Konie , a rodzina .

tata w pełni rozumie-sam jeździ
mama, babcia- mówią żebym zrezygnowała, bo studia, bo kręgosłup po wypadku sie sypnął (a wypadek na rowerze  😀). Nie rozumieją po co ciągle trenuje skoro tak dobrze sobie radzę (yhhyyyyy...). Maa zakaz przyjeżdżania na zawody żeby nie przeszkadzać, ale cieszą się, że mam jakąś pasję
dziadek-cały czas mówi, że kupi mi lepszego konia niż tata mi dał. Jeśli będę chciała to kupi mi nawet araba!  😀
chłopak-wkurza się, że czas który mogłabym poświęcić jemu, poświęcam koniom. Nabija się jak mówię, ze jeździectwo to sport.
Moi się nie spodziewali jakiego joba dostanę, jak mnie te 16 lat temu zawieźli na lonżę 😂 Nie pałałam jakąś super miłością wcześniej, a po tej wizycie w stajni mi się głowa zagotowała i było tylko koniekoniekonie. Na początku spoko, później już był problem, bo trzeba było zawieźć, zapłacić, czas poświęcić. Jak po 3 latach pierwszy raz spadłam to szpital na 3 miesiące (leczyli na zapalenie płuc, a ja gruźlicą się zaraziłam) i niechęć do koni trochę wzrosła, także jeździłam rzadko po dłuuugiej przerwie.
Jak miałam propozycję wzięcia do juniorów i w trening, to oczywiście było "nie", bo trzeba by jeździć częściej, za co mam żal do matki, bo może bym coś umiała, a tak całe życie dupoklepstwo. No, ale rozumiem też, że koszta, dojazdy itp. W końcu sama zaczęłam tyrać w stajniach, żeby móc jeździć częściej i za darmo, co matce też się nie podobało, bo późno wracałam 🤣 W międzyczasie miałam trochę przerw, bo zachlastać się można było tym robieniem w stajni i jeżdżeniem samemu na ledwo ujeżdżonych koniach 👀
Niedawno wyjechałam na prawie 3 lata z domu, koni zero, jak wróciłam to sami zaproponowali, że może by tak konia kupić? I zmiana nastawienia o 180 stopni, tapety w telefonach z czarnym, jakieś udostępnianie moich fot na fejsbukach, uśmiech od ucha do ucha jak mówią, że mam konia, jak przyjadą czasem to cała stajnia wygłaskana, kurde, no zaczęli wspierać. I resztki chleba mi suszą  😜 A, i kiedyś-kiedyś matka nawet na lonżę wsiadła, ale nie spodobało się, bo męczące 🤣
Dziadki w ogóle bezproblemowo, tylko babcia coś pomarudzi, że ona miała kasztany i takie najpiękniejsze 🤣
Dla mnie wielkim wsparciem i radością jest chłopak. W sumie dzięki niemu wróciłam do jazdy po mniej więcej 2 letniej przerwie. Byliśmy na wakacjach, ja lubię wsiadać w nowych miejscach więc wyłapaliśmy jakąś stajnię i poszliśmy. On na lonżę, ja jeździłam samopas. Wróciliśmy dnia następnego mimo, że miałam dziurę w palcu od jazdy bez rękawiczek (mam strasznie delikatne dłonie -.-) i potem poszło. Po powrocie do domu zobaczyłam, że znajoma ma konia do współdzierżawy. Od tego czasu chłopak zaczął regularniej jeździć pod moim okiem. Absolutnie nic ambitnego jednak bardzo cieszy mnie to, że porusza się w tych trzech chodach, konia ogarnie, że możemy pojechać sobie w teren będąc gdziekolwiek. Wszystko na luzie i ostrożnie bo on jako dziecko miał duże problemy z kręgosłupem. Konie się zmieniały a on cały czas się angażuje chociaż muszę przyznać, że temperatura na minusie trochę go zniechęca. Przy okazji jak ja niedomagam to on wsiada na kobyłkę i nawet się dorzuca do opłat (plus płaci za paliwo) 🙂
W mojej rodzinie niestety nikt nie jest koniarzem. Zaczęłam jeździć kilkanaście lat temu, był organizowany festyn w stajni i klasowo poszliśmy,  była możliwość przejechania się na koniu o oczywiście spróbowałam. Tak mi się spodobało że jak wróciłam do domu nakręcałam mamę na naukę jazdy konnej. Po jakimś czasie się udało ale oczywiście mój młodszy brat też chciał. Więc wybraliśmy się w trójkę, (moja mama oczywiście w roli obserwatora tylko) na lonze. Mojemu bratu sie nie spodobało a ja się zakochalam. Od tamtej pory konie były zawsze numerem jeden, dziewczyny chodziły na imprezy, malowały się,  ubieraly się w super ciuchy a ja szukałam bryczesow, sztybletow lub kasku i miałam z tego frajdę. Moja mama boi się koni, a mój tata dziwi się zawsze czym ja się męczę jeżdżąc konno, bo to przecież koń biega a nie ja. Z ich strony, a bardziej ze strony taty mam wsparcie finansowe,  bo zawsze jakieś drobne mi da na konia, a mama zbiera dla rumaka suchy chleb i zawsze jak jestem w domu to ki go daję co też jest urocze. Mama to mój wierny kibic, zawsze jak brałam udział w zawodach to przychodziła oglądać.
Konia dostałam tak jakby w prezencie ślubnym,  tzn. Część kasy od teściowej ktora jest naprawdę cudowną kobietą i zawsze ale to zawsze jak rozmawiamy to pyta się co tam u Donhuana. Z mężem trochę gorzej, już nie wspomnę ile razy się poklocilismy o Donka i w ogóle o konie. Bardzo dużo czasu spędzam w stajni, z racji posiadania wlasnego rumaka i z tego ze jestem instruktorką. Stety niestety jest to praca w godzinach popołudniowych i w weekendy, wszyscy mają wolne, są święta ja pracuję,  ale kocham to bardzo inie widzę się nigdzie indziej. Mąż ma prace od 8 do 16 od pon do pt i ciągle narzeka że nigdy mnie nie ma w domu. Teściowa czesto mawia jak czasemdo niej podjadę po koniach, oczywiście w bryczesach (już cała moja rodzina zdążyła do tego przywyknąć) że nie widzi mnie nigdzie indziej jak tylko pracująca w stajni, przy koniach. Często bywa tak ze w stajni spedzam po 12 godzin, wracam koło 21 do domu.
Za to moja babcia upiera sie cały czas żebym sprzedała konia bo to same problemy tylko. No i oczywiście mąż też narzekacaly czas na to że to skarbonka bez dna i co można by bylo kupić za tą kasę, on na szczęście nie wie o połowie sprzętu ktory posiadam. Siodło kupiłam za własne uciulane pieniądze a i tak mu powiedziałam ze kosztowało o połowę mniej. Choć później przez pewien czas wyrzygiwal mi ze bogata jestem skoro mnie stać na siodło za 1000zl. On na szczęście nie wie ile dokładnie zarabiam, fakt jest taki ze nie jest to stała pensja, tylko od ilości jazd, bo ponad połowę przeznaczam na konia. Ale czasem się chwali tym, że ma wlasnego konia (na papierze jest mój ale niech se ma) 🙂
kujka   new better life mode: on
02 stycznia 2015 22:52
asds   Life goes on...
02 stycznia 2015 23:24
Damy radę scalić wątki?  :kwiatek:
Moi rodzice mimo, że mieli swoje konie, to jak słyszą, że jadę do stajni to kręcą nosem.
Mój mąż kiedyś ze mną jeździł, teraz nie wsiada. Niby nie ma nic przeciw, że jadę do stajni, ale widzę, że jest naburmuszony, przez to mi się odechciewa jeździć.
jeździectwo jak mało który sport/hobby wywołuje takie emocje i reakcje wśród rodziny. Może to ze strachu?
Strach pewnie jest jedną z przyczyn. Nieprzewidywalność koni, wypadkowość itp na pewno się przyczyniają do patrzenia krzywym okiem. Kolejne powody to zapewne: dojazdy i czas spędzony w stajni (w końcu stajnie często są dość daleko od miejsca zamieszkania), brak spektakularnych efektów jeśli ktoś nie jeździ sportowo, KOSZTY (jazda rekreacyjna jest droga, posiadanie własnego konia to już w ogóle ryzykowna bajka 🤣 ). Inna sprawa, że wiele sportów wiąże się z kosztami czy czasem jeśli ktoś nie chce grać w tenisa czy pływać raz na tydzień.
Mama - ok, wspiera, pyta co u konia, zrozumiała że to już część mojego życia i do konia trzeba jechać. Czasem jedzie, pomizia i da marchewkę 😉
Ojciec - po co ci te konie, wydajesz moje/swoje pieniądze (zarabiam już na wszystko sama), tracisz czas itp. Generalnie nie rozumie, że to moja pasja i coś więcej niż weekendowe klepanie tyłka.
TŻ - złoty człowiek 😀 przyjął mnie z dobrodziejstwem inwentarza, rozumie, wspiera, wysłuchuje moich jojczeń i zachwytów; wie że ostatnią złotówke wsadzę w konia 😉
Znajomi - 3/4 ludzi których znam, to osoby ze światka jeździeckiego... Pozostali traktują to jak normalne hobby, czasem zadają ciekawe pytania, ale ogólnie skończyły się czasy, kiedy na hasło "jeżdzę konno" chłopakom podnosi sie.. ciśnienie  😂

Czasem żałuję, że nikt  z rodziny nie jeździ konno. Zawsze to jakaś wspólna pasja byłaby, okazja do wymieniania doświadczeń w czasie kolacji itp
U mnie bardzo długo rodzice robili wszystko,aby zniechęcić.Konia miałam,owszem-ale nie takiej klasy jak potrzebowałam,wstawałam o 5:30 do LO a potem drałowałam do stajni.Minus 20,nieważne-byłam zacięta i twardo jeździłam,aż w końcu po 3 latach żebrania,zdania celująco matury doczekałam się konia na miarę i swoich marzeń,i prospektu na międzynarodowe GP,co było moim marzeniem-płakałam przez 3 lata o konia obiecanego w klasie maturalnej-niestety tak długi okres oczekiwania wiązał się z finansami,gdyż pierwsza rzecz w którą uderzył kryzys to była branża budowlana.
Obecnie mój tata już rozumie moje parcie na zawody i mam w nim wielkie oparcie,nie tylko finansowe.Wychodzi on z założenia,że pomaga się ludziom chcącym,a ponieważ ja chciałam i byłam zacięta jak nikt inny-to teraz mój tata sam dąży do tego,aby mi się udało.
Mama zawsze zaś narzeka na koszty tej zabawy,ale też mnie wspiera.Reszta rodziny,szczególnie babcie wiecznie jojczą czy aby na pewno muszę iść do stajni,bo przecież "konikowi nic się nie stanie".
scaliłam
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się