Konie , a rodzina .

U nas w ośrodku jest tak trochę dziwnie,że prawdziwe rodziny wiele osób  ma takie nietypowe
/ popsute z lekka/ .
I od dawna wymyśliliśmy "Rrodzinę zastępczą"
Jest trzypokoleniowa .Dwu dziadków,babcia, cała masa ciotek i wujków no i dzieciaki.
Sprawdza się w najtrudniejszych nawet chwilach.
Jeden z najmłodszych -szokuje prawdziwych Dziadków oświadczając ,że Dziadków to on ma
najlepszych w.... Żukowicach.
Prawdziwi Dziadkowie przyjechali ,pobyli i się do Rrodziny zaraz chcieli zapisywać.
A ja odwołuje wszystko co o moim chłopie i jego zrozumieniu napisałam.  🙁
Idzie zima, myślę o hali a co za tym idzie większe koszta i mniej pieniędzy na przyjemniasci (kino,kolacja,jakiś wyjazd itd), chce jeździć i sie rozwijać i mówiąc to co usłyszałam?...- po co Ci to i tak do niczego nie dojdziesz...ehhh  a wydawało sie,że w końcu zrozumiał oco w tym wszystkich chodzi.Niestety- jednak nie.Chyba był to tylko przebłysk,który szybciej zniknął niż się pojawił.

Za to po mimo gadania całej rodzinki o tym,że całą pensje przepuszczam na konie to mam w nich ogromne wsparcie.Wiem,że gdyby coś się stało... to mogę przyjść do nich i zawsze w miarę możliwości mi pomogą  😀 A wszystkie zrzędzenia w ich wydaniu są z przymrużeniem oka, bo wiedzą,że to całe moje życie.
Euforia_80   "W siodle nie ma miejsca dla dupków!"
23 października 2009 09:34
a mój mąż na razie nie żałuje bo przed zakupem konia zawsze marudziłam kiedy wychodził grać w piłkę, zawsze chciałam aby został w domu, że późno wraca i takie tam, a teraz on ma spokój a ja mam zajęcie. Puki co układ mamy super. Tylko rodzice mało zadowoleni z całej sytuacji , a teściowie nic na ten temat nie mówiąc a co myślą... hmmm to już ich sprawa.
Brakuje i tylko towarzystwa w stajni bo to mała kameralna stajenka na 4 konie w tym jeden mój i 3 sztuki właścicieli (w zasadzie bez rekreacji) a z koleżanką zawsze się mijamy ze względu na różne godziny pracy.
my_karen   Connemara SeaHorse
23 października 2009 09:39
My tez poznalismy sie w konskiej pracy.
Ja bylam jeszcze wtedy na etapie szalonej mlodzienczej fascynacji konmi i jezdzenia chocby na drugi koniec polski by za grosze lonze dzieciekom prowadzic, mąż natomiast po smierci ukochanego ogiera chcial juz z konmi zerwac.
Generalnie ja mialam zajmowac sie konmi, on reszta w gospodarstwie, ale tak sie zgadalismy, ze nie tylko pomagal mi we wszystkim, ale jeszcze zakochal sie we mnie i na nowo w koniach, ktorych mial juz ponoc wtedy serdecznie dosc.

Do tej pory sie śmieje, ze ten wyjazd na drugi koniec polski mu na dobre nie wyszedl, bo nie dosc ze teraz ma "wymagajaca" kobiete (tak, charakter mam paskudny 😁 ) to znowu sie ze szkapami musi użerać  😀iabeł:  😜

Rodziny mamy zupełnie nie-końskie, większosc standardowo pyta 'na co nam te konie', ale np. moja mama traktuje to jako przyjemny sposob na spedzenie urlopu, nawet dala sie namowic na krotki spacerek na konskim grzbiecie po raz pierwszy w zyciu !
Siostra i brat też nie gardza darmowa przejazdzka, a nawet powoli zaczynaja sie wciagac w ten 'biznes' 😀
A mnie jakoś ciężko wyobrazić sobie poważny związek czy małżeństwo z kimś niezwiązanym z końmi. Oczywiście ma to swoje plusy i minusy jak wszystko, ale jakoś minusów poważnych nie widzę, kiedy o tym pomyślę.
Bo jak to - ja co tydzień na zawody, treningi, kupa czasu w stajni a on - co?

Ja teraz widzę po sobie, jak bardzo cierpią moje stosunki z rodzicami. Zero wyjazdów z nimi (bo koni nie chcę zostawiać na dłużej niż dwa, trzy dni), nie ma wspólnych obiadów, kolacji, itp. Nie pamiętam kiedy ostatni raz udało nam się gdzieś wyjść razem.
Zwłaszcza teraz, kiedy nie mam na nic czasu. Bo studiuję dziennie, plan mam beznadziejny,i dwa konie  i moje dni wyglądają tylko: szkoła- stajnia,  szkoła - stajnia, do domu wracam ok 20 - 22 , i padam z nóg.
Rodzice nie są zachwyceni i jestem pewna że tata przeklina pomysł pierwszego zabrania mnie "na koniki".
Alvika, Dodo jak mozna nie opowiedziec o nowym koniu, co zrobil fajnego, albo ze byl grzeczny, albo ze sie czegos nauczyl?? jak dajecie rade udawac ze kon jest jeden?? moj niekoniarz, musi wysluchiwac o pierdolach, bo przeciez z kims musze sie podzielic szczesciem nie??


ja po prostu nie rozmawiam z nim o koniach,
praktycznie ten temat nie istnieje w domu

ja też nie jestem jakoś euforystycznie nastawiona do jazdy konnej i jakoś nie dzielę się tym co robiłam w stajni bo nie widze potrzeby
A mnie jakoś ciężko wyobrazić sobie poważny związek czy małżeństwo z kimś niezwiązanym z końmi. 


Bo nie jest to łatwe 🙂
Myślę, że łatwiejsze, jak trzyma się konia w pensjonacie , a jeszcze łatwiej jak korzysta się z cudzych.

W stajni przydomowej dochodzą dodatkowe problemy - przede wszystkim brak możliwości wspólnego wyjazdu na czas dłuższy niż 1 dzień 🙁

Dobrze, że moja córka potrafi mnie zastąpić przy koniach, psach , ale ona mieszka i pracuje  w innym mieście 
Synowi nie powierzyłabym takiego obowiązku, bo on nie zna się na koniach - ale on też poza domem.
Nie potrafi założyć kantara , nie zauważy choroby  , konie go oleją.

Problem z nie-koniarzem w związku , to taki , że  mimo dobrych chęci za mało zna konie.

Potrafi sprzątnąć , wyprowadzić , nakarmić- dużo słucha o koniach , ale jak nigdy nie miał do czynienia z końmi, to ciągle obszar niepoznany.

Niechcący może sprowokować konie do panicznego zachowania , jak konie wyjdą poza pastuch - też problem.

To jednak nie to samo, co inne domowe zwierzę. 🤔


Ale jak czytam, w większości związków pasja końska tylko jednej strony, nie jest aż takim problemem.

Dobrym sposobem na silniejsze związanie z końmi partnera nie-koniarza, byłoby nauczenia jazdy konnej.
Ale jakoś mężczyźni mało garną się do tego  😀
Moja mama do dziś żałuje, że kupiła swojej małej córci konia na biegunach 😁


haha, a mój tata mówi, że wszystko dlatego, że ja nie miałam konia na biegunach, teraz użeram się z prawdziwym  😁

przypomniało mi się coś, tak jak moja rodzinka się przyzwyczaiła do moich nieobecności i do ilości pieniędzy które na konia idą, tak mojego przyszłego rodzice nie mogli zrozumieć dlaczego tak często jeżdżę do tego konia, a ich biedny syn w tym czasie w domu sam siedzi albo musi do kumpli jechać, żeby się nie nudzić 😁 oj biedny facet, biedny... dobrze, że on sam się z tego śmieje  😎

a jak rozwiązujecie sprawę przetrzymywania końskich ciuchów i zapachu po stajni? Ja mam osobną szafę i zakaz zostawiania końskich butów na widoku  😁
Mój tato całkiem dobrze nauczył się opiekować konmi jak mnie nie ma. Nakarmi, wypuści, sprowadzi itp. itd. Zostawiam tylk na kartce napisane ile który dostaje owsa i spokojnie mogę zniknąć na kilka dni w razie potrzeby. Jakby się cokolwiek działo, to zadzwoni do mnie z pytaniem. A w sumie to nawet umie sobie poradzić z wyprowadzeniem trudnego konia na wybieg (miewałam czasami trudne przypadki w treningu).

A mój mąż jak miał ostatnio wypuścić konie, to śmiesznie pozapinał wszystkim kantary i do tego każdemu jak popadło zakładał, nieważne że na siłę, bo za małe były 😀
Tato to sie już w tej kwestii jakos wyspecjalizował i nawet nie za bardzo muszę zwracać uwagę, że któryś z koni ma nowy kantar, bo jakoś trafia 🙂

Ale fakt, że posiadanie konia na pensjonacie jest o tyle łątwiejsze, że jak się wyjedzie to jednak fachowcy się końmi zajmują w kwestii karmienia, chorób czy innych problemów.

a jak rozwiązujecie sprawę przetrzymywania końskich ciuchów i zapachu po stajni? Ja mam osobną szafę i zakaz zostawiania końskich butów na widoku 

U mnie nie ma z tym problemu, może dlatego że to jednak wieś i w sumie to normalne takie bardziej. Ale jak mi moje włąsne ciuchy nie śmierdzą drażniąco, to np. taty ubranie po wyrzucaniu gnoju już mnie denerwuje 😀
Euforia_80   "W siodle nie ma miejsca dla dupków!"
23 października 2009 11:26
Wiecie co, czy mi się wydaje czy jest więcej kobiet z zamiłowaniem do koni?  Czy te zwierzaki tylko  nas kobiety potrafią  rozkochać w sobie?
mój mąż kiedyż tez bał się koni, teraz mniej, nawet jeździ czasami ze mną w tereny ale konie nie wywołują w nim takich emocji i uczuć jak we mnie. Wielu rzeczy , końskich zachowań nie potrafi  odczytać. Dla mnie konie to nieoderwalna część życia i mąż już się o tym przekonał.
Co do końskuich ubrań hihihi no cóż , mieszkamy z rodzicami a mama nie znosi końskiego zapachu więc zamontowałam szafę w garażu i tam trzymam wszystkie rzeczy a nawet mam drugą pralkę w przy garażowej kuchni.
moj oprocz tego, ze sie obyl z konmi, i nawet obrzadza konia troche niepewnego, ktorego kiedys sie bal i nie chcial przy nim nic robic, to wykazal sie zrozumieniem ogromnym i kiedy zaszla potrzeba zmiany siodla, ze wzgledu na plecy mojego konia, dolozyl mi znaczna kwote do bardzo drogiego (w moich kategoriach) siodla, i nigdy nie wypomnial mi jego ceny. czasami marudzi, ze siano jest drogie 😉
co do ciuchow. u mnie wszyscy kolektywnie koniem smierdzimy, bo ma szans po prostu za karzdym razem sie przebierac, kiedy idzie sie do koni, stajni, czy na padok, czy cos kolo nich robic, nakarmic, czy po prostu poglaskac. caly ganek u mnie przerobiony jest na siodlarnie.  🤔wirek:
Moj maz jest architektem wiec zawodowo z konmi nic kompletnie go nie laczy a z zamilowania to konie meczaniczne,ma quada itd.Ale moja pasje bardzo wspiera i sam namawial mnie miesiac temu na kupno drugiego konia,czasem nawet jedzie ze mna do stajni poogladac co nowego.Rodzice tez mnie wspieraja zostajac z moja coreczka codziennie kiedy ja jade na pare godzin do stajni. Ale za nic nie chciala bym zeby moj facet zwiazany byl z konmi, on sie nie zna wiec zawsze podziwia i nie wtraca sie w moje metody 🙂 , zawsze wyslucha tak jak ja jego.Lubie tez to ze w cieple weekendy on caly dzien szaleje na quadzie a ja na spokonie relaks w stajni i wieczorem mamy duzo do obgadania jak bylo 🙂 . Jak bylo jeszcze ladnie to moja mama jezdzila ze mna do stajni z moja coreczka i chodzily na spacery,ja sie czulam szczesliwa ze mam malutka blisko a jednoczesnie moge robic to co kocham.Wsparcie rodziny jest bardzo wazne!!!!
Teli   Koń to zwierzak. Animal.
Rży i wierzga. Patrzy w dal.
Konstanty Ildefons Gałczyński

23 października 2009 23:11
Jak mieszkałam z rodzicami, to przebierałam się w garażu, bo ojciec nie znosi końskigo zapachu. Nie ważne, że temperatura tam nie wzrastała powyżej 10st. A później natychmiast do wanny!

Nie wiem czy chciałabym, żeby mój facet był koniarzem. W stajni razem, w domu razem? Ja lubie wrócić do domu i usłyszeć: :No, jesteś już! Czekałem za Tobą".
Mi konia kupili rodzice i utrzymują mi go. Teraz gdy zaczełam coś zarabiać, mamy umowe, że za treningi i część zawodów, dodatkowe pasze i witaminy płace sobie sama. Rodzice jeżdżą konno, właściwie to Oni mnie w to wciągneli, tak więc jak się skarżą, to im odpowiadam, że trzeba było mi koni nie pokazywać i nie wozić mnie od małego do stajni 😉 Koń jest członkiem naszej rodziny, zawsze jak rozmawiamy dopytują się jak zwierzak. Gdy z nimi mieszkałam, to zdarzało się, ze zostawiałam im konia pod opieką na tydzień jak wyjeżdżałam. Na poprzednim koniu nawet jeździli, na obecnego boją się wsiąść, ale biorą go na lonże.
U mnie konflikt na linii mężczyzna - koń zakończył się rozstaniem (z chłopakiem oczywiście, nie z koniem).

Na początku wszystko było dobrze. Tak jak pisze większość z Was, mój zwierzak był dla niego powodem do dumy w towarzystwie. Ale na tym koniec. Później zaczęło się rozliczanie z każdej chwili spędzonej w stajni. I pewnie taka przepychanka by trwała, gdyby nie splot kilku(nastu) wydarzeń...

Teraz... mam 5 koni w przydomowej stajence, a moim mężem jest mój wieloletni trener i nie wyobrażam sobie życia z kimś, kto nie zajmuje się końmi.



wydaje mi się, że to nie ma znaczenia czy rozmawiacie z lubym o koniu czy też nie, czy on bywa w stajni czy nie. To są tylko wasze wewnętrzne ustalenia. Najważniejsze jest ogólne pozwolenie i akceptacja. Bo nie ma co ukrywać, że konie zjadają mnóstwo czasu i kasy.

ale dopóki jest miłość i dobra wola, to każdy problem da się rozwiązać i dogadać.
Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
24 października 2009 16:10
Moja mama jeździła w młodości, ale później przestała. Koleżanka w podstawówce jeździła i mnie zachęciła.
No i ja zaczęłam jeździć, a mama sobie wszystko przypominać.
Obecnie mam 2 najwspanialsze konie właśnie dzięki rodzicom. Mama jeździ ze mną i bardzo mnie wspiera. Dzięki Nim trzymam konie w naprawdę dobrej stajni i mam możliwości rozwijania się. Bardzo popierają wszelkie inicjatywy z treningami i zawodami i za to płacą. Gdyby nie oni, konie oglądałabym tylko na zdjęciach i w necie. Jestem im ogromnie za to wdzięczna i teraz nie wyobrażam sobie już życia bez koni.
"Dalsza" rodzina nie interesuje się końmi jakoś szczególnie, ale wie że jeżdżę, pytają jak mi idzie, jak zawody i próbują czasami podjąć temat.
Tak więc mogę chyba spokojnie powiedzieć, że jestem szczęściarą, że dużo rzeczy przyszło mi łatwiej niż innym właśnie dzięki wspierającym mnie rodzicom :kwiatek:
ja co prawda męża i dzieci nie mam 😉 ale dorzucę swoje 3 grosze:

w zasadzie to sądziłam że zawsze będę starą panną i z nikim nie wytrzymam, bo konie są na pierwszym miejscu 😉 okazało się że wyjściem z takiej sytuacji jest druga połówka z własnym hobby 😉 w prawdzie nie końskim (chyba nawet bym nie chciała koniarza - mam wrażenie że mogła by powstać jakaś rywalizacja) ale muzycznym - konkretnie to mnie los pokarał perkusistą 😎 on w sferze muzycznej stoi na wyższym poziomie niż ja w końskiej 🙄, ale nigdy nie usłyszałam i nie usłyszę tekstu w stylu że "za mało czasu przeznaczam na niego", już prędzej to ja mogę być zazdrosna o jego "kochankę" i brak czasu 😉 bo jego szkoła, uczniowie, ćwiczenie, próby + koncerty i "joby" zajmują prawie cały dzień, do późnego wieczora...

i choć nie ma pojęcia na temat koni, to jest to jedyna osoba która mnie wspiera w tej materii i zabrania mi zrezygnować - zaproponował mi nawet pomoc finansową żebym tylko jeździła choć sam ledwo wiąże koniec z końcem...  :kwiatek:
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
24 października 2009 17:46
W temacie rodzice - koń - dziecko:
Moja mama i jeździła, i powoziła. I była moją zmorą podczas pierwszych lat nauki jazdy. Jak mama wchodziła na halę, to prowadzący jazdę wychodził, bo po co dwie osoby mają się równie głośno w tym samym temacie drzeć?  😂  A ja wiecznie czerwona jak burak byłam. A jak gleby się zdarzyły... "No na co czekasz, wsiadaj i popraw ten galop, co to miało być?!"
Mamusia  😁

Ale co innego jazda konna, a co innego własny koń. Tego nigdy nie była w stanie zrozumieć.
Ja przerabiałam związek z koniarzem i zdecydowanie na przyszłość wolałabym związać się z kimś, kto ma inne hobby.
Raz, że ma się szansę spędzić trochę czasu osobno, dwa - zawsze gdzieś musi pojawić się element rywalizacji, odmienne poglądy dotyczące jeździectwa... a jak się ma wspólnego konia to już w ogóle dramat  😵
Orzeszkowa czyli jednak moje obawy się potwierdziły 🙄 współczuję i życzę powodzenia następnym razem!
Orzeszkowa, zgadzam się z Tobą. Mnie się taki "myk" nie udał 😉 Ex był jeżdżącym rekreantem i... miał hopla na punkcie metod naturalnych do takiego stopnia, że zrobił mi awanturę, bo stwierdziłam, że będę jeździć z wędzidłem, w momencie, kiedy w jego mniemaniu każdy powinien jeździć bez ogłowia. Z resztą, tego typu różnic w zdaniach było dużo.
Choć z drugiej jednak strony myślę, że gdyby na jego miejscu był po prostu jeździec z prawdziwego zdarzenia, wiedzący i jeżdżący lepiej ode mnie, taki "ułan sprzed wojny" 😉 to też pewnie moje relacje z nim inaczej wyglądałyby...

Nigdy nie sądziłam, że wspólna pasja będzie w związku tak ważna. Teraz jednak nie wyobrażam sobie tego inaczej. Mamy z partnerem równe cele, marzenia, pomagamy sobie i uzupełniamy doświadczeniem, dykutujemy i przede wszystkim mamy mnóstwo czasu dla siebie bo poświęcamy go także naszej wspólnej pasji - koniom. Według mnie jest to układ idealne choć wielu nas straszy, że się w końcu sobą znudzimy, ja jednak nie chcę i nie zamierzam w to wierzyć.
Jeśli chodzi o rodzinę to nikt nie pasjonuje się tak jak ja, ale po kilku latach przekonywaniai narzekań dali mi spokój i zrozumieli, że nie umiem bez koni żyć.

Podziwiam jednak związki ,w których partnerzy różnią się pasjami, a znajdują dla siebie czas.
mój mąż konia od strony jeździeckiej poznał razem z moja osobą 😉 do jazdy konnej go namawiam namiętnie ale po 5 latach dopiero kłusem się wozi raz na ruski miesiąc(gdyby nie fakt że mężowi instruktora nie wypada nie umieć jeździć to by nie wsiadł nawet) 🙂 jednak konie lubi i w zasadzie wszystko o nich juz wie a o siodłach to chyba więcej niż ja po studiach końskich 😉 Najważniejsze jest dla mnie jednak to że wspiera mnie w mojej pasji i zajmie się dziecinką naszą jak ja jeżdżę, czyszczę czy uczę albo lekcje z jazdy prowadzę. Czasem to mam nawet wyrzuty sumienia że na niego tyle obowiązków swoją pasją zrzucam... CZasem coś przebąkuje o sprzedaży koni ale potem się wycofuje z tego zaraz bo ja bez koni to nie ja a i on się przywiązał już tylko się nie przyzna  😁
My oboje z mężem jesteśmy architektami i razem prowadzimy biuro. Mąż nie jest koniarzem, a mojego Demona widział może z10 razy, w tym 2x na filmie. Szczerze mówiąc szlag by go trafił, jak by wiedział,że jestem codziennie u konia. Na szceście prowadzimy raczej osobne projekty, więc nie kontrolujemy się nawzajem. A wiecie jak to jest wyjazd na budowe, spotkanie z klientem, itp. Ale mam w nosie,czego oczy nie widzą......., a wysłuchiwanie: znowu byłaś u Konia. Choć muszę przyznać,że jak Demon dłużej kulał to nawet spytał sie o jego zdrowie tak zupełnie sam z siebie. No mam wyrzuty sumienia jeśli chodzi o synka, bo w sumie gdyby nie koń to odbierała bym go wcześniej z przedszkola. Ale ze mnie jest strasznie wredna matka i jeszce ciągne czasami dziecko ze sobą do stajni po przedszkolu, żeby przygotować konikowi obiadek.
Hehe, moja męża brzęczy jęczy itp że u konia spędzam tyle czasu, ale jak się coś dzieje z futrzakiem, to nawet leci do stajni, żeby mi pomóc. 🙂. Poza tym nie raz mi pomagał, jak miałam taki okres, że niewiele mogłam robić. No i oczywiście chwali się "Głupkiem" jak go nazywa... 🙂
Przeczytalam caly watek i.... cos mi sie w srodku przekreca.

Ustalenia? Pozwolenia? Od chlopaka/meza?  😲 😲 😲

u mnie poki co sytuacja - poza tym ze bywam w kraju a tym samym u koni w odwiedziny w sumie - jest bardzo ladna i nie zamierzam jej zmieniac. Jak jestem w Polsce jestem w stajni codziennie i tylko moje zle samopoczucie jest w stanie mnie powstrzymac przed przyjechaniem do stajni. Jak ktorys zwierzak choruje to potrafie byc kilka razy dziennie. Nie wyobrazam sobie, zeby ktos mi powiedzial: "nie wolno ci isc do stajni, teraz masz miec czas dla mnie". Czasami dziadkowie sie denerwuja, ze malo ich odwiedzam, tylko w stajni ciagle jestem, ale kilka razy po zrobieniu mi wyrzutow odbylismy rozmowe i od tego czasu nikt nie komentuje moich wypadow do stajni. Druga babcia wiecznie mowi, ze po co mi te konie i ze powinnam je sprzedac, ale jednym uchem to wpuszczam drugim wypuszczam, bo jak moge na to zareagowac, jesli wielokrotnie tlumaczylam, ze takie komentarze sprawiaja mi przykrosc, a nadal je slysze. Wiec ich po prostu nie slucham. Ojciec w kolko narzeka ze tylko konie i konie, ze moze bym do pracy poszla i mowi to tak, jakby cos do nich dokladal, mimo ze juz od wielu lat nie dostalam od niego na konie chocby zlotowki.
jedyna osoba ktora nigdy nie mowi ani slowa jest moja kochana Mama, ktora to wszystko finansuje i wspiera  :kwiatek: sama zaczynala sie uczyc jezdzic ze mna, niestety mama juz nie jezdzi, ale Mlodziak, ze to tak powiem, "ujezdza sie" z mysla o mamie kiedys tam 😉 ale zawsze chetnie marchewke przywiezie jak jest w PL, czy zajrzy do kopyt sprawdzic czy wszystko OK 😉

a jesli chodzi o mnie - nie mam chlopaka, narzeczonego, meza... i swietnie mi z tym! mozecie sie popukac w glowe, ale ja osobiscie zamierzam ten stan utrzymac mozliwie jak najdluzej. Uwielbiam sama rozporzadzac moim czasem i fakt, ze ktos moglby mi powiedziec ze tego czy tamtego nie moge, wywoluje u mnie reakcje alergiczna. Moj czas nalezy do mnie i ode mnie zalezy czy, komu i ile chce go poswiecic. Nie wyobrazam sobie obecnie zadnych zmian 😉
tak samo nie wyobrazam sobie posiadania "konskiego" meza, stajnia to jest moje miejsce zeby sobie uciec od problemow i "pogadac" z moimi konmi, nie myslec o tym strasznym swiecie gdzies poza terenem stajni. sam pomysl, ze ktos moglby za mna lazic krok w krok nie tylko w domu ale jeszcze w stajni... brrrrr!  😲
nie potrafilabym tez postawic faceta przed koniem. kon mnie nigdy nie zdradzi, nie oszuka, nie oklamie i zawsze bedzie tam, gdzie go zostawilam. raczej tez nikt mi go nie zabierze, a nawet jesli to przynajmniej grozi za to odpowiedzialnosc karna 😉
z facetem nie ma juz takiej pewnosci. Kon co prawda rury nie wymieni ani nie pomaluje pokoju, ale od czego sa specjalisci  😁 poza tym tego akurat sie zawsze moge nauczyc, przynajmniej sie jakos rozwine  😁

trzymam za Was kciuki dziewczyny  :kwiatek:
a co do utrzymywania konia w tajemnicy... przez chyba dobry rok moj ojciec nie mial zielonego pojecia o posiadanym przeze mnie Kaprikornie  😁 a potem jeszcze przez kolejne 2,5 roku o tym, ze poza Kapriola jestem wlascicielem jeszcze jakiegos ogona. Jak sprawa "wyplynela" to bylo troche awantury 😁 ale dalo rade  😉
Orzeszkowa, zgadzam się z Tobą. Mnie się taki "myk" nie udał 😉 Ex był jeżdżącym rekreantem i... miał hopla na punkcie metod naturalnych do takiego stopnia, że zrobił mi awanturę, bo stwierdziłam, że będę jeździć z wędzidłem, w momencie, kiedy w jego mniemaniu każdy powinien jeździć bez ogłowia. Z resztą, tego typu różnic w zdaniach było dużo.
Choć z drugiej jednak strony myślę, że gdyby na jego miejscu był po prostu jeździec z prawdziwego zdarzenia, wiedzący i jeżdżący lepiej ode mnie, taki "ułan sprzed wojny" 😉 to też pewnie moje relacje z nim inaczej wyglądałyby...


Ha, u nas było tak, że teoretycznie jeździliśmy na podobnym poziomie, ale każde miało inną wizję: ja - powoli, łagodnie, dać koniowi tyle czasu ile trzeba, on - ma być na już, "zbieranie" od ręki itd. Z prowadzeniem jazd było bardzo podobnie - ja zaczynałam pracę z ludźmi od nauki stępa, zatrzymań, ruszeń i skrętów, on od kłusa.
A mój koń, który miał być naszym wspólnym koniem, to już w ogóle masakra była, bo ja chciałam kobyłę powoli odrabiać i mieć ją po prostu do jeżdżenia, on chciał od razu zawody, hubertusy. I o to wszystko zawsze były spory.

Choć z drugiej jednak strony myślę, że gdyby na jego miejscu był po prostu jeździec z prawdziwego zdarzenia, wiedzący i jeżdżący lepiej ode mnie, taki "ułan sprzed wojny" wink to też pewnie moje relacje z nim inaczej wyglądałyby...

Na pewno. U nas najgorsze było to, że żadne nie było dla drugiego autorytetem, więc ciężko było sobie zwrócić uwagę na cokolwiek  😵

Kaprioleczka, albo nigdy nie byłaś zakochana, albo masz jakieś złe doświadczenia po poprzednich związkach. Przecież życie ze sobą to nie jakiś przykry obowiązek, jeśli kogoś kochasz, to sama chcesz mu poświęcać swój czas, a jak trafisz na właściwą osobę i nie dasz się wpędzić w jakieś chore układy, to konie nie powinny kolidować z udanym związkiem

Kaprioleczka, albo nigdy nie byłaś zakochana, albo masz jakieś złe doświadczenia po poprzednich związkach. Przecież życie ze sobą to nie jakiś przykry obowiązek, jeśli kogoś kochasz, to sama chcesz mu poświęcać swój czas, a jak trafisz na właściwą osobę i nie dasz się wpędzić w jakieś chore układy, to konie nie powinny kolidować z udanym związkiem


zakochana bylam kilka razy... konczylo sie to dosc roznie 😉 ostatnim razem faktycznie nie za fajnie (choc i bez dramatow 😉 nie bylo przezyc traumatycznych) , ale mysle, ze raczej nie od tego to zalezy.
Zeby nie wyszlo, ze chce kogos oskarzac czy cos komus wyrzucac czy cos, bo przeciez jestem calym sercem za Wami dziewczyny i Wam kibicuje i trzymam za Was kciuki  😅 :kwiatek: ale co to za milosc, jak musisz sie klocic, albo jak on ci wyrzuca wyjazd do stajni? to milosc w dzisiejszych czasach polega na tym, zeby jedno drugiemu na zlosc robilo albo je ranilo? co to za milosc, jak gdzies w glowie czujesz sie winna za to, ze robisz to, co kochasz, ze robisz to, co chcesz? od kiedy milosc polega na tym, zeby kogos wpedzac w poczucie winy? A to "oszukiwanie" w kwestii ilosci koni? Gdzie sie podzialo to slynne zaufanie?  🤔wirek:

po przeczytaniu tego watku z miejsca postronnego obserwatora posiadajacego czas (jeszcze) nie ograniczany, ja jestem przerazona. Nie przerazona, pora wziac miecz i zrobic tam porzadek 😉 tylko przerazona tak w sobie w srodku. Nie wyobrazam sobie chowac sie po katach z tym, czy w stajni spedzilam godzine czy 4, jeczec ze "ja chce do stajni" a potem przez cala jazde miec gdzies w glowie "TO spojrzenie", a na koniec udawac: "nie, gdzie tam, ja mam tylko jednego konia"... znaczy jasne, jest to kwestia przystosowania, doswiadczen, dogadania, bo przeciez nie wszystkie Voltowiczki tak maja, ale mi to (w sensie w swietle moich doswiadczen) nie przypomina doroslego zycia, tej wolnosci na ktora sie czeka cale dziecinstwo - ze bawic sie czlowiek nie bedzie mogl, ale przynajmniej bedzie za siebie decydowal. Mi to przypomina bycie dzieckiem i proszenie, czy mnie tatus pusci do stajni a potem zamiast sie cieszyc jazda to tylko caly czas pamietac, ze jeszcze lekcje nie odrobione, jakby to bylo w zyciu najwazniejsze. Chowanie sie po katach, bo mam szlaban a i tak "za duzo czasu laze na te konie". Jeczy, ale finansuje to jest ok? wcale nie jest ok. Kupilam sobie i przez 3,5 roku utrzymywalam konia, o ktorym on nie mial pojecia, a kiedy sie dowiedzial to jeszcze zamiast wyciagnac z tego jakis wniosek, ze brak zaufania, ze strach, ze cos nie tak, to on mnie opieprzyl (mowie o ojcu nie o chlopaku).
Nie czekalyscie na bycie doroslymi, zeby od tego uciec? Moze to ja mam takie zle doswiadczenia z dziecinstwa i z tego to wynika (ale w takim ukladzie po prostu sie ciesze, ze Voltowiczki mialy dobre dziecinstwo  :kwiatek: ), ale to ja juz wole sie nie zakochiwac i nie wpedzac sie po raz kolejny w cos, z czego dopiero co sie wydostalam i czekac znow na laske czy nielaske pana i wladcy do konca zycia.
Zreszta w moim przypadku wiekszosc zwiazkow dzialala na zasadzie, ze dziala poki jest fajnie, cos sie psuje, nie podoba sie - tam sa dzwi. czasami boli, raz nie moglam sie otrzasnac naprawde dlugo (i nawet w mojej podswiadomosci chyba sie ciagle nie otrzasnelam, ale da sie zyc), ale ostatecznie tak wychodzi lepiej. w jednym z tych ktore ja zakonczylam, koles do tej pory ma do mnie "cos" i nie potrafie z nim wytrzymac z nim w jednym pokoju dluzej niz 5 minut bo zaczynam chodzic po scianach, bo zaczynam sie czuc uwiazana  😁 . Jak biora, to wiedza co i ze to tak powiem, nie maja prawa skladania zazalen  😁

mam nadzieje ze wyjasnilam moj punkt widzenia, z ktorym oczywiscie nie ma obowiazku sie zgadzac i ze nikogo nie urazilam, a jak urazilam to przepraszam  :kwiatek: bo naprawde nie mialam takiego zamiaru ani checi

edit: literowki 😉
Moją kobyłkę kupiłam jak już byłam mężatką, a córka miała 9 lat. Tak naprawdę to przez nią, bo zaciągnęła mnie na jazdę konną i jak zbliżyłam się do koni to okazało się, ze nie mogę bez nich żyć. Szczerze to podziwiam mojego męża bo w stajni jestem codziennie, a jak nie jestem w stajni po pracy to tylko dlatego, że jestem na służbowym wyjeździe 🙂. Praktycznie większość mojej zarobionej kasy idzie na konie ponieważ  międzyczasie dokupiłam wałaszka dla córki, bo nie potrafię się dzielić kobyłką  😀. Oczywiście nie raz i nie dwa zdarza się, że w gorszych dniach mąż wypomina mi brak czasu i wydawane pieniądze, ale tak naprawdę to lubi słuchać o koniach, kibicuje córce na zawodach i nie przeszkadza mi w rozwijaniu umiejętności. Nie wiem co by było gdybym nagle straciła źródło dochodu? Czy pomógłby mi w tym czasie w utrzymaniu koni? Mam nadzieję, że tak bo nigdy nie narzekał, że tak dużo trzeba wydać jak klacz była chora i wszystkim tłumaczy, że te koniska u nas juz na zawsze zostaną (klacz na pewno tak), jednak panicznie boję się takiej sytuacji. Tylko raz ukryłam przed nim fakt związany z końmi kiedy kryłam kobyłkę. Wygadała się koleżanka i była straszna obraza z jego strony na trzy dni. Jednakże jak źrebię padło po urodzeniu i znowu kryłam po cichaczu to zapytał się kiedyś ze śmiechem w którym miesiącu jest  🙂. Sam boi się koni i jest problem, żeby przytrzymał któregoś na uwiązie, nie chce też dać się namówić na naukę jazdy, ale jak coś się dzieje z którymś zwierzakiem to dzielnie mi pomaga zastępując w innych czynnościach lub chociażby przywożąc do stajni leki, opatrunki lub żarełko. Moja mam i teściowa wogóle nie rozumieją naszej pasji i chyba nie mają na mój temat najlepszego zdania z tego powodu, ale generalnie mi to lotto 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się