenia za zawody nie było 🤣 ), czasem mówią że po co wydaje kase na jakiś sprzet czy np pasze, skoro Słoń(tak na nią mówią członkiewie mojej rodziny :icon_rolleyes🙂 może dostać zwykłe ziarno w cenie pensjonatu, ale wiedzą że to marudzenie( ich do niczego nie doprowadzi. Myślę, że w sumie sie cieszą, że mam jakies hobby, że dużo czasu spędzam na powietrzu i że sama sobie wszytsko co związane  z koniem załatwiam - oni tylko mają przyjeżdzac raz na 2 tygodnie dac koniowi marchewkę jeśli ja wyjeżdżam z kraju na dłużej. A tak, to czasem sie pojawiają w weekendy w stajni. No i mnie czasem zawożą do stajni, brat zresztą też - nawet sie śmiałam, że mógłby być moim kierowcą. Ale w zamian ja sie zajmuje jego psem jak on wyjeżdza i też mu różne rzeczy załatwiam - więc nie ma tak, że mnie ktoś wozi jak królową, a ja sie nie odwdzięcze.
W sumie zauważam, że  z roku na rok koń otrzymuje coraz większą akceptację i sympatię, jeszcze rok temu więcej marudzili niż teraz. wielu rzeczy moja rodzina nie pojmuje, bo sie na tym wszytskim nie zna(np nie rozumieją tego, że ja sama strugam kopyta i uważają, że mój kręgosłup sie od tego złamie), ale tak generalnie nigdy w życiu by konia nie sprzedali i by mnie do tego nie zachęcali(ja tez tego nigdy nie zrobię, nawet jakbym przymierała głodem to bym kobyłe oddala jakimś znajomym ale nie sprzedała) - nasz koń jest jak pies czy kot - będzie na zawsze w rodzinie 🙂
Jedno co mnei wkurza to to, że mi truja że mam na niej jeździć i skakać, bo koń to kocha 😎 w sumie czasem musze im nazmyślać, że jeździłam żeby sie uspokoili(bo tak to siadam raz na sto lat  :icon_rolleyes🙂.

PS Ja czasowo jestem trochę nierozgarnięta, marnuje czas a głupoty, ale zawsze jak trzeba to dla konia go mam, na studia też, na dorabianie i na rózne inne zajęcia. Jak nie mam czasu, to znaczy, że sie nie zorganizowałam. Bo jak chce to sie umiem zorganizować tak że na wszystko ma czas, choć bywały okresy, że czasu nie miałam wcale(w sumie już nie wiem czemu :ke🙂.
Do wszystkich koniar szczęśliwych z niekońskimi mężami: Jezu, gdzie Wy znalazłyście takich złotych chłopów? 😁
ja po ostatnim nastawiłam się na Wieczną Samotność. 😁
po wsi taki lazil, mlody troche ale to nie robi  😉
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
22 października 2009 22:00
Mój mąż nie miał wyboru - po ślubie zaczął regularnie jeździć, bo żona weekendy spędzała w stajni. Jak żona wsiąkła na amen i nawet dni wolne od pracy instruktora zaczęła spędzać w stajni, to zaczął się trochę buntować. Jak zaczęłam przebąkiwać, że może czas kupić kobyłę, z którą od roku pracowałam, to było kategoryczne "wybij to sobie z głowy". Jak się później dowiedziałam, nie chodziło o kasę, a o czas, którego i tak nie mam, więc nie będę go już w ogóle miała... dla niego. Efekt? Od niedawna jestem szczęśliwą posiadaczką tzw. trudnego przypadku. W końcu usłyszałam, że "chyba jednak trzeba będzie ją kupić". 🙂 I mąż chyba po cichu liczy, że kiedyś będzie mógł na nią wsiąść.

W weekend pomaga mi w stajni. Część dzieci chce na oprowadzanki do "tego pana". 🙂
Sankarita- bo to trzeba sposobem. Najpierw takiego rozkochać w sobie by świata poza tobą nie widział. A jak już kocha i świata nie widzi, to szybko wetkać w ten świat konia. I być na tyle wspaniałą będąc z facetem, by raczej tego konia nie zauważał za mocno.  😀

A tak na poważniej...myślę, że konie zabierają na tyle dużo naszego wolnego czasu, że zawsze w końcu zaczną się rozmowy i wyrzuty naszej drugiej niekońskiej połówki. I wtedy jest ten czas na próbę naszego związku. Czy umiemy się dogadać, czy umiemy pójść na jakiś kompromis, czy kochamy się na tyle mocno, że zrozumiemy pasję ukochanej. Rozmowa, rozmowa i miłość. Starczy.

Natomiast jeśli oprócz samego związku 2 osób dochodzi praca kobiety, dbanie o dom i dzieci to uwierz...nigdy nie będzie idealnie. Ale życie to sztuka kompromisów. Podobno....
Sankarita mój mężuś sam zapukał do moich drzwi parę lat temu, gdyby wiedział co go czeka to na pewno omijał by mój dom z daleka  😂
A tak poważnie to tak jak pisała Teli, pasjonaci zawsze się dogadają, nawet jak te nasze pasje są różne. Ale człowiek, który też się czymś interesuje jest w stanie zrozumieć takich "oszołomów" jak my  🤣
Mój mąż nie jeździ i napewno nigdy nie będzie, nie ciągnie go do tego. Wiedział z kim się żenił 😉 Narazie nie narzeka, nie słyszałam od niego ani jednego złego słowa, nie wypomina ile kasy na konia idzie. Ale też nie jeździ ze mną do stajni, twierdzi że mu się nudzi i woli w tym czasie zrobić coś innego.
Dla mnie to ok, nie uważam abyśmy każdą minutę musieli spędzać razem.
Narazie taki układ się sprawdza.
On też ma swoją pasję, wprawdzie sezonową (motocykle) więc myślę że mnie rozumie. Wprawdzie chwilowo nie pracuję, w stajni jestem rano a popołudnia spędzamy razem - więc też to troszkę inna sytuacja jest niż gdybym po pracy pędziła do konia a do domu wracała po 21 😉
no ale zobaczymy jak będzie dalej.
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
23 października 2009 07:45
Sankarita ja znam i takie przypadki, że chłop daje kasę na konia .. którego 1 raz w życiu widział - przy zakupie  🏇 .. taki to dopiero ewenement  😂 .. no ale czego to się nie robi z miłości  😜

a mój mężczyzna może by i zmienił zdanie gdybyśmy mieli większego wierzchowca  🤣 no ale cóż .. sam wybrał kurdupla  😁
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
23 października 2009 07:51
Mój mąż w kwestii końskiej był wzięty podstępem, o pierwszym koniu dowiedział się kilka miesięcy po jego zakupie. O dwóch pozostałych nie wie do dziś. Reszta rodziny nie wie o niczym. Po kilkunastu latach monologów pt. "nie masz na co pieniądze wydawać / nie stać cię na to" uznałam, że taka niewiedza będzie bezpieczniejsza i dla nich, i dla mnie.
Nikt z rodziny (za wyjątkiem mojej mamy) nie jeździ, do konia by nawet nie podeszli, nie czują potrzeby kontaktu ze zwierzętami w innej formie niż mięsny posiłek. Wyjątkiem, jak wspomniałam, jest moja mama - ale ze względu na poważny stan zdrowia rzadko wpada gościnnie do stajni.
Swój zwierzyniec utrzymuję sama.

Ścięcia o czas poświęcany koniom, kotom i psu były, są i będą. Taki rodzinny folklor  😉
Vil-18, a czemu się martwisz, że Twoja przygoda z jeździectwem się skończyła? Ja jeżdżę rekreacyjnie od lat, w międzyczasie wyszłam za mąż. Rok temu urodziłam dziecko, po 3 miesiącach wsiadłam pierwszy raz - planowałam wsiąść po 6 tygodniach, ale poród skończył się cesarką, więc trzeba było trochę poczekać. Teraz jeżdżę regularnie raz w tygodniu, właśnie zaczęłam współdzierżawę i będę jeździć 2x w tygodniu (raz w wekend rano i raz w tygodniu po południu). Mąż wekend już mi odpuścił - jednego dnia ja jestem pół dnia w stajni, a drugiego on ma "wychodne" na żagle, rower, deskę czy cokolwiek innego. W tygodniu też raz ma wolny wieczór na piwo, kino itp, a ja - na konie. Swojego kopytnego też będę kiedyś miała, nie wątpię, ale to po drugim dziecku (planujemy się rozwijać, hehe) jak trochę podrośnie 😉 Może któreś będzie jeździć konno?
Najgorsze, że mamy ogromny kredyt mieszkaniowy i często na wiele rzeczy nas po prostu nie stać. Ale na konie zawsze staram się coś wyskrobać 😉
Żałuję tylko, że mąż (nie koński) nie ma żadnej takiej pasji - byłoby łatwiej negocjować te wychodne, gdyby np. regularnie uprawiał jakiś sport 😀
Ale nierzadko słyszę uwagi, że na tych koniach to czas tylko tracę, który powinnam poświęcać rodzinie...
Pinesska to dobre z tymi prezentami ,myślałam że Ja tylko jedna ,wszystko chce co związane z jeździectwem .
Cała rodzna kupuje mi prezenty wszystko związane z końmi ,ostatnio dostałam świetną bransoletkę z końmi od siory, byłam taka szczęśliwa i jeszcze dostałam ją bez okazji  😅


A ja zawsze coś chcę dostać jeździeckiego.....i nigdy nie dostaję 🙁

Alvika a jak ci suę udaje utrzymywać ilośc koni w tajemnicy?
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
23 października 2009 08:03
Repka dawaj na PW swój adres .. zaraz coś dostaniesz w prezencie 😉  :przytul:

a ja również nie mam co narzekać na prezenty... wszystkie są w temacie końskim  😁 - mimo, że zawsze gadają i wypominają "te konie"  😁
z mężem no problem, nie interesuje go koń, w stajni raczej nie bywa... pracuje od 7 do 21-22 wiec i tak nie ma go w domu... (również w weekendy)

gorzej w dzieckiem...
dwulatka nie wieźmie sie do stajni i nie wsiądzie... niestety
jak pracuję od 9 do 17... i chciałabym jechać do stajni to nie widziałabym dziecka (ok 20 juz śpi)
nie mówiąc że nie mam go z kim zostawić
nie mówiąc o tym, że młody nie widziałby mnie tego dnia

w tygodniu jest wiec dosć ciężko...
ale czasami sie udaje (latem częsciej)
w weekend no problem, sa teściowe i rodzice (moi)

teraz kupiłam drugiego konia - mąż o tym nie wie i raczej mu nie zamierzam mówić

co do kwesti finansowej - nie stanowi i nie stanowiła nigdy problemu - kupując konia wiedziałam, że będzie mnie na niego stać (na utrzymanie)




Hmm, tak sobie czytam wasze wypowiedzi i myślę, że pomimo tego, że mam czas dla koni ( 3 sztuki) tylko w soboty, to jednak nie jest tak źle. Przecież mąż nie kaze mi sie ich pozbyć, on tylko ma pretensje, że za mało myślę o pracy,  a za dużo o koniach.  Utrzymujemy je wspólnie, bo razem prowadzimy firmę, mamy dwie śliczne córeczki. Żyję jak królewna.
I konie cały czas są, mają dobrą opiekę, siwka ma prywatnego opiekuna, kasztan i źrebak są ulubieńcami obsługi.
Ustaliliśmy wspólnie tak: w tygodniu praca, popołudnia zabawa z dziećmi   😀, w soboty konie, a niedziela cała dla rodziny.
Wiem, troche mało czasu dla koni, ale dobre i to  😉 Ale jak są już dzieci, to hobby nie może byc ważniejsze od nich.
Alvika, Dodo jak mozna nie opowiedziec o nowym koniu, co zrobil fajnego, albo ze byl grzeczny, albo ze sie czegos nauczyl?? jak dajecie rade udawac ze kon jest jeden?? moj niekoniarz, musi wysluchiwac o pierdolach, bo przeciez z kims musze sie podzielic szczesciem nie??
Alvika, Dodo, podziwiam  😎 Ja mam tylko jedną tajemnicę, że kasztan był w zeszłym roku w klinice na operacji. A że mąż bardzo rzadko pojawia się w stajni, nawet nie zauważył że konia nie było 2 tygodnie  😀  On za kasztanem nie przepadaa, bo jak kulawy to darmozjad, nie? A ja wręcz przeciwnie, uwielbiam go  😍
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
23 października 2009 08:38
repka, poinformowałam domowników, że "regularnie będę jeździć do stajni za Gdańskiem, bo trzeba tam pomóc" i tyle. Zakładają, że pewnie jazdy tam prowadzę, a ja nie komentuję tych ich założeń. Jak poznałam te konie i ich właściciela nr 1., to dokładnie taka była koncepcja. A że sytuacja wyewoluowała.... Nawet jak w kotłowni suszy się coś w rozmiarze 135 dla Mikrokonia, to nikt i tak różnicy nie widzi, że dla Kulesława to-to może co najwyżej za narzutkę na półdupek robić.
Czasem może są mężowe fochy, jak robię tydzień konserwacji sprzętu - po co ci te wszystkie ogłowia na jednego konia. Na jednego za dużo, fakt, ale na trzy to tak w sam raz.

Sprawę ułatwia tez fakt, że tylko Kulesław stoi na miejscu koło mnie i wymaga stałego dozoru - ale tylko on jest koniem specjalnej troski z pełną apteczką na podorędziu, reszta raczej bez poważnych problemów zdrowotnych. Mają prywatną, przydomową stajnię za miastem, gdzie są rozpieszczane do granic możliwości i co drugi dzień "zaharowują się" wypadami do lasu.

katija, ja się dzielę tym szczęściem (tak jak i kłopotami) ze znajomymi, z przyjaciółmi, z całą masą osób. Rodzina naprawdę nie interesuje się końmi, co najwyżej przez grzeczność mogą takie zainteresowanie udawać. Na siłę nie zmuszę ich do zaangażowania się w ten temat. A udawane zainteresowanie to nie jest to, o co nam chodzi, prawda?  

Azbuka, mój małżonek tylko raz usłyszał przypadkiem od osób trzecich o kosztach przy pierwszej endoskopii Kulesława (zwykłej endoskopii!) - ciśnienie mu się podniosło, bo zakładał, że to więcej niż 100PLN kosztować nie będzie  😉 Sam wtedy poprosił, żeby go o wydatkach na konia nie informować "bo coś go strzeli".
😁
Ja nie umiałabym utrzymać konia w tajemnicy. Nawet próbowałam, stwierdziłam, ze będzie lepiej jak moi rodzice się nie dowiedzą, bo mama cały czas przeżywa, że coś mi się na tych koniach stanie, a jakby się dowiedziała, że mam własnego .... Ale nie umiałam. Udało mi się nic nie mówić przez 2 tygodnie, ale aż mnie roznosiło  😂 Musiałam w końcu powiedzieć, pochwalić się. I teraz niestety są skazani na moje monologi, jak to było dzisiaj fajnie, co młody zrobił a czego nie  🤣
ja się nauczyłam nie mówić zbyt wiele o koniu w domu, czasem mąż reaguje alergicznie nawet na wspomnienie nazwy zwierzęcia na K....
Eee, jakbym miała przed mężem mieć tajemnice na temat konia, to bym chyba zwariowała. I to że się wścieka nie ma znaczenia 😉. Jak mnie poznał to ja o koniach wiedziałam, że je lubię. Ponieważ miałam ciężki okres to na spółkę z moją siostrą, która jeździła kupili mi karnet w stajni prowadzonej przez forumową espanę 🙂. W efekcie siostra już dawno nie jeździ a ja przeszłam od jazdy w rekreacji, przez jeszcze bardziej rekreacyjne wożenie tyłka na dzierżawionych koniach aż do posiadania własnego mega rekreacyjnego futrzaka. Mój mąż żałuje swojego pomysłu sprzed lat 😉. Czasem wypomina koszty - ale ale to mniej dopóki staram się ogarniać wszystko finansowo swoim sumptem. Czasem nawet zasponsoruje coś końskiego. No ale o czas to się wścieka - że dla konia go mam a dla niego nie 🙂. Staram się, ale przy moim roztrzepaniu to czas mi przepływa przez palce i jakoś tak wychodzi... 😉. Ale moja męża jest dzielna - czasem pojedzie do stajni, potrafi mi pomóc i potrafi udawać, że nawet lubi tego mojego stwora. Acha, żeby nie było - decyzja o kupnie swojego też była po części jego decyzją 😉.
Ja za dużo też nie gadam w domu o koniach, czasami tylko coś tam wspomnę. No i czasami tato przyjdzie do stajni to wypytuje o rożne rzeczy, no to się pogada. A tak to do wygadania to mam przyjaciół-koniarzy i forum 😀

Mi niestety by się nie udało utrzymać koni w tajemnicy, bo mam w przydomowej stajni. Za to do dziś rodzice nie wiedzą ile dałam za siodło, bo chyba by na zawał padli, mama w szczególności, bo ona uważa ze wszelki luksus (w tym konie, dobre auto, czy jakiś spręt itp.) dopuszczalny jest chyba tylko dla osób, których miesięczny dochód netto nie schodzi poniżej 10tys 🙂

A w kwestii typu, że konie koszach bardziej niż mnie, albo że są ważniejsze ode mnie, to zwykle mówię, że konie mają swoją część w moim sercu, a ty masz swoją i nie ma żadnego rankingu wazności. Ale końmi trzeba sie zająć, bo same się nie nakarmią itp. Z reguły pomaga taka argumentacja.
My na szczęście podzielamy zainteresowania 🙂 Tzn każdą wolną chwilę spędzamy w stajni 🙂 ale rodzina.... Teściowa to wiecznie poco wam? sprzedać! Że dzieci powinnam rodzić a nie konno jeździć 🙂 moi rodzice akceptują bo nie mają innego wyjścia 😀
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
23 października 2009 09:07
gdyby nie konie,to pewnie byśy się nie poznali...podobnie jak u dempsey - jak on idzie do stajni,to idzie do pracy...ja jeżdżę tylko hobbystycznie...konie w pewien sposób stały się dla nas sensem życia i dobrze nam z tym  🙂
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
23 października 2009 09:08
ha ha ja również przestałam mniej gadać na temat "z życia stajni" w domku  😁 .. bo tylko słyszałam odpowiedź płci przeciwnej czy przypadkiem nie znam innego ciekawszego tematu od koni, bo wciąż są tylko konie konie ... konie  😂
Mój mąż żałuje swojego pomysłu sprzed lat 😉.

Moja mama do dziś żałuje, że kupiła swojej małej córci konia na biegunach 😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się